niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 12

Laura


Wczorajsza randka z Josephem nie okazała się być udaną. Zachowywaliśmy się bardzo dziwnie. Brunet odwiózł mnie do domu i była naprawdę miły, ale zachowywał się jak nie Joe. Nie wiem dlaczego tak było. Boję się, że teraz może być pomiędzy nami inaczej. Liczę jednak, że będziemy mogli porozmawiać o tym dziś. Myśląc, ubrałam się i uczesałam, po czym zeszłam na dół do jadalni, gdzie siedziała cała moja rodzina, co było rzadkie.
-Dzień dobry!- rzekłam uśmiechnięta
-Dzień dobry!- usłyszałam odpowiedź mamy
-Cześć.- odpowiedź ojczyma i "siostry"
-Co dziś na śniadanie?- zapytałam i usiadłam przy stole
-Naleśniki z różnymi dodatkami.- powiedziała gosposia, wchodząc
Przywitałam ją tak samo jak rodzinę i szybko zjadłam śniadanie. Później zabrałam swoją trobę i wyszłam razem z ochroniarzami. Na podjeździe dostrzegłam samochód McKine'a. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Chłopak wysiadł z samochodu i przywitał mnie.
-Hej.- odparłam i wsiedliśmy do auta
Zapanowała cisza. Odpalił samochód i ruszyliśmy.
-To... Co tam?- spytał lekko nieśmiało, zerkając na mnie
-Wszystko w porządku. Przy śniadaniu rodzina zaskoczyła mnie. Wszyscy byli przy stole, a to rzadka sytuacja. Nie wiem dlaczego, ale fajnie było zjeść wspólnie.- odrzekłam, a on pokiwał głową
-A u ciebie?- dodałam szybko i skupiłam na nim wzrok
-Też okay. Dziś mam trening, a wyjątkowo nie chce mi się iść.- wzryszył ramionami
-Nie żartuj. Ty kochasz koszykówkę.- zdziwiłam się
Joe jest kapitanem szkolnej drużyny i od kiedy pamiętam, uwielbiał w nią grać.
-Dasz radę.- klepnęła go w ramię, a kąci jego ust powędrowały do góry
-Dzięki. A jeśli chodzi o wczoraj to...- zaczął, ale przerwałam mu
-Nie musisz się tłumaczyć. Sama nie wiem, co się z nami stało.- zaśmialiśmy się- Bądzi przyjaciółmi, wtedy jest najlepiej. 
-Tak.- przynał mi rację
-Czyli między nami wszytko wyjaśnione?
-Tak.- ponownie ujrzałam jego zęby
Teraz czuję się lepiej. Takiego McKine'a lubię.

***

Wszystkie lekcje minęły bardzo szybko. Teraz czekała mnie tylko jeszcze godzina wychowawcza. Wszyscy usiedli w ławkach, a pani zaczęła omawiać sprawy klasowe. 
W pewnym momencie pani nasunęła temat Ross'a.
-Proszę was, abyście przez najbliższym czas byli bardziej wyrozumiali. Chłopak ma teraz bardzo ciężki czas i powinniśmy mu pomagać. Nie mogę wam nic więcej powiedzieć, bo to już są jego sprawy. Proszę was tylko o wyrozumiałość dla niego.

***

Po skończonych lekcjach nie miałam innego wyboru. Musiałam posunąć się do pewnego czynu.
-Wiecie, ja dziś wrócę sama do domu. - oznajmiłam przyjaciółkom
-Jesteś pewna.
-Tak.- odrzekłam i pożegnałam się z nimi
Podeszłam do samochodu, w którym znajdowała się moja ochrona i obok jednego z nich usiadłam, mówiąc:
-Musisz coś dla mnie zrobić.
-Słucham.
-Potrzebuje zdobyć adres jednego chłopaka.
-Nie jesteśmy upoważnieni do tego typu zadań.
-Ty wiesz swoje, a ja swoje. Przecież masz różnych przyjaciół. Proszę znajdź adres chłopaka, który nazywa się Ross Lynch. To dla mnie bardzo ważne, gdyż muszę się z nim pilnie skontaktować. Muszę z nim pogadać o bardzo ważnych sprawach, zrób to dla mnie... Nigdy o nic cię nie prosiłam.

***


Siedziałam spokojnie w swoim pokoju chociaż w głębi duszy bardzo się niecierpliwiłam, tym czy moja ochrona znajdzie adres Rossa. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłam. Stał w nich jeden z moich ochroniarzy.
-Panienko mamy to, o co prosiłaś - nie czekałam, aż dokończy szybko chwyciłam podręczną torebkę  i zbiegłam po schodach.
-A ty dokąd?-spytała mnie gosposia w kuchni
-Musze pilnie wyjść.
-A obiad to kto zje?
-Zjem potem. Bardzo mi się śpieszy. przepraszam!- krzyknęłam, trzaskając drzwiami od domu
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z ochroną pod wskazany adres. Bardzo szybko dojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Wyszłam z samochodu, stanęłam przed budynkiem numer jego mieszkania. Znałam akurat kogoś kto wychodził z bloku i mogłam swobodnie wejść.Podeszłam pod wskazany numer, przyznam trochę się bałam. Dotknęłam swoja dłonią dzwonka. Poczekałam, po chwili drzwi od mieszkania się otworzyły.
-Słucham. -rzekł bardzo wysoki brunet, akurat w tym momencie w oddali pojawił się Ross
-Ross!- krzyknęłam, widząc chłopaka
-Laura, co ty tu robisz?-spytał zdziwiony, podchodząc do mnie
-Przyszłam, bo muszę  z tobą porozmawiać.
-Zaproś koleżankę do środka.- powiedział drugi blondyn, który stanął obok Rossa
-Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł.- rzekł znany mi chłopak, patrząc na niego wymownie.
-Spokojnie, Rydel jest z Ell'em i śpi.
-Chodź.- tym razem zwrócił się do mnie.
Weszłam  do ich mieszkania. Było trochę dziwnie. Kim była Rydel, kto to Ell? Ross miął bardzo smutna minę. Spojrzałam na jego twarz miał bardzo opuchnięte oczy.
- To może wy pójdziecie do pokoju.-rzekł brunet
-No dobrze.
Ruszyliśmy przez korytarz, skręciliśmy w jakiś pokój. Było tam bardzo dużo łóżek i komód.
-Ty tutaj mieszkasz?
-Po, co przyszłaś?- zignorował moje pytanie
-Chciałam pogadać.
-O czym?- nadal był niemiły
-O tobie.
-Nie rozumiem...- zmieszał się
-Powiedz mi czemu nie chodzisz do szkoły?
-To moja prywatna sprawa 
-Mi możesz powiedzieć. Ja nikomu nie powiem.-ale on nadal milczał, siadając na łóżku. 
Dosiadłam się do niego.
-Ross... -powiedziałam delikatnie
Zrobiło mi się go żal...
-Jesteś wścibska.- stwierdził i wstał, po czym posłał mi przepraszające spojrzenie
Wstałam z łóżka i stanęłam naprzeciwko niego.Słowa, które wypowiedział uraziły mnie.
-Powiedz co się dzieje?- ostatni raz ponowiłam pytanie
-Moja mama zmarła kilka dni temu. Ojciec nie żyje. Zostałem sam z rodzeństwem.- prawie, że krzynął
-Przepraszam.- zamilkł, skinęłam głową
-Nigdy nie będziesz sam.- szepnęłam i przytuliłam go, odwzajemnił gest
-Dzięki.- odparł, a ja uśmiechnęłam się
Chyba nareszcie udało mi się coś w nim zmienić...

Narrator

Nadchodziła pora podwieczorku.  Cała rodzina Lynch siedziała przy stole. Rydel kończyła gotować obiad dla siebie i dla swoich braci.Ten posiłek nie był dla niej  najłatwiejszy do zrobienia. Dziewczyna miała ciągle przed sobą  obraz swojej ukochanej mamy. Nadal myślała, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi, wszystko będzie jak dawniej. Chodź miała przeczucie, że to się nigdy nie skończy. Jej bracia i Ellington mieli bardzo podobne myśli jak Rydel.Wszyscy usiedli  przy jednym jednym stole, ich miny nie oddawały dobrego nastroju. Zaczęli jeść podwieczorek.
- Chłopcy zostaliśmy sami i  możemy liczyć tylko na siebie na nikogo więcej.- oznajmiła nastolatka
-Będziemy musieli się jakoś podzielić obowiązkami.-powiedział najstarszy  z rodzeństwa 
-Ryland- zaczęła Rydel- wydaje mi się, że powinieneś jechać na te studia pomimo tej sytuacij, ale to dla ciebie bardzo ważna szansa. Mama była by z ciebie dumna. Dostałeś się to tak bardzo prestiżowej szkoły. Nigdy nie pozwoliła by ci zaprzepaścić takiej szansy. A poza tym wyjeżdżasz do innego miasta daleko stąd, ale nie sam. Przecież Savannah dostała taką samo propozycję jak ty. Więc nie widzę w tym żadnego problemu.- Zakończyła swoją przemowę.
-Ale nie zostawię was samych w takiej sytuacij.- sprzeciwił się 
-Ryland, jeśli nie chcesz tego robić dla nas, zrób to dla mamy...
-Rydel ty chyba nie słuchasz tego, co mówią do ciebie inni.
-Może masz rację. -przytaknął jej najmłodszy z rodzeństwa 
-Nie może tylko na pewno, kiedy masz wylot?- spytała
-W następnym tygodniu razem z Savannah.
-Dziękuje i taka odpowiedź mnie satysfakcionuje. A teraz proszę wszyscy jemy posiłek, bo i tak już wystygł przez kłótnie Rylanda.
-Dzięki siostra nie masz na kogo zrzucić winy to najlepiej na swojego młodszego brata.
- No zgadzam się. 
Po skończonym posiłku każdy odłożył swój talerz do zmywarki i nikt nie chciał psuć atmosfery, która trochę się rozluźniła przy stole. Więc postanowili obejrzeć film pomimo tak trudnej sytuacji, w jakiej się teraz znajdowali, mieli ochotę całą rodziną obejrzeć wspólnie seans. Aby trochę podreperować swoje relacje po tragedii.

***

Kolejnego dnia Rydel obudziła się wtulona w Ellington'a. Mimowolnie uśmiechnęła się, a chłopak przebudził się.
-Obudziłam cię?- zapytała cicho
-Nie.- odrzekł zaspany i mocniej się do niej przytulił 
-Wstajemy?
Pokręcił przecząco głową. 
-A która jest godzina?
-Za 5 siódma. Za chwilkę czas wstawać.- przeciągnęła się
-Ech... Nie chce mi się dziś iść do tej pracy.
-Ale musisz.- klepnęła go w ramię i wstała, a chłopak uczynił to samo
Cały dom już po kilku minutach był na nogach. Szykowali się się do pracy bądź szkoły.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 11

Laura

Wracałam do  domu z moją ochroną. Było na tyle ciepło, że postanowiłam pójść przez park. Lubiłam tam chodzić zwłaszcza o tej porze. Szłam spokojnie, kiedy dostrzegłam blond fryzurę i znajome mi rysy ciała. Bez wahania podeszłam do tej osoby, którą był Ross. Chociaż  nie miałam 100% pewności, że to właśnie on. Szłam w jego kierunku, gdy jeden z ochroniarzy się do mnie odezwał:
-Lauro nie wiem czy to jest dobry pomysł, możesz narazić się na nie bezpieczeństwo.
-Spokojnie nie zrobi mi krzywdy , to znajomy ze szkoły.- poinformowałam go
-Ross- tym razem powiedziałam do osoby, która szła szybkim krokiem kilka metrów dalej
-Słucham.- odpowiedział odwracając się i spoglądając na mnie, a przez moje ciało przeszły zimne dreszcze
 Bardzo dziwne wyglądał.
-Wszystko dobrze? - spytałam dorównując mu kroku, ale on nadal milczał
Nic mi nie odpowiedział, szedł w ciszy  a ja za nim podążałam również w milczeniu. Jednak zaczęło mi się to przykrzyć, więc po chwili postanowiłam ponowić pytanie. Nic nie odpowiedział.
-Ty tego nie zrozumiesz!- krzyknął na mnie, lecz moja ochrona zaraz do niego podeszłam, a ich wzrok mówił, żeby się uspokoił,  bo to się dla niego źle skończy. Chciałam zareagować, ale Ross pobiegł przed siebie. Zostawiając mnie w lekkim szoku. Co ja takiego mu zrobiłam?
Postanowiłam wrócić spokojnie do domu, chociaż ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Przeczuwałam, że ten wybuch był uzasadniony. Nie mogę jednak naciskać. Przecież mi nic do tego.
Ruszyłam przez korytarz, który prowadził  do mojego królestwa . Z łazienki wyszła Anna.
-Hejka gdzie byłaś?- spytała delikatnie się kołysząc na boki, prezentując swoja najnowsza piżamkę w króliczki
- Byłam na spacerze, a ty kochanie czemu jeszcze nie spisz?- spytałam, podchodząc do niej i biorąc ją na ręce jak małe dziecko
-Laurko -tak mówiła do mnie najczęściej jak coś ode mnie chciała- Mogę spać z tobą?
-A dlaczego jeśli mogę spytać, dlaczego?
-Bo wczoraj śnił mi się taki ogromny potwor.-wydukała, tuląc się do mnie
-Dobrze, ale śpisz ze mną w tej jednej wyjątkowej  sytuacji.
-Dobrze.-odparła zadowolona i założyła swoje zgrabne raczki na moja szyję, mocniej się przytulając.
A kiedy doszłyśmy już do mojej sypialni, ona już smacznie spała. Bardzo ostrożnie położyłam ja na łóżko, przykrywając ja kołderką. Sama poszłam się umyć. Po skończonej czynności ułożyłam się obok Anny i próbowałam zasnąć.
Nie było to łatwe. Anna ciągle się rozpychała i zabierała kołdrę. W końcu postanowiłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie przytulenie się do niej i uniemożliwienie jej się ruszać.
Po pewnym czasie mogłam w końcu zamknąć oczy i iść spokojnie spać.

***

-Laura wstawaj już środek dnia.-krzyczała moja przyszywana siostra, biegając po pokoju
Spojrzałam na zegarek 6.30. Mogłam jeszcze sobie pospać przynajmniej z 30 minut, ale to już było niemożliwe.
Dziś był czwartek jeszcze tylko dziś i jutro, i weekend.
Poszłam do łazienki się ubrać.
-Laura pospiesz się. -poganiała mnie mama
-Już, chwila, zaraz wychodzę.
Zeszłam na dół na śniadanie. Tym razem były płatki owsiane. Nie przepadałam za nimi, ale ponoć są zdrowe. Właśnie kończyłam jeść, kiedy usłyszałam, że pod nasz dom podjeżdża samochód.
To na pewno był Joe. Szybko wzięłam swoja torbę z podręcznikami i wyszłam z domu, a za mną jak zawsze  moja ochrona. Wsiedli do drugiego samochodu, aby jechać za nami i pilnować mnie w szkole.
-Hejka! -powiedziałam, siadając  do samochodu przyjaciela.
-Witam.-przywitał się, nadstawiając policzek, abym dala mu buziaka i tak też uczyniłam
-Czy ty masz coś wspólnego z tym, co wczoraj wydarzyło się na stołówce?- zapytałam
-No co ty Laura.- zdenerwował się
-Mówiłem już, ze gadałem z kumplami. W ogóle dlaczego się pytasz?- spojrzał na mnie badawczo
Wzruszyłam tylko ramionami. Zrobiło mi się głupio. Nie potrzebnie tak na niego naskoczyłam, ale chciałam wiedzieć, ze nie okłamał mnie.
-Przepraszam.- odrzekłam skruszona
-No okay, nic się nie stało.- odpowiedział nadal lekko rozżalony
-Może pójdziemy dziś gdzieś po szkole?- zaproponował, zmieniając temat
-Nie wiem czy matka się zgodzi. Pogadam z nią no i z dziewczynami, a ty porozmawiaj z Chrisem.- odparłam i uśmiechnęłam się, ale zamiast odwzajemnionego gestu zobaczyłam zakłopotanie
-Bo ja...- za jąkał się i wtedy oświeciło mnie
-Że tylko my?- spytałam, żeby się upewnić
-Tak, ale możemy iść całą paczką.- rzekł szybko
-Nie.- zaprzeczyłam, a jego kąciki ust powędrowały do góry
-Bardzo chętnie gdzieś z tobą wyjdę.- dodałam nie przestając uśmiechać się
-To super.- pokiwał głową ucieszony
Ja również się cieszyłam. Byłam podekscytowana, gdyż to chyba randka. Bardzo lubię McKine'a. Poza tym lubię spędzać z nim czas. Znam go nie od dziś.

***

W szkole miałam dziś tylko 5 lekcji, więc szybko wróciłam do domu. Było około 13, kiedy przekroczyłam próg domu. Chyba jeszcze nigdy tak wcześnie nie wróciłam. Nawet moja "ochrona" była zdziwiona. Wnioskowali też, że po prostu zerwałam się z lekcji. Jednak widząc innych uczniów, którzy również opuszczają szkołę, uwierzyli mi. Ta sytuacja była dla mnie nieprzyjemna. Wnioskuję, że to moja matka uprzedziła "panów w czerni", aby mnie kontrolować. A właśnie. Muszę z nią, o tym porozmawiać. Z taką myślą powędrowałam do swojego pokoju, gdzie odłożyłam plecak, a później do gabinetu rodzicielki. Pukając, miałam nadzieję, że jest w domu. Niestety nikt nie odpowiedział. Zbiegłam, więc do kuchni. Tam zastałam gosposię.
-Jest mama w domu?- zapytałam z życzliwością
Traktowałam ją jak ciocię.
-Nie ma jej niestety.- odrzekła i podała mi talerzyk z babeczką
-Takie jakie lubisz.
-Dziękuję.- ponownie się uśmiechnęłam i wyszłam

Powróciłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam jeść. Nagle na mój telefon przyszedł SMS. To Joe pisał, co porabiam. Dotknęłam parę razy ekran i wysłałam odpowiedź, że leżę.


Hejka, wpadamy do Was z nowym rozdziałem. Może nie dzieje się dużo, ale jest to przedsmak rozdziału 12, w którym będzie się działo :) Zapraszamy do komentowania!
Do napisania!
Ania fanka & Sylwia Lynch

W 12 rozdziale:
-Jaka będzie randka Laury i Joe'go?
- Co stanie się z Rossem?
-Jak czuje się rodzeństwo Lynch?
-Co wydarzy się w szkole i co zrobi Laura?
Odpowiedzi na te pytania już w następnym rozdziale! 

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 10

Rydel

Obudziłam się o 9 rano, gdyż w nocy nie mogłam  zasnąć. Postanowiłam udać się do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu  mama robiła już śniadanie, a przy stole siedział Ellington.
- Hejka! - przywitałam się
- Witaj córeczko, jak się  spało? - spytała  mama
- Całkiem dobrze, trochę było mi nie wygodnie na łóżku  ale kolejna noc na pewno będzie lepsza.- uśmiechnęłam się
Mama dziwnie spojrzała na Ell'a. Nie wiedziałam, o co chodzi.
- Ell chcesz mi coś powiedzieć? - zapytałam, widząc, że chłopak się do tego przymierza
- To ja was zostawię samych.- rzekła mama i wyszła z pomieszczenia
- Wiesz Rydel ....- zaczął- tak sobie pomyślałem, że może chciałbyś dziś ze mną iść do kina...
-A chłopacy nie mają czasu?
-Znaczy…Bo...
-Jasne, że tak. Tylko żartowałam. Heh, jesteś jakiś spięty Rat.- stwierdziłam i usiadłam naprzeciwko niego

***

Dziś jest sobota, więc mam wolne. Zgodnie z zapowiedzią Ellingtona, poszliśmy do kina. Była godzina 16:28, kiedy wychodziliśmy z domu. Seans był umówiony na 17, a bilet Ratliff dostał z pracy. Bardzo się cieszyłam, że razem gdzieś wyszliśmy, chociaż chłopak musiał się bardzo namęczyć zanim powiedział o, co mu dokładnie chodzi. Usiedliśmy na swoich miejscach, bo właśnie zaczynał się  film pt,, Zostań, jeśli kochasz", co prawda wiedziałam  że Ell nie lubił za bardzo romantycznych filmów, lecz doceniałam to, iż zgodził się na takie coś. Przytuliłam się do niego i w skupieniu oglądałam wyświetlany film.
Po seansie postanowiliśmy iść jeszcze na spacer, nie chciałam w najmniejszym stopniu psuć tej romantycznej atmosfery. Usiedliśmy na ławce. Byłam szczęśliwa.
-Wiesz Rydel... ja chcę ci coś powiedzieć...- powiedział bardzo poważnie
Przekręciłam się w jego stronę, aby popatrzeć mu w oczy ,a on kontynuował.
- Jesteśmy przyjaciółmi i  dużo ostatnio myślałem, ogólnie o mnie o tobie  i zdałem sobie sprawę ....- ale nie dokończył , ponieważ w mojej torebce rozbrzmiał dzwonek telefonu. Momentalnie go odebrałam, dzwonił Rocky.
-Słucham, ale dlaczego co się stało, możesz mi powiedzieć, dlaczego mamy jechać do szpitala? O matko, już jedziemy. Spokojnie za 10 minut tam będziemy.
-Co się stało?-  spytał Ellington
- Mamę zabrało pogotowie  do szpitala.- odrzekłam drżącym głosem
-Dlaczego, co się stało?- dopytywał się
- Nie wiem, ale szybko musimy jechać tam.-  poganiałam go
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod najbliższy szpital.

Ross

Chodziłem bez celu  po mieszkaniu. Kiedy wszedłem do kuchni, zdziwiło mnie, że nie ma w  pomieszczeniu mamy. Bardzo często lubiła tutaj się znajdować. Postanowiłem jej poszukać. Poszedłem do jej pokoju i zapukałem w drzwi, ale nie usłyszałem słowa ,, proszę". Ponowiłem czyn, lecz nikt się nie odzywał. Otwierając powolnie drzwi, myślałem, że może mama śpi i nie chciałem jej budzić. Ale niestety tak się nie stało. Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem, że obok szafy leży na podłodze moja rodzicielka. Bardzo szybko do niej podbiegłem i przekręciłem na plecy. Sprawdziłem puls, żyje. Bez wahania zacząłem wołać  moich braci. Bardzo szybko znaleźli się w pomieszczeniu, a Riker zadzwonił na pogotowie, a my próbowaliśmy jakoś ocucić mamę.
Po chwili usłyszałem sygnał karetki. Zobaczyłem  mamę na noszach, jak jest wkładana do karetki. Riker pojechał z nią do szpitala w karetce, a my musieliśmy ich dogonić samochodem. W między czasie Rocky zadzwonił, aby powiadomić Rydel o całym zajściu.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, od razu ruszyliśmy do sali, w której miała znajdować się rodzicielka. Ale jak na razie trwały badania i nie mogliśmy do niej wejść, byłem załamany. Na pewno martwiła się tą przeprowadzą i dlatego zasłabła z tych nerwów. Miejmy nadzieję, że to nic poważnego... Lekarze biegali we wszystkie strony i wtedy wyszedł lekarz prowadzący. Przypomniałem sobie jak to było z tatą. Doktor miał taką samą minę...taką, kiedy informował nas, że tata zginął śmiercią tragiczną. Wtedy całe moje nie miało sensu.
- Przykro mi, ale nic nie mogliśmy  zrobić - oznajmił- bardzo nam przykro.- rzekł niezwykle spokojnie i z pewną nutką obojętności
 Właśnie w tym momencie nasze życie straciło sens. Po raz kolejny. Widziałem jak Rydel przytula się do Ellington. My się złamaliśmy się totalnie. Siedzieliśmy, tak bardzo długo, bezustannie płacząc, ale i tak wiedzieliśmy, że to nie powróci życia naszej mamie. Po kilku godzinach spędzonych w szpitalu postanowiliśmy wrócić do domu. Niestety nasz samochód osobowy był za mały i jedna osoba musiała wracać pieszo do mieszkania. Postanowiłem, że to będą ja. Spacer dobrze mi zrobi pobędę trochę sam na sam.
- Ross tylko uważaj na siebie. - powiedziała Rydel, przytulając  się do mnie
- Spokojnie będę uważać obiecuje. - odrzekłem, odwzajemniając przytulasa


Podszedłem  bliżej do Ellingtona i oddałem mu Rydel, aby się do niego przytuliła. Zacząłem iść w stronę mieszkania, jednocześnie zastanawiając się jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Bałem się o siostrę, lecz wiedziałem, że jest przy niej Ratliff i jest przy nim bezpieczna. Postanowiłem pójść przez park. Kiedy byłem już niedaleko miejsca, w którym mieszkam, zobaczyłem znajomą mi postać, ale przyznam szczerze. Nie miałem z nią ochoty w takiej chwili  z nią rozmawiać...

Jest kolejny rozdział, mamy nadzieje, że Wam się podoba. Prosimy o szczere komentarze, a kolejny pojawi się wkrótce. A w nim:
- Kogo Ross spotka  wracając  do domu?
- Kto z rodzeństwa Lynch zamknie się w sobie ?
Tego wszystkiego dowiecie się już  w kolejnym rozdziale.
Z okazji Wielkanocy chciały byśmy życzyć Wam: 

Aby mazurki na Waszym świątecznym stole koncertowały tak słodko jak co roku, aby zajączki wielkanocne nie skąpiły Wam podarków, a dobry Bóg - swojej łaski. Wesołego Alleluja!