poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 6

Laura

Obudziłam się rankiem. Nie mogłam się doczekać aż pójdę do szkoły. Wiem, że to trochę dziwne. Kto by chciał chodzić do szkoły i się jeszcze z tego cieszyć, ale ja przez bardzo długi okres uczyłam się w domu z dala od rówieśników. Cieszyłam się bardzo, że poznam nowe osoby. Wybrałam odpowiedni komplet ubrań, założyłam je i zrobiłam bardzo delikatny makijaż. Po skończonych porannych czynnościach, ruszyłam do kuchni w celu zjedzenia śniadania. Na stole były już uszykowane naleśniki. "Pewnie mama już w pracy."- pomyślałam i bez zastanowienia wzięłam się za jedzenie. W domu panowała cisza, dlatego włączyłam radio. Dostałam je od Chris'a. Wygląda bardzo ładnie. Musiał się na nie wykosztować, lecz to w jego stylu. Jak to on mówi "Lepiej kupić coś porządnego niż do dupy." Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Moje ostanie urodziny... Z tej okazji je dostałam. To niesłychane jak zwykły przedmiot może sprawić tyle radości. Kiedy skończyłam, usłyszałam, że ktoś przyjechał pod willę. Wyjrzałam przez zasłonę i zobaczyłam, że przyjechał Joe. No tak. Wczoraj coś wspominał, że mnie podrzuci. Szybko wzięłam torbę i ruszyłam dumnie na zewnątrz. Zatrzymał mnie ochroniarz.
-Proszę panią o chwilę cierpliwości. Pani ochroniarze już idą.- poinformował ją mężczyzna
-Mama kazała panu przekazać, że dziś mają wolne.- skłamałam na poczekaniu
Nie chciałam, aby dziś mnie pilnowali. Muszę porozmawiać z matką na ten temat. Po co do szkoły mi ci mężczyźni?
-Emm... W takim razie przekaże im to. Proszę podziękować pani Marano.- zmieszał się, a ja wyszłam

***

-Nie wiesz jak się cieszę, że będziemy chodzić do jednej klasy.- powiedziałam podekscytowana
-Dobrze, mówiłaś mi to już z tysiąc razy. Rozumiem.- odpowiedział brunet, uśmiechając się do mnie czule
-Wiem, ale tak bardzo się cieszę. Muszę jeszcze tylko iść do naszej wychowawczyni, bo ona ma mi dać jakieś kartki. - zmieniłam temat
-Pomożesz mi znaleźć pokój nauczycielski?- zapytałam, a on skinął głową i złapał mnie za rękę
 Po chwili byliśmy pod wyznaczonym miejscem.
-Dzięki. Poczekasz na mnie?- poprosiłam
-Tak. Będę tu niedaleko.- wskazał na ławkę i odszedł
Zapukałam do drzwi, ale nikt nie wyszedł, a więc ponowiłam swoją czynność. Drzwi otworzyły się. Wyszła jakaś nauczycielka.
-Dzień dobry, nazywam się Laura Marano i chciałabym poprosić panią Jenkins.- przedstawiłam się, a kobieta o blond włosach i ze zmarszczkami uśmiechnęła się
-Dzień dobry! Ja właśnie nazywam się Gabriela Jenkins. Mam dla ciebie parę dokumentów, które powinna podpisać twoja mama. Wiem, że masz plan tylko na dziś, więc tu masz plan na cały tydzień. Poczekaj przed klasą. Jak wszyscy wejdą poproszę cię i przedstawię dobrze lucjo.- powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi
-Jestem Laura, proszę pani.- poprawiłam ją
-Oj przepraszam cię. Miło witać nowego ucznia. Życzę ci powodzenia, a teraz zmykaj.- odrzekła i zniknęła za drzwiami 
Zaśmiałam się krótko i z kartkami w ręku wróciłam do przyjaciela.
-Już?
-Tak. Możemy już iść. Trochę zakręcona ta nauczycielka. Mam wrażenie, że ma kłopoty z pamięcią.- stwierdziłam, a on uśmiechnął się szeroko
-Jeśli chodzi o tematy z chemii to pamięta je świetnie. Tylko inne rzeczy już mniej. Tak jakby jej pamięć była już zapełniona.- odparł, a ja zachichotałam
Wtem rozległ się dzwonek. Dotarliśmy pod klasę. Pierwsza chemia. Kiedy nauczycielka przyszła i otworzyła klasę, zrobiłam to co mi kazała. Zaczekałam.
-Klasa do ,której  należysz osiąga bardzo dobre wyniki w nauce i myślę, że ty również bardzo szybko nadrobisz szkole zaległości.- powiedziała zanim weszła, a ja skinęłam głową
-Zanim zaczniemy, chciałam wam przedstawić nową koleżankę Laurę Marano, która razem z wami od dziś będzie w waszej klasie.- zwróciła się do uczniów, a następnie do mnie 
-Lauro proszę usiądź sobie z kim chcesz.
Zobaczyłam, że Joe zrobił mi już miejsce obok siebie, więc podążyłam w jego stronę. Wtedy spojrzałam w stronę okien, mój wzrok został przyciągnięty przez chłopaka, który się we mnie w wpatrywał. Nie wierzyłam, to był ten blondyn, któremu pomogła. Poczułam lekką złość i bez wahania wybrałam bruneta, nie zwracając uwagi na jasnowłosego. Delikatnie odsunęłam krzesełko i usiadłam.Wyciągnęłam zeszyt od chemii, piórnik, oraz książki i zaczęłam przepisywać z tablicy notatkę, którą wyświetliła nam pani na tablicy.
Lekcja mijała w skupieniu, kiedy zadzwonił dzwonek każdy spakował się i wyszedł ja jednak zatrzymałam blondyna.
-Ross możemy porozmawiać?- spytałam ku jego zdziwieniu
Mam dobrą pamięć do imion. -Teraz nie mogę muszę iść.- oznajmił
-To może pogadamy podczas lunch'u?
-Dobrze.- odrzekł tak jakby na odczepkę i odszedł, co zdziwiło mnie
Przecież ja mu nic nie zawiniłam. Chciałam wyjaśnić tylko tamtą sytuację.Wyszłam i ruszyłam za McKinem. Następna mieliśmy biologię, a potem matematykę, historie i lunch. Na wszystkich lekcjach siedziałam z Joe. Obserwowałam innych i starałam się każdego jakoś poznać, co nie było takie łatwe. Mimo to każdy się do mnie uśmiechał, więc czułam się coraz lepiej.
Po skończonej lekcji ruszyłam na stołówkę razem z kumplami McKine'a i przyjaciółkami. Byłam głodna. Kiedy doszłam na miejsce, moim oczom ukazała się ogromna kolejka.
-Hej Laura, chodź ze mną.- powiedział Joe
-Nie powiliśmy stanąć w kolejce?- spytałam, gdy chłopak bez problemu ustawił nas przy okienku i od razu dostaliśmy tace z jedzeniem
-W kolejce stoją tylko idioci.- oznajmił, siadając przy stoliku i robiąc mi miejsce obok swoich znajomych
-Aha dzięki za info.- odwróciłam się  aby namierzyć wzrokiem Ross'a
Był już niedaleko, aby dostać jedzenie.
Widziałam, że chłopak idzie w stronę wolnego stolika, który jest dwuosobowy i  stoi pod oknami. Kiedy przechodził obok jakaś dziewczyna podstawiła mu nogę i chłopak się przewrócił, tracąc swój lunch, każdy zaczął się z niego śmiać. Nie mógł podejść już do okienka po to samo danie, ponieważ nie miał już karteczki, które są jednorazowe, każda z nich jest na inny dzień. Było mi go bardzo szkoda. Blondyn posprzątał swoje jedzenie i wyrzucił do kosza na śmieci. Następnie usiadł przy stoliku i wyjął jakąś książkę. Bez chwili namysłu wstałam razem ze swoim jedzeniem i ruszyłam w stronę stolika przy, którym siedział.
-To nie było śmieszne.- rzuciłam za nim zdążyłam odejść i posłałam przepraszające do przyjaciół -Mogę się dosiąść?- spytałam
-Jak chcesz.- powiedział smutno i obojętnie
-Proszę.- powiedziałam, przesuwając tace na środek stolika, aby i on też mógł coś zjeść
-Podzielę się z tobą.- dodałam, uśmiechając się krzepiąco
-Nie musisz.
-Spokojnie starczy dla nas dwoje. -powiedziałam, biorąc się za jedzenie Chłopak się uśmiechnął i również zaczął jeść. 
-Dlaczego siedzisz ze mną? Takie osoby jak ty nie siedzą z takimi osobami jak ja.- zapytał Ross
-Taką osobą jak ty, czyli jaką?
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.- powiedział uśmiechając się drwiąco i zamykając książkę
-Przecież dobrze się uczysz.- mruknął
-Tak, ale ja nie jestem odpowiednim towarzystwem dla takiej osoby jak ty.
-Dlaczego jesteś taki niemiły. Przecież nic ci nie zrobiłam.
-Wiem... Przepraszam, nie to miałem na myśli.- przeprosił mnie
-To co miałeś na myśli, mi możesz powiedzieć.- zachęciłam go
Byłam bardzo ciekawa. -Chodzi o to, że rówieśnicy z klasy mnie nie lubią. Sama widzisz na każdej lekcji, iż siedzę sam. Nikt nie chce się zadawać  z biedakiem, którego nie stać na markowe ciuchy.- wypowiedział bardzo cicho, ale zrozumiale 
-Dlaczego kiedy byłeś u mnie  to uciekłeś w nocy, widziałam nagranie z monitoringu?- zadałam kolejne pytanie
-Nie chciałem twojej łaski, litujesz się nad taką osobą jak ja niepotrzebnie i tak nie mogę ci nic dać w zamian.- rzucił w moją stronę
-Ross ja się nad tobą nie lituję, chce po prostu...- zamilkłam, nie wiedziałam, co powiedzieć
-Wiedziałem...- szepnął, wstał i odszedł
Po skończony lunchu czekały nas tylko dwie lekcje - fizyka i geografia. Kiedy rozbrzmiał dzwonek kończący ostatnią lekcje, poszłam zmienić obuwie i wyszłam z budynku. Moja limuzyna czekała już na mnie. Miałam już wsiadać do samochodu, kiedy zobaczyłam jak koledze McKine'a znowu zaczepiają Ross'a.  Chciałam interweniować, ale oni po chwili rozeszli się. Było mi go bardzo szkoda, dlaczego oni go tak traktują i to za co? Już zamykałam drzwi, ale ujrzałam znajomą twarz...


Ross

Kiedy wyszedłem ze szkoły, znów natknąłem się na chłopaków z mojej klasy. Wyglądali na niezadowolonych, a wiedziałem czym to groziło. Westchnąłem głęboko i ruszyłem, żeby ich ominąć, ale zatrzymali mnie.
-O co znów chodzi?- zapytałem znudzony i poprawiłem plecak, spoglądając gdzieś w bok
-Nie mów, że nie wiesz. Marano to nie twoja liga koleś. Odpuść ją sobie, a my damy ci na tydzień spokój.- powiedział groźnie Alex, wysoki i postawny brunet
-Nie znam żadnej Marano.- rzekłem zdziwiony, a on uderzył mnie w ramię
Od ruchowo złapałem się za to miejsce. Oddałem mu. Chciał zrobić to samo, ale jego kolega go zatrzymał.
-Nie warto.- mruknął, a on odpuścił
-Nie udawaj. Laura Marano. Już kojarzysz?- pokiwałem głową
-Nie chcemy robić ci krzywdy, ale sam się o to prosisz koleś. Zostaw ją w spokoju. Chyba, że chcesz do reszty zniszczyć sobie życie w tej szkole.- zagroził mi i odszedł
 Przeczesałem włosy i ruszyłem dalej. Ta brunetka była dla mnie za kłopotliwa. Mimo to polubiłem ją.... Ale tak nie może być. Nie mogę być słaby. To pewnie jakiś denny żart. Widziałem jak siedziała z swoimi kolegami- elitą szkolną. Alex ma rację. To nie moja liga. Z resztą mam, co innego na głowie...


Wpadamy do Was z nowiusieńkim rozdziałem, mamy nadzieje że Wam się podoba.
 Rozdział jest  dłuższy, ale nie bez powodu, ponieważ  kolejny rozdział nie prędko się ukaże chciałybyśmy napisać  trochę rozdziałów na przód, abyśmy podczas chodzenia do szkoły miały troszkę lżej.

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 5

Laura

W galerii spotkałyśmy Joe'go. Zaprosił nas do siebie, więc po małych zakupach pojechaliśmy do niego. McKine mieszka w dosyć duże wilii nieopodal Monic i Sah. Gdy wjeżdża się do tej posiadłości od razu w oczy rzuca się duża fontanna z pozłacanym amorem, który w ręce trzyma łuk i strzałę. Wejście do domu rozpoczynają dwie kolumny, także ma się wrażenie, że wchodzisz do budowli starożytnych Greków, czy Rzymian. Za ogromnymi białymi ścianami i wysokimi czarnymi drzwiami, kryje się przepiękne wnętrze. Urządzone w nowoczesnym stylu. Szerokie schody stanowią centrum holu. Prowadzą one między innymi do pokoju bruneta. Jest on jedynakiem, więc w domu znajduję się parę pokojów gościnnych lub zagospodarowanych tylko i wyłącznie dla sztuki. Piękne rzeźby i drogie obrazy. Rodzice Josepha bardzo lubią takie "klimaty". Po prawo znajduję się gabinet i łazienki oraz basen,  po lewo kuchnia, salon i jadalnie. Kiedy wejdzie się na górę ujrzy się piękny żyrandol i wiele drzwi. Na ścianach wiszą portrety mieszkańców tego domu. Osobno i razem. Czasami żartujemy i rozmawiamy z obrazem, który przedstawia Joe'go, żeby go podrażnić. Szczególnie Chris lubi mu dokuczać, ale to jak chłopaki. Lubią rywalizować.
-Chcecie coś do picia?- zapytał wspomniany brązowooki, kiedy weszliśmy do jego królestwa
Był to duży pokój i 2 oknami, łóżkiem, kanapą, telewizorem na ścianie i szafą. Zapomniałabym dodać, że wszystko było w dwóch kolorach zielonym i czarnym. Jego ulubionych.
-Wodę, a dla Sarah sok pomarańczowy. Jak skończy pisać z Stanley'm na pewno będzie spragniona.- odpowiedziała Monic, a my zaśmialiśmy się
Oczywiście oprócz Manson, która w obecnej chwili świata poza komórka nie widzi. Jest jak zombie, zakochany zombie... 
-Okay to ja zaraz przyjdę!- oznajmił Joe i wyszedł
-Wiesz, bardzo się cieszymy, że będziesz razem z nami chodziła do szkoły. Zobaczysz, bardzo szybko poznasz ten, jakże duży budynek, uczniów i nauczycieli. Spodoba ci się.- zagadnęła mnie  blondynka, a ja uśmiechnęłam się szeroko
-Też się cieszę.- odparłam i przytuliłam ją
Tacy przyjaciele to naprawdę skarb.
-Jestem!- zawołał McKine i wszedł do pokoju z tacą, na której stały szklanki
-Coś mnie ominęło?- zapytała nagle Sah
-Nareszcie wróciłaś.- krzyknęła Blanc i przytuliła, zdezorientowaną dziewczynę
-Nieważne.- pokiwała głową Joe i podał każdemu szklankę
-Powiedz lepiej co to za tajemniczy blondyn.- rzekła Manson i upiła trochę soku
-Przystojny blondyn...- zaczęłam, ale ktoś mi przerwał
-Ech...- westchnął bruneta, a my wszystkie spojrzałyśmy się na niego z podniesionymi brwiami
-No słucham.- powiedział i skinął głowę, abym dalej mówiła
-Dziewczyny...- mruknął, a ja kontynuowałam
I tak to słyszałam!
-Był strasznie pobity i leżał w parku. Zrobiło mi się go szkoda i nakazałam tym dwóm "gorylom", którzy stoją właśnie za drzwiami.- wskazałam przedmiot
-Aby zabrali go. Opatrzyłam go i dałam mu nawet swój pokoju, a on w nocy tak po prostu sobie uciekł. Chyba człowiek nie może być dobry.- powiedziałam wzburzona
-A masz jego numer?- zapytała podekscytowana Monic
-Co?! Ja tu się wyżalam, a ty chcesz jeszcze numer tego gościa? Poza tym i tak o nie mam.- nakrzyczałam na nią, a ona zaśmiała się
Pokręciłam głową.
-To jakiś frajer, że nie docenił twojej pomocy Lau. Nie przejmuj się.- stwierdził Joe i uśmiechnął się krzepiąco
-Dzięki.- odrzekłam i odwzajemniłam jego gest
Wtem po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
-Kto?- zapytał McKine, a drzwi otworzyły się
-Chris!- pisnęła Sarah i zawisła na szyi wspomnianego chłopaka
-Cześć.- przywitał nas
-Hej! Siemka! Cześć!- odpowiedzieliśmy mu, a on pocałował swoją dziewczynę, po czym dosiedli się do nas na kanapę
-Co tam porabiacie?- zapytał z uśmiechem
-Gadamy sobie.- odrzekłam i wzięłam łyka wody
-Chcesz pić?- spytał Joe i wskazał na swoją szklankę

Ross

Grałem na gitarze melodię, która właśnie przyszła mi do głowy, gdy do mojego pokoju wkroczył Riker, Rocky i Ratliff. Odłożyłem instrument na bok i wstałem.
-Rydel nam wszystko powiedziała.- oświadczył najstarszy, a ja głęboko westchnąłem
-Dlaczego nic nie powiedziałeś? Przecież możesz na nas liczyć- powiedział wyższy z brunetów
-Wiem, ale to nic takiego. Nie róbcie ze mnie małego dziecka.- odrzekłem i usiadłem na łóżku
-Stary masz rozcięta brew, podpite oko i pewnie poturbowane ciało. Takich rzeczy nie zostawia się w spokoju.- rzekł Ell i usiadł obok mnie
-Zrobimy tak jak mówi Ryd. Pójdziesz na policję i złożysz zeznania. Jak nie to my cię zawieziemy. Tych pajaców trzeba ukarać.- zarządził blondyn, a ja pokiwałem przecząco głową
-Nie. To nie jest dobre rozwiązanie.
-Właśnie to jest najlepsze rozwiązanie. Nie pozwolę nikogo z mojej rodziny krzywdzić.- oznajmił Rik głosem nieznoszącym sprzeciwu
-Musisz to zrozumieć Ross.- tym razem odezwał się Rocky
-To wy nic nie rozumiecie. Nie można tego inaczej załatwić?- zapytałem z nadzieją 
-No może się da. W takim razie podaj nam imiona i nazwiska.- zarządał blondyn, a ja uczyniłem to, co powiedział
-A teraz pójdziemy na policję.- odpowiedział Ratliff
-Umowa była inna.- wzburzyłem się
-Nie było żadnej umowy. Teraz już nie popuszczę tym gówniarzom. Czy ci się podoba czy nie.- warknął zły Riker i wyszedł 
-Zbieraj się. Teraz już chyba nie mamy wyjścia.- poinformował mnie brat i razem z Ellem, podążyli w ślady najstarszego
Przeczesałem włosy ręką i wstałem. Z pokoju podreptałem do łazienki. Przemyłem twarz wodą i zszedłem do salonu. 
-Gotowy? 
-To chodźmy.- ubrałem bluzę i wyszliśmy

***

Całe 30 minut, które spędziłem na komisariacie, było istną katorgą. Pytali mnie o tyle rzeczy... Wysłano mnie jeszcze na obdukcję, więc musieliśmy jechać szpitala, gdzie byliśmy aż godzinę. A potem z powrotem na policję i nareszcie dom. Do tego mama wróciła i zaczęła mnie wypytywać. Niestety okłamałem ją. Nie chcę, żeby się smuciła. Trzy lata temu, kiedy umarł tata, było nam bardzo ciężo, a szczególnie jej. Teraz chcę szkołę i dać jej powód do dumy. Żeby już cały czas uśmie chała się. 
-Dobrze postąpiłeś. Nie myśl o tym Ross. Będzie dobrze.- rzekł Ell i usiadł obok mnie na wyrandzie
-Dzięki. Bez was nie poradziłbym sobie.- odrzekłem, a on uśmiechnął się krzepiąco




Ello!
Wpadamy do Was z 5 rozdziałem! 
Mamy nadzieję, że się spodoba, bo jesteśmy z niego zadowolone =D
Dziękujemy za ponad 1400 wyświetleń. Jesteście najlepsi!  <3
Next niedługo ;)

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 4

Ross

Gdy wróciłem do domu od razu położyłem się spać. Byłem strasznie męczony no i nadal wszystko mnie bolało. Nawet nie ściągałem z siebie ubrań. W głowie miałem straszny mętlik. Chciałem zapomnieć o wydarzeniu z parku, a to nie było takie łatwe. Poza tym była jeszcze ta Laura... Dlaczego mi pomogła? Pewnie zrobiła to z litości, a tego nie potrzebuję. Potrafię poradzić sobie sam. Tacy ludzie jak ona, czyli bogaci gardzą takimi jak ja. Jutro zapewne nie będzie nawet pamiętać mnie, więc i ja zajmę się sobą...

***

Obudziłem się rano. Przeciągnąłem się leniwie na łóżku i zobaczyłem, że obok mnie siedzi Rydel. Wiedziałem, że czeka mnie poważna rozmowa z siostrą. Podniosłem się i usiadłem po turecku.
-Ross co się stało?- zapytała zmartwiona
-Nic.- zacząłem kłamać chociaż wiedziałem, że i tak będę przyparty do muru i będę musiał powiedzieć prawdę
Jakie złudne jest uczucie naszej pewności...
-Ross ile my się znamy, co? Wiem, że coś jest grane. Proszę powiedz mi.- dotknęła mojego ramienia, a ja automatycznie syknąłem pod wpływem  bólu
Moja siostra dziwnie się na mnie spojrzała.
-Biłeś się?-spytała bardzo pewnie i stanowczo
Nic nie odpowiedziałem. Po prostu milczałem i spuściłem głowę. Ona ujęła mój podbródek i podniosła go lekko do góry.
-Rossy...- wypowiedziała cicho ze smutkiem ,patrząc prosto w moje oczy i wybiegła z pokoju, a następnie wróciła z apteczką.
Zaczęła opatrywać mi rany na twarzy. Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy, kiedy poczułem wodę utlenioną.
-Braciszku kto ci to zrobił?- zadała mi pytanie, delikatnie przykładając gazik do skroni
Otworzyłem oczy i z bólem spojrzałem na nią.
-A jak myślisz?- powiedziałem z lekki sarkazmem
-Tak nie może być. To już zdarzyło się kilka razy Ross. Trzeba iść do dyrektora.- rzekła z determinacją
-Nie.- gwałtownie zaprzeczyłem
-W takim razie dzwonię na policję.- oznajmiła i przykleiła mi plaster
-Nie... Będzie jeszcze gorzej.- odrzekłem błagająco
-Tak nie może być. Zrozum, to dla twojego dobra.- odpowiedziała i wyszła, zabierając ze sobą apteczkę
Opadłem na łóżko, chowając twarz w poduszki. Zacisnąłem pięść i walnąłem mocno w materac
-Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?- zapytałem sam siebie i przewróciłem się na plecy

Laura

Po zjedzeniu śniadania moja młodsza siostra zaciągnęła mnie do zabawy. Nie miałam serca jej odmówić, więc przez całą godzinę, a nawet może więcej, siedziałam z nią i jej misiami oraz lalkami przy plastikowym stoliku. "Byłam" na obiecanej herbatce i spotkanie się trochę przeciągnęło. Z reguły lubiłam bawić się z An, ale tym razem naprawdę musiałam się "pomęczyć" z uśmiechem. Przynajmniej mój humor się nieco poprawił. Mała zawsze potrafi mnie rozśmieszyć. Później przyszły do mnie Monic i Sah. Wspólnie zdecydowaliśmy, że udamy się galerii, ale nie tylko na zakupy. Wpadniemy też do kawiarni.
-Hej, a ty już tak zawsze z tymi typkami będzie chodzić?- zapytała Sarah, spoglądając do tyłu na ochroniarzy
-Chyba tak.- mruknęłam i wzruszyłam ramionami
-Czyli już nigdzie nie wyjdziemy na imprezkę?- spytała smutno Monic
-Wyjdziemy.- zapewniłam ją i kontynuowałam swoją wypowiedź
-I to nie raz. Oni tylko mnie pilnują. To ja tak jakby nimi rządzę.- dodałam, a dziewczyny pokiwały głowami z uśmiechem
-Czyli teraz jest bardzo ważną osobą. Musimy mieć jakieś przepustki, żeby z tobą gadać.- zażartowała blondynka, a ja zaśmiałam się i spojrzałam na Sah
-Piszesz z Chrisem?- zapytałam
-Mhm.- przytaknęła i wystukała coś na ekranie telefonu
-Czyli jesteśmy na razie w dwie.- stwierdziła Blanc, na co zaśmiałam się i weszłyśmy do ogromnego budynku, który zwano galerią.





Hej! 
Meldujemy się z 4 rozdziałem. Nie jest on specjalnie długi, ale podoba nam się :) Next na pewno będzie dłuższy i akcja zacznie przyśpieszać!
Zapraszamy do oceny i do napisania! <3 

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 3

Laura

Zaniosłam małą do jej ciepłego łóżeczka razem z misiem. Położyłam ją pod kołderką. Ana od razy wtuliła się w przytulankę i po chwili zasnęła. A ja postanowiłam iść spać. Zamknęłam delikatnie drzwi, odwróciłam się i ruszyłam do swojego tymczasowego pokoju, kiedy na korytarz wyłoniła się moja mama. "Tylko nie to"- pomyślałam, zamykając oczy i ściskając usta w wąską kreskę    
- Laura możemy porozmawiać.- powiedziała swoim srogim głosem
Wiedziałam już o co chodzi. Otworzyłam oczy i zbliżyłam się do niej. 
-Ale jest już późno...- próbowałam się wymigać od rozmowy
Choć tak naprawdę było po 20.
-Trudno, do mojego pokoju.- rzekła i wskazała ręka na uchylone drzwi do jej gabinetu
Weszłyśmy.
-Mamo proszę... Ja... - próbowałam zacząć tę trudną rozmowę 
-Lauro ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno ci przyprowadzać obcych ludzi do domu?- krzyknęła zła, a ja aż się wzdrygałam
-Przecież nie jesteś już małą dziewczynką. Rozumiesz, dlaczego nie wolno tak się zachowywać.- ciągnęła swoje "kazanie"
-Znalazłam go pobitego w parku. Miałam pozwolić, aby został tam na noc sam? On nie mógł się nawet ruszać!- odpowiedziała rozgniewana
-W taki sposób narażasz naszą rodzinę...- przerwałam jej
-Jak osoba, która jest prawie nie przytomna miałby nam zaszkodzić? Mamo...
-Nie. Tak nie może być. To może od razu tutaj załóżmy schronisko dla biednych i bezdomnych!- powiedziała jeszcze bardziej zła
-Ja nie mogę przejść obok takich osób obojętnie. Proszę... Zrozum to!- tym razem to ja podniosłam ton głosu
-Zmień ton moja damo. Przypominam ci kto tutaj rządzi.- nakazała mi, a ja spuściłam głowę
-Jutro ten chłopak ma zniknąć. A jeśli nie, ty zostaniesz ukarana!- zagroziłam mi i odeszła
Westchnęłam zrezygnowana i wyszłam z pomieszczenia. Powędrowałam do swojego zastępczego królestwa i rzuciłam się na łóżko. Ostatnio dosyć często zdarzało mi się kłócić z matką, ale to nie z błahych powodów. Mam wrażenie, że ona przestaje mnie zrozumieć. Z drugiej strony mama zawsze taka była i przyzwyczaiłam się, bo potrafiła być naprawdę w porządku i nieraz jej dzięki jej decyzjom wychodziłam dobrze. Szanowałam to, lecz nie zawsze ja rozumiałam, co bolało. Na przykład jak w tej chwili...
Podniosłam się z łóżka i wzięłam laptopa z powrotem siadając. Włączyłam go i uruchomiła Skype. Od razu wyświetlili mi się moi przyjaciele. Wszyscy byli dostępni, więc zadzwoniłam do nich. Musiałam z kim pogadać, poza tym chciałam się pochwalić, że mama zgodziła się, żebym chodziła do prywatnej szkoły tam, gdzie jest moja paczka.


***

Następnego dnia obudziłam się przed 9. Słońce chciało przebić się przez zasunięte żaluzje. Powolnie wstałam, wybrałam odpowiedni strój na dzisiejszy dzień i poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie lekki makijaż i ruszyłam do mojego pokoju, w którym przebywa Ross. Szłam dosyć szybkim krokiem w stronę wybranego miejsca. Kiedy otworzyłam drzwi, byłam w szoku. Jego nie było !
Jak to możliwe? Weszłam głębiej do pokoju i zobaczyłam, że jego ubrań nie ma, czyli musiał wyjść w nocy, gdy każdy spał. Jednak postanowiłam to dokładnie sprawdzić. W końcu nasz dom jest monitorowany. Ruszyłam, więc do piwnicy, gdzie ochrona miała "swoje pokoje" do spania, ponieważ zmieniają się w nocy i przychodzą właśnie tutaj. Zeszłam krętymi schodami i otworzyłam drzwi na końcu korytarza.
-W czym mogę pani pomóc?- spytał jeden z ochroniarzy
Nigdy nie lubiłam tego sztucznego uśmiechu, ale nie miała innego wyboru niż również wymuszać uśmiechu.
-Chciałam zobaczyć monitoring z tej nocy.- poprosiłam
-Oczywiście, proszę usiąść.- odrzekł.
Usiadłam i zaczęłam oglądać nagranie. Po jednej godzinie zobaczyliśmy, że ktoś wychodzi z domu. Ochroniarz przybliżył mi twarz osobnika, który to robił- to był Ross. Biegł w stronę bramy wraz ze swoim plecakiem. W tym momencie zrobiło mi się bardzo smutno i zrozumiałam, że mama miała po części rację. Dlaczego tak postąpił, przecież byłam dla niego taka życzliwa, a on nawet nie podziękował! To strasznie głupie uczucie, czuć się wykorzystanym...
-Dziękuje bardzo.- odpowiedziałam i wstałam z krzesła
-Lauro mam nadzieje, że nie powiesz tego swojej matce, stracilibyśmy w ten sposób pracę.- powiedział do mnie ochroniarz
-Spokojnie, nie musisz się o to martwić.- wyszłam z pomieszczenia i udałam się już do swojego pokoju.


Oto kolejny rozdział. Mamy nadzieje, że Wam się podoba. Prosimy o szczere komentarze. 
Next najprawdopodobniej pojawi się pod koniec przyszłego tygodnia (15-18) lub na początku tygodnia (19-25), bo od 19 zaczynają się ferie.  

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 2

Ross
Powoli otworzyłem oczy. Czułem jak ktoś mnie dotyka. Wszystko strasznie mnie bolało. Nie mogłem sobie przypomnieć, co działo się ze mną. Coś zimnego znalazło się na moim brzuchu. Delikatnie syknąłem, czując jak ktoś ociera mi wargi z krwi i nos. Otworzyłem szerzej oczy i zobaczyłem, że nade mną nachyla się jakaś brunetka. Jej włosy spadły mi na klatkę, natychmiast zawinęła je za ucho. Ostrożnie przyłożyła wacik do mojej wargi i otarła ją. Ponownie wydałem z siebie dźwięk bólu.
- Spokojnie.- powiedziała do mnie nieznana dziewczyna
-Mam na imię Laura i nie masz czego się bać. Jesteś już bezpieczny - powiedziała, przecierając mi wacikiem klatkę piersiową
Nie wiedziałem gdzie jestem, dlatego jej słowa nie uspokoiły mnie za bardzo. Mimo to nie dałem tego po sobie poznać.
Było mi bardzo ciepło, ale przekręciłem głowę na druga stronę i zobaczyłem, że obok drzwi stoi trzech mężczyzn ubranych na czarno. Szybko podniosłem się do góry na łokciach pomimo bardzo dużego bólu.  Byłem bardzo przerażony. Co ja tutaj robię i jak się tutaj znalazłem? Kim jest ta dziewczyna? Na  ramionach poczułem cieple dłonie brunetki, która miała na imię Laura.
- Spokojnie nie masz się czego bać, to  moja ochrona. Oni pomogli mi ciebie tutaj przynieść, sama nie dałabym rady.
- Gdzie jestem?- zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu
Ściany były czerwone. Naprzeciw łóżka, na którym się znajdowałem, stała toaletka z 3 szufladami. Obok drzwi. Po prawo znajdował się balkon i wielkie okna. Po lewej zaś kolejne drzwi. Na podłodze leżał dywan, a na biurku stał laptop z ramka ze zdjęciem. Wszystko wyglądało na drogie.
-W moim pokoju.- odparła
-Jak się tutaj znalazłem?- zadawałem kolejne pytania
-Znalazłam cię w parku i musiałam ci pomóc. Nie mogłam cię przecież sama tam zostawić.
-A ty jak masz na imię, bo moje już znasz?- spytała Laura
-Ja mam na imię Ross.- odparłem z bólem
-Wiesz, kilka razy dzwonił twój telefon.- powiedziała i podała mi urządzenie do rąk
-Chyba ktoś się bardzo o ciebie martwi. Może oddzwoń i powiedz coś, żeby się ta osoba nie martwiła o ciebie. Ja  zaraz wrócę, a ty tutaj porozmawiaj spokojnie.- rzekła, opuszczając pomieszczenie
Szybko wybrałem numer do Rydel i nacisnąłem zieloną słuchawkę.

***Rozmowa***
- Hejka siostra , przepraszam że się tyle nie odzywałem, ale byłem zajęty.- zacząłem się usprawiedliwiać
-Nareszcie, gdzie ty jesteś i za ile będziesz w domu? Jest już prawie 18.- zadawała pytania
- Ja jestem uuu... U koleżanki. Musieliśmy coś zrobić do szkoły.- skłamałem
-Aha, a kiedy wrócisz? Mama się martwi o ciebie i jest już lekko zdenerwowana.
-Już będę się zbierać.
-Okay. To pa!
-Pa!- odparłem i rozłączyłem się
*** Koniec rozmowy***

Nie lubiłem kłamać, ale nie chciałem zamartwiać innych moimi problemami. Wolałem sam wszystko sam rozwiązać.
Wtem w drzwiach pojawiła się Laura, która trzymała na rękach tace z jedzeniem. Podeszła do łóżka i położyła tace na moich kolanach, mówiąc:
-Powinieneś coś zjeść.- stwierdziła -Nie jestem głody.- odpowiedziałem  -Ale chociaż troszkę.- nalegała
-Dobrze. - zgodziłem się
Czułem się bardzo niezręcznie. Przecież nie znałem jej. Nie wiedziałem, co jest w tym jedzeniu. Jednak głód i urok dziewczyny zrobił swoje. Zignorowałem swój mózg i zacząłem jeść.
Po skończeniu brunetka zabrała talerz i ponownie mnie spytała:
-Boli cię coś?
-Już jest w porządku.- odrzekłem, wywołując sztuczny uśmiech
-Tak w ogóle to komu podpadłeś?- zapytała, unosząc delikatnie brwi
- Em, nie  rozmawiajmy o tym.- poprosiłem, przekręcając się na bok
-Jak sobie chcesz. Idź spać, widzimy się rano. Jakby w nocy się coś działo to wołaj. Tam jest łazienka.- rzekła i wskazała na pomieszczenie
- Jasne.- mruknąłem i usiadłem
-Dobranoc
- Dobranoc.- odpowiedziałem i wyszła
Odczekałem chwilę i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Nagle ktoś zapukał. Rzuciłem szybko wszystko i usiadłem na łóżku, mówiąc:
-Proszę.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął ochroniarz. Rozejrzał się po pokoju i z powrotem zamknął drzwi. Po chwili pojawiła się Laura w szlafroku. W takim wypadku nie uda mi się wyjść...
-Wszystko dobrze?- spytała, zamykając drzwi od pomieszczenia
-Tak, właśnie miałem zasnąć.-  skłamałem
Nie chciałem tego robić ale taka była konieczność. Przecież nie powiem jej teraz, że już idę. To by było niedorzeczne. W ogóle ta sytuacja jest dziwna...
-Co tutaj jest tak zimno?-  rzekła, podchodząc do grzejnika i odkręcając go
- Nie było mi zimno.- szybko zaprzeczyłem
Chce jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
-Okay. To ja znikam. Śpij dobrze.- powiedziała i miała już wychodzić, ale do pokoju weszła mała dziewczynka
Jedną rączką przecierała sobie oczka, a w drugiej trzymała łapkę dużego misia, którego za sobą ciągnęła.
-Laurko czemu nie śpisz?- spytała, podchodząc do dziewczyny
-Co ten pan tu lobi?- zadała kolejne pytanie, tuląc do siebie ogromnego misia na kolanach Laury
-To jest Ross. - zaczęła brunetka, ale mała przerwała jej
-Ale dlaczego leży w twoim łóżku?
-Ja własnie do tego zmierzam Ann. Daj mi powiedzieć.- poprosiła
To pewnie jest jej siostra.
-Został pobity. Znalazłam go w parku i nie mogłam go zostawić tak zostawić. Dlatego udzieliłam mu pomocy. Właśnie z tych powodów jest w moim łóżku, rozumiesz?- skierowała wszystkie słowa powoli do dziewczynki
Ten obrazek był naprawdę piękny, lecz nie miałem teraz na to czasu. Na pewno dostanę burę od rodziców.
-Echem. - odrzekła prawie zasypiając w jej ramionach.
-Wiesz, jestem trochę zmęczony. Chce mi się spać.- wtrąciłem się delikatnie w ich dialog
-Jasne. Już sobie idziemy.-  odparła i wzięła dziewczynkę na ręce, po czym razem z nią opuściła pokój
Znowu odczekałem chwilę i zebrałem wszystkie swoje rzeczy oraz ubrałem buty.

C. D. N.


Witamy Was i mamy już kolejny rozdział za sobą. Jak wam się podoba? 
Widzimy, że nieźle się rozkręciliście z komentowaniem, co nas bardzo cieszy :D
Przepraszamy za błędy i zapraszamy do oceny! 


                5 Komentarze= Szybciej kolejny rozdział    

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 1

Ross

Obudziłem się rano i spojrzałem na zegarek, który wskazywał 6:50. Musiałem wstawać. Trzeba iść do szkoły, ale dziś już piątek i zaraz będzie weekend. Powolnie wstałem i wybrałem zestaw ubrań, w których pójdę do szkoły, następnie udałem się do łazienki.Tam wykonałem poranne czynności, ułożyłem w miarę swoje włosy i poszedłem do kuchni, gdzie moja starsza siostra robiła śniadanie.
-Witaj Rydel.- powiedziałem, całując ją w policzek.
-Hej, dziś piątek cieszysz się ?- spytała, zalewając herbatę i podając mi ją na stół.
-Tak bardzo. Wreszcie odpoczynek.- odpowiedziałem zadowolony
W głębi duszy cieszyłem się chociaż z krótkiego odpoczynku od tych bogaczy...
-No, no brat. A ty co się tak odstroiłeś ?  - potargał mi włosy Riker
-Zostaw. - rzekłem i poprawiłem je, po czym zacząłem jeść śniadanie. 
 Po skończonym posiłku ruszyłem do szkoły. Na dworze było nawet całkiem ciepło. Kiedy dotarłem do szkoły, miałem jeszcze kilka minut, aby się przebrać. Po skończonej czynności  ruszyłem od razu pod pomieszczenie, w którym miałem lekcje. Dziś miałem ich tylko 6.

***

Byłem bardzo zdziwiony. Dziś nikt mnie jeszcze nie wyzwał ani nie obraził, czy poszarpał. To była dla mnie całkowita nowość. Poszedłem do szatni się ubrać, bo już skończyłem lekcje. Wyszedłem ze szkoły i ruszyłem spokojnie do domu, właśnie wchodziłem do parku przez, który bardzo lubiłem chodzić. Słychać było śpiew ptaków, słońce świeciło. Postanowiłem pójść nad rzekę. Usiadłem na brzegu i wyjąłem swój zeszyt, w którym rysowałem, szkicowałem to była maja tajemnica. Moje rozmyślenia zostały gwałtownie przerwane, kiedy rysowałem. Mój zeszyt został mi wyrwany z rąk, a ja szybko obejrzałem się za siebie. No tak było zbyt spokojnie. Dziś musiało się to czymś skończyć.
- Zostawcie to! - krzyknąłem, wstając, ale niestety chłopak pchnął mnie mocno i wpadłem do wody
Nie głęboko, ale wystarczyło, żebym się zmoczył. Byłem mokry do pasa. Wstałem i podszedłem w ich kierunku, aby odebrać moja własność.
- Ej, Lynch nie mówiłeś, że coś bazgrasz w zeszytach.- zadrwił jeden z nich
- Ha ha ha może myśli ,że Picassem będzie.
- Bardzo śmieszne. Oddawaj to!- krzyknąłem rozgniewany
- Masz. - rzucił moja własność na bok 
Wziąłem plecak i poszedłem po zeszyt. Słyszałem jak za mną idą i przyznam się, że bałem się ich, ale nie mogę tego okazać.
- Ej ty! - krzyknął do mnie 
Odwróciłem się i dostałem mocno w policzek, a potem w brzuch . Upadłem. Zaczęli mnie bić po całym ciele. Kopali po brzuchu, klatce, ramionach,kroku - to miejsce bolało najbardziej,udach. Potem pociągnął mnie za koszule, tym samym unosząc mnie do góry, a następnie moja warga została rozcięta. Próbowałem się bronić, lecz oni mieli przewagę. Poczułem jak z nosa sączy się mi krew. Potem mnie puścili i opadłem na ziemie. Nie miałem siły się podnieść. Oni odeszli, niebezpieczeństwo minęło. Wszystkie mięśnie, ścięgna mnie bolały. Już wolałem upokarzanie niż takie coś. Przyciągnąłem sobie plecak pod głowę. Nie dam rady sam wstać, pomimo chęci jestem za bardzo pobity. Nie dam rady... Moje oczy powoli zaczęły się zamykać..


Laura
  
Układałam rzeczy w swojej półce, kiedy nagle do mojego pokoju wpadła moja młodsza siostra.
-Co tam?- zapytałam ją i usiadłam na łóżku, po czym posadziłam ją na kolanach
-Chodź do mnie na herbatkę. Są już wszyscy ważni goście. Pan miś, pani żabka i Susan.- powiedział i uśmiechnęłam się prosząco
-Okay, tylko skończę układać. Dobrze?
-Tak.- odparła i wybiegła
Zamknęłam za nią drzwi i wróciłam do swojej poprzedniej czynności. Nigdy nie lubiłam jak ktoś grzebał mi w rzeczach, dlatego zawsze sama układałam swoje rzeczy pomimo, że w domu były służące. Czasami nawet czułam się dziwnie w ich obecności. Niby byłam przyzwyczajona od maleńkości, ale nadal nie mogła przemóc w sobie tego dziwnego uczucia.
Gdy skończyłam układać, usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że dostałam SMS.
Odblokowała ekran.
"Cr? Wyjdziemy na zakupy? Sah :* "
Automatycznie odpisałam.
"No pewnie."
Złapałam torebkę i wsadziłam do niej telefon, chusteczki, błyszczek, portfel i słuchawki. wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, gdzie zobaczyłam mamę.
-Idziesz gdzieś?- zapytała i uniosła lekko brwi
-Idę na zakupy z Sarah.- odpowiedziałam
-A nie zapomniała o kimś?- rzekła, a ja złapałam się za głowę
Przecież obiecałam ,że pobawię z An.
-Nie zapominaj, że teraz musisz mieć ochroniarzy.- dodała, a ja pokiwałam głową i skierowałam się do pokoju siostry
Muszę ja przeprosić. Otworzyłam drzwi i weszłam.
-Nareszcie jesteś.- ucieszyła się, a ja przejechałam ręką po twarzy
-Siadaj.- rzekła i wskazała mi krzesełko
-Wiesz mam coś bardzo ważnego do załatwienia i dziś długo nie posiedzimy, ale jak wrócę to pobawimy się domkiem dla lalek.- wydusiłam szybko, a mała posmutniała
Zrobiło mi się głupio.
-Oj nie gniewaj się na mnie. Bella ( opiekunka od. aut.) na pewno się z tobą pobawi. A teraz promyczek niech uśmiechnie się.- pocieszyłam ja i lekko połaskotałam, na co zaśmiała się
-No dobra.- odpowiedziała, przytuliłam ja i wyszłam
Zeszłam na dół.
-Wychodzę. - krzyknęłam, a dwójka postawnych mężczyzn pojawiła się obok mnie i wyszliśmy
Napisałam SMS'a do przyjaciółki.
"Tam gdzie zawsze?"
Po chwili dostałam odpowiedź.
"Tak :)"
Zadowolona wsiadłam do limuzyny. Ruszyłam do naszej ulubionej kawiarni.

***

Wracając ze spotkania z przyjaciółką zażyczyłam sobie pieszego powrotu. Co z tego, że miałam ponad dwa kilometry do domu. Chciałam się przejść. Ochroniarze i tak nieśli moje torby, więc taki spacer bardzo dobrze mi zrobi. Idąc parkiem zauważyłam ciało jakiegoś chłopaka przy rzece. Na moje oko nie wyglądał za dobrze. Podbiegłam do niego, a za mną ochroniarze.
-Co panna robi?- pytali
Położyłam rękę na ustach. Ten chłopak. Dobrze zbudowany i dość przystojny blondyn, został brutalnie pobity. Ukucnęłam przerażona i dotknęłam delikatnie jego ramienia.
-Hej, wszystko w porządku?- zapytałam
Zamiast tego otrzymałam syknięcie. Złapałam się za głowę.
-Co robić?- zapytałam sama siebie
Wyciągnęłam telefon i chciałam dzwonić po policje i pogotowie, ale usłyszałam bardzo ciche i niewyraźne, przeniknięte bólem "nie".
-Zabieramy go do domu.- zarządziłam, a moim "stróże" spojrzeli na mnie dziwnie
Wzięłam od nich torby. Działam instynktownie. Matka będzie na pewno zła...
-Ruszajcie się.- ponagliłam ich

Gdy go ponosili chłopak prawie nic nie kontaktował. Zadzwoniłam po kierowcę, który po chwili był już przy wyjściu z parku. Założyłam nieznajomemu kaptur na głowę i moje okulary. Nikt nie mógł go widzieć w tym stanie. Chodź sama się sobie dziwnie, że nikt go nie zauważył. Ostrożnie posadziliśmy go na siedzeniu w limuzynie i ruszyliśmy do wilii. Zaczęłam się zastanawiać komu ten biedaczek podpadł.

Mamy już 1 rozdział. Jak wam się podoba? Prosimy o szczere komentarze i zapraszamy do wzięcia udziału w ankiecie. 


3 Komentarze= Szybciej kolejny rozdział