niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 17

Laura

Gdy siedziałam w swoim "nowym domu", odrabiając lekcje, myślałam nad tym wszystkim, co się dziś wydarzyło. Byłam lekko wystraszona tym, iż zamieszkam sama. Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie. Ech, muszę zmienić temat. Ugh, a jutro i do końca mieszkania tu będę wstawać wcześniej. Trzeba pogadać z mamą. Na pewno załatwi mi jakąś pomoc domową. Ten apartament jest ogromny. Westchnęłam i zamknęła zeszyt od matematyki. Poczułam głód. Poszłam do kuchni. Robiąc kanapkę, na myśl przyszedł mi Ross. Ten chłopak zainteresował mnie. Och... On po prostu spodobał mi się. Chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Czuję, że korepetycje to będzie dla "nas" szansa. Jutro muszę do niego zagada w tej sprawie. Przecież na poprawę nie ma wieczności. 

***

Kolejnego dnia po zajęciach, oczywiście za zgodą matki, umówiłam się z Rossem, że spotkamy się w parku. Właśnie idę w tym kierunku, a za mną ochroniarze. Udało mi się ich namówić, - czytaj: dałam im dolary- aby trzymali się dalej, dając nam odrobinę prywatności. Pogoda jest doprawdy świetna. Ciepło kalifornijskiego słońca zawsze było mi miłe. Uwielbiam je, ale czasami mam ochotę wyrwać się w góry, na narty, żeby chociaż na chwilę oderwać się od tego wiecznego upału.
Poczułam jak mój telefon zaczyna wibrować. Spojrzałam na ekran. Sarah dzwoniła do mnie.
-Hej.- odebrałam i przywitałam ją
-Cześć Lau, co porabiasz?- zapytała wesoło
-Idę na spotkanie z Rossem...- nie dokończyłam, bo przerwano mi
Głos zabrał Chris.
-Że z kim? Z Lynchem?!- oburzył się, na co zaśmiałam się
-Mówiłam wam, że zostałam wyznaczona do pomocy.- odpowiedziałam, jakbym się broniła przez, co poczułam się głupio
-Ten biedak to nie twoja liga Laura. Daj sobie z nim spokój.- poradził mi
-Och, a nawet jeśli spodobałby mi się, to co? Wnętrze człowieka jest ważniejsze.
-Bla, bla, bla... To jest życiowy nieudacznik, inaczej nie byłby taki, jaki jest.- głos przejęła Sarah
-Nie bądźcie materialistami.- rzekła miło
-My tylko martwimy się o ciebie skarbie.- usłyszałam Monic
-To nie martwcie się. Jestem dorosłą dziewczynką. A Ross lubię i nie możecie mi tego zabronić.- odparłam już mniej milej
-Żebyś się nie zdziwił...- zaczął Chris, ale Sah przerwała mu
-Pogadamy później. Pa!- rzuciła i rozłączyła się
Jej, chyba pierwszy raz w życiu mieliśmy tak rozbieżne zdania. Czy to może oznaczać, że pokłóciliśmy się... I tak czuję się źle. Myślałam, że ta rozmowa rozweseli mnie. Może Lynch będzie w lepszym humorze?
Pomyślałam i wkroczyłam do parku. Moje oczy wnet wyszukały blondyna. Siedział na ławce i rozglądał się. Gdy tylko spojrzał na mnie pomachałam mu, na co uśmiechnął się. Podeszłam bliżej. Kątem oka widziałam ochroniarzy. Żeby tylko on ich nie zauważył.
-Hej!- przywitałam go, wstał
-Cześć.- odpowiedział
-Gdzie chcesz się uczyć?- zapytał i skierował swój wzrok, gdzieś w bok
-Może u mnie? Mieszkam sama, więc będziemy mieli spokój.- zaproponowałam
-Okay.- zgodził się i ruszyliśmy do mojego mieszkania

***

Ross okazał się być naprawdę zdolny i bardzo szybko załapał nowy materiał. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym, żeby tak nie było. No cóż. Widocznie taki los...
-A co ze stypendium?- zapytałam
-Prawie wszystko zaliczyłem, tylko tej maty nie mogłem załapać.- zaśmiał się, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech
-To cieszę się.- powiedziałam, a on wziął łyka soku
-Wiesz, głupio mi pytać, ale dlaczego mieszkasz sama?- gdy usłyszałam to pytanie, wpadłam w niemałe zakłopotanie
-Przepraszam, nie musisz odpowiadać...- zaczął się tłumaczyć, lecz przerwałam mu
-Spokojnie. To nie żadna tajemnica Ross. Po prostu mama zdecydowała, że czas się usamodzielnić.- odpowiedział już ze spokojem
Przecież nie muszę mówić mu wszystkiego.

***

Po tym jak Ross poszedł z mojego mieszkania. Postanowiłam zabrać się za kolację, tylko dla siebie. Przyznaję, bardzo ciążyło mi to, że mieszkam sama. Nie licząc tych goryli w garniturach, ale oni tylko są. Muszę sama wszystko robić. Muszę wcześniej wstawać, aby rano zrobić sobie śniadanie, a potem posprzątać po nim. Kiedy szykowałam sobie kolację. rozległ się dzwonek do drzwi. Wytarłam ręce w ścierkę i ruszyłam  do drzwi. Gdy je otworzyłam, przed moimi oczami ukazał się Joseph.
- Hej, co ty tutaj robisz?- zapytałam, wpuszczając go do środka
- Hej, słyszałem, że posprzeczałaś się z Chrisem i dziewczynami. - oznajmił, rozbierając się
- Taa.... po prostu samo to jakoś wyszło.- powiedziałam, wracając do kuchni, aby ukryć smutek
- O co poszło? - podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona
Delikatnie  je potarł dodając otuchy. Ja właściwie sama nie wiedziała... Przerwałam robienie kanapek i odwróciłam się do niego. Chwyciłam go w pasie i wtuliłam się w jego tors. Joe był trochę wyższy ode mnie. Biło od niego takie ciepło, jakiego potrzebowałam. On położył mi dłonie na plecy i dodawał mi z każdą chwilą coraz większej otuchy. Tego właśnie potrzebowałam, ciepła prawdziwego mężczyzny. Rozmyślałam nad tym, kiedy poczułam coś ciepłego na szyi. Ocknęłam się, to były rozpalone usta Josepha, który zaczął całować moją szyję, wspinając się coraz wyżej.  Czułam jego usta na policzkach, podbródku, w końcu dotarł do ust. Odruchowo go odepchnęłam i odsunęłam się od niego,
-Lau... ja przepraszam. Nie wiem czemu to zrobiłem, poniosło mnie..- zaczął się tłumaczyć, ale mu przerwałam?
- Dlaczego to zrobiłeś?- spytałam zła i oparłam się plecami o blat, a w pomieszczeniu pojawił się ochroniarz
-Wszystko okey.- skierowałam się do niego i wyszedł, kiwając głowa
- Przepraszam... Ja... ja źle cię zrozumiałem. Jestem totalnym idiotą...- mówił zrezygnowany
- Nie. - zaprzeczyłam, a on spojrzał na mnie i oparł się o blat tak samo, jak ja
- Ja też przepraszam. Zaskoczyłeś mnie.- odpowiedziałam zmieszana i zapanowała cisza
To był dla mnie szok. Nie co dzień przyjaciel całuje cię tak intymnie. Moje krótkie dumanie przerwał głos bruneta.
- Spokojnie. Poczekam, tyle ile będziesz chciała. Znasz mnie.- uśmiechnął się
- Naprawdę? - spytałam zdziwiona
- Tak.- odrzekł pewnie i chwycił moja dłoń, a na moja twarz wkradł się rumieniec
Potem usiedliśmy na kanapie i zjedliśmy pizzę, która wcześniej zamówiliśmy. Bardzo go lubiłam, ale musiałam sobie wszystko poukładać w głowie, jeśli miałabym z nim być w związku. Poza tym bylismy przyjaciółmi i nie chciałam tego zniszczyć.
Kiedy wyszedł z mojego mieszkania, było już bardzo późno, więc postanowiłam położyć się spać. Pościeliłam sobie łóżko, ogarnęłam się i poszłam spać.
Następnego ranka szybko zrobiłam sobie śniadanie. Dziś była sobota. Nareszcie trochę wolnego od szkoły, ale już niedługo wakacje. Postanowiłam, że dziś posprzątam moje mieszkanie. Troszkę było brudno, oczywiście gołym okiem nie było tego, tak widać, ale ja sama to widziałam, że na szewkach jest kurz.
Nalałam sobie wody do miski, płynu uniwersalnego  i zabrałam się za sprzątanie. Po skończonej czynności, zrobiłam sobie naleśniki z nuttellą, które zjadłam bardzo szybko z tego względu, że była głodna. Muszę koniecznie porozmawiać z matką.

Ellington

Siedziałem sobie w salonie z Riker'em, oglądając telewizor, kiedy przyszła Rydel. Zobaczyła tylko, co oglądamy, a następnie udała się do kuchni. Gdy odeszła, poczułem jak ktoś szturcha mnie w łokieć.
- Co ty chcesz?- spytałem Riker'a
- Może gdzieś zabierzesz Rydel.- zasugerował
- A jeśli ona nie będzie chciała?
- Będzie chciała, nudzi jej się. Z resztą sam spójrz na nią. Wyjdziecie sobie, pójdziecie do parku, zrobicie sobie długi spacer, pogadacie, przyda jej się to.
- Masz rację. - przyznałem
- Mam pytanie. Czy ty powiedziałeś jej, co do niej czujesz?
- Nie zdążyłem wtedy.- przyznałem się
- No to masz okazję.
- Ale że dziś?- spytałem z niedowierzaniem
- A dlaczego nie? Heh, kurde. Nie wierzę, że mówię to. Przydałby jej się teraz mężczyzna, który ją kocha, a ona o tym wie. Nie skrzywdź jej Rat, bo to wciąż moja mała księżniczka.- powiedział, a ja uśmiechnąłem się szeroko
- Może masz rację, ale nie wiem, czy to jest dobry pomysł...- odparłem niepewnie
- Stary uwierz mi.
- Może masz rację, pójdę do niej. - podjąłem ,, wyzwanie"

Ross

Przez 2 godziny pokazałem Alice część miasta, w której mieszkamy. Teraz spacerem wracamy z przystanku. Do domu mamy gdzieś około 500 metrów.
-Dzięki Ross. Sama bym chyba nie odnalazła się tutaj. Poza tym nie umiałabym nawet do pracy dojść. Wiszę ci dużą przysługę.- uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem jej gest
-Wystarczy, że dasz się jutro zaprosić na spacer.- odpowiedziałem, a ona uniosła zaciekawiona brwi
-Okay, a o której?- zapytała
-Może o 17, bo później idę do pracy?- zaproponowałem
-Zgadzam się. A ty pracujesz?
-Dorabiam, bo trochę nam brakuje. Poza tym warto mieć na swoje potrzeby, takie mniej podstawowe.- odrzekłem
-To fajnie. Umiesz dobrze sobie rozplanować czas. Lekcje, dom i praca. Nieźle młody.- pokiwała głową
-Jesteś ode mnie tylko o rok starsza Al, nie jestem, więc taki młody.- uczepiłem się
-Dobra, dobra.- przewróciła oczami, a ja zaśmiałem się
W takim miłym nastroju weszliśmy do mieszkania. Na kanapie akurat siedział Riker i Rocky.
- Siema!- powiedziałem i odkręcili głowy w naszym kierunku
-Ładnie to tak włóczyć się po mieście i nie odbierać telefonu?- zapytał najstarszy z uśmiechem
Pokiwałem tylko głową.
-Los Angeles to nie Littleton, to miasto jest trochę większe i potrzebą więcej czasu.- odpowiedziałem równie żartobliwie
-Dobra, dobra. Siadajcie. Oglądamy właśnie jakiś film.- zaproponował
-Okay.- zgodziła się Alice
-Ja pójdę do siebie, ale wam życzę miłego oglądania.- odparłem i znikłem za drzwiami pokoju
Byłem zmęczony dzisiejszym dniem.





Hej!
Witamy Was i wpadamy z nowym rozdziałem. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Mam nadzieje,  spodoba Wam się ten rozdział ;)
Jak wakacje, macie jakieś plany???
Zapraszamy do komentowania! :D
Pozdrawiamy
Ania Fanka&Sylwia Lynch

W następnym rozdziale:
-Co zadecyduje Laura?
-Kto będzie zazdrosny?
-Co zrobią przyjaciele Marano?
Tego wszystkiego dowiecie się już wkrótce w rozdziale 18! 


niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 16



Ross 

Wstałem powolnie z łóżka i wybrałem ubrania na dziś, które były całe czarne. Po ubraniu się, poszedłem na śniadanie. Przy stole siedzieli już wszyscy członkowie rodziny i Alice, która kończyła jeść kanapkę.
- Hejka!- odezwałem się do wszystkich 
- Ross, jeśli chcesz dziś zostać w domu to możesz. Zrobimy jeden wyjątek. - zaproponowała Rydel 
- Nie, dziękuję, - odrzekłem, dając jej buziaka w policzek- ale pójdę dziś do szkoły i tak mam dużo zaległości. 
- O której kończysz zajęcia? -zapytała Alice
- Kończę o 15. - odpowiedziałem na jej pytanie 
- Wiesz, bo twoje rodzeństwo idzie do pracy i tak sobie pomyślałam, że może poszłabym pod twoją szkołę, a stamtąd udalibyśmy się na jakiś spacer. Pokazałbyś mi okolicę ?- spytała 
- Możemy.
- Super to pójdę razem z tobą pod szkołę, żeby wiedzieć, gdzie mam czekać.- uśmiechnęła się, a ja pokiwałem głową
Alice jest starsza ode mnie o rok. 
- Jasne, ale teraz musimy już lecieć, abym się nie spóźnił na zajęcia.- 
Po tym słowach wstaliśmy i razem wyszliśmy z domu, żegnając się z resztą. Udałem się na zajęcia, szczerze nie miałem najmniejszej chęci siedzieć w szkole  po tym wszystkim. Na szczęście w towarzystwie Alice zawsze czułem się świetnie, więc przez drogę trochę sobie porozmawialiśmy.
Kiedy dochodziłem do szkoły, rozłączyliśmy się. Ona zawróciła, a ja ruszyłem dalej. Nagle spostrzegłem, że samochód, którym przyjeżdża Laura właśnie podjechał na podjazd. Postanowiłem na nią poczekać. 
- Cześć.- przywitałem się z nią 
- He,j co tam u ciebie, jak się trzymasz po wczorajszym ?- spytała z troską 
- Jakoś trzeba było dać radę. - spuściłem  głowę w dół, aby nie zobaczyła mojego smutku.
Ruszyliśmy pod  klasę, w której mieliśmy lekcje. Usiedliśmy na swoich miejscach i zaczęliśmy czytać dzisiejszy temat lekcji.


***


Po skończonych zajęciach wyszedłem przed szkołę ,aby zobaczyć ,czy Alice już na mnie czeka. Nie myliłem się, czekała z boku drogi. Szybko do niej pobiegłem i dałem buziaka w policzek. A ona uśmiechnęła się szeroko i promieniście .
- Hejka, jak tam, dałeś radę dziś przeżyć?- spytała
- Tak ,nie było aż tak źle, a ty nie miałaś problemu z trafieniem tutaj?
- Nie, jak widzisz dałam radę.- na te słowa szturchnęła mnie lekko w żebro
Natomiast ją objąłem ramieniem i ruszyliśmy na spacer, aby Alice poznała okolicę.


Laura 

Wychodziłam  właśnie ze szkoły, kiedy moją uwagę przykuł Ross, który obściskiwał się z jakaś dziewczyną.
Była bardzo ciekawa kto to jest , ile znaczy dla Ross'a. Z tymi i innymi myślami wsiadłam do samochodu z moją ochroną, a następnie udaliśmy się do domu.
Na miejscu czekały mnie moje ulubione naleśniki z nuttelą, ale dziś nie miałam najmniejszej ochoty ich jeść. Byłam zbyt pogrążona w myślach, co ta dziewczyna robiła przy Ross'ie.
Przecież Lynch to spokojny chłopak, nie wygląda na takiego, który by miał duże doświadczenie z dziewczynami. Ogólnie wygląda, jakby nigdy z nimi nie obcował.
Nie mogła sobie dać z tym spokoju. Z resztą nie powinnam teraz, o tym myśleć.  Kiedy do mojego pokoju weszła mama. Kiedy ujrzałam ją w drzwiach momentalnie, stanęłam na baczność.
- Musimy porozmawiać - orzekła
- O czym?
- Usiądźmy na łóżku
- Więc, o czym gadamy ?- spytałam 
Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa.
- Laura jesteś już dorosłą kobietą, która sama potrafi o siebie zadbać....
- Do czego zmierzasz?
- Chodzi o to, że pewne sprawy się pokomplikowały...
- Jakie sprawy.. o co chodzi mamo?
-Laura będziesz musiała się ...........wyprowadzić stąd.
-Jak to wyprowadzić o czym ty mówisz?- zaczęłam krzyczeć
- Po prostu może ci się tutaj coś stać. Zamieszkasz w apartamencie, oczywiście ochrona będzie ci towarzyszyć.
-Czy to coś poważnego?
- Nie, ale trzeba zachować ostrożność, jak będziesz sama mieszkała to wydoroślejesz.
- No masz rację.
- Wiesz, zadzwoniłam do kilku mieszkań na sprzedaż i jesteśmy umówione. Za niedługo wychodzimy, przyszykuj się.
- Jasne.
Przebrałam się w inne ubrania i razem z rodzicielką ruszyłyśmy na oglądania mieszkań.
Każde z nich było bardzo piękne,ale wybrałam, że zamieszka w tym :








 Prosimy o szczere komentarze pod tym rozdziałem:
A  w rozdziale 17
- Co się stanie miedzy przyjaciółmi Laury?
- O czyje względy będzie walczyła Laura ?
Tego wszystkiego dowiecie się za tydzień  




  

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 15

Ross

Kolejnego dnia odbył się pogrzeb mojej matki. Wszyscy z mojej rodziny płakali, czyli moje rodzeństwo, gdyż wujostwo odcięło się od nas po śmierci taty. Czuję, że bezsilność zżera mnie od środka. Teraz najbardziej boję się o Rydel. Dla niej to ogromny szok i ból. My chłopacy znosimy to lepiej. Przynajmniej nie pokazujemy tak uczuć. Ja sam czuję się smutny, ale nie mógłbym cały czas płakać. Zdarzy się chwila, jak ta, kiedy te wszystkie emocje kumulują się w sobie, ale po chwili opadają. Dziewczyny płaczą cały czas, lecz po trochę. Myślę, że lepiej raz się wypłakać. Z resztą każdy inaczej to odczuwa...

***

Po mszy w kaplicy, odziani w czarne ubrania udaliśmy się pochować trumnę z naszą rodzicielką. Nie było wśród nas wielu osób. Jeden ze starych sąsiadów i jakiś nieznajomy pan. Riker wygłosił mowę pożegnalną. Potem spuścili trumnę do pieczary, w której położony był nasz ojciec. Zakryli ją i rozeszliśmy się. Do domu wracaliśmy w 2 grupach. Rocky, Delly i Ellington samochodem, a ja,Rik i RyRy na pieszo. Szliśmy w ciszy. Gdy dotarliśmy do mieszkania, panowała tam identyczna cisza, co między nami. Atmosfera dosłownie była martwa. Usiadłem na kanapie pomiędzy Rydel, a Rocky'm. Ellington siedział na fotelu, a Riker wyszedł, odebrać telefon. Patrzyłem tępo przed siebie w czarny ekran telewizora. Słyszałem tylko ciche pochlipywanie siostry. Nie mogłem tego dłużej już znieść. Ta cisza była okropna. Chciałem coś powiedzieć, ale do pokoju powrócił najstarszy z nas. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech, zaciekawiło mnie to.
-Za 2 godziny będziemy mieli gościa. Trzeba ogarnąć mieszkanie.- zakomunikował i usiadł na oparciu kanapy obok Delly.
-Nie ma wyjątków.- położył rękę na ramieniu blondyny i uśmiechnął się krzepiąco
Siostra otarła łzy i za jego pomocą wstała.
-Ogarnę u siebie.- powiedziała obojętnie i znikła, za drzwiami swojego królestwa
Byłem pełen podziwu dla brata. Kiedy wszyscy byli przybici, on żył jakby nic się nie stało. Był silny za nas wszystkich, co jeszcze bardziej mnie mobilizowało do tego, żeby się zebrać. Spojrzałem na Ratliffa. On też uśmiechnął się. Wstaliśmy wszyscy i rozeszliśmy się w różne miejsca. Ja do pokoju mamy, a bruneci do naszego. Natomiast Rik został w salonie połączonym z kuchnią.

***

Godzinę później wszystko było już posprzątane. Nie przypuszczałem nawet, iż w mieszkaniu było tyle do zrobienia. Ale to dobrze. Wszyscy odstresowali się i atmosfera była lepsza. Rydel nie płakała. Była smutna. Starła się tego nie okazywać. Postanowiłem dać jej czas. Musi sobie to ułożyć, a wtedy będziemy mogli porozmawiać.
-Tak właściwie to kto nas odwiedza?- zapytał Rock
-Alice. Tak ta Alice.- odpowiedział Riker, ku naszemu zdziwieniu
Poczułem, jak zrobiło mi się ciepło. Wspomnienia powróciły. Lice była moją pierwszą miłością. Byliśmy kiedyś w kinie i wesołym miasteczku.
Naprawdę mi na niej zależało. Była naszą przyjaciółką, ale po pierwszej randce, przeprowadziliśmy się, gdyż ojciec otrzymał lepszą pracę no i nasz kontakt urwał się. Teraz po latach znów się spotkamy.
-To wspaniale. Bardzo miła niespodzianka.
-Tak.- potwierdziłem i pokiwałem głową
Każdy się cieszył. Nawet Ell, który nie znał jej. Już nie mogę doczekać się, kiedy będziemy mogli porozmawiać.
-Poznasz naszą dawną przyjaciółkę Rat.- poklepał go po ramieniu Rocky
-Heh, jestem ciekawy jak jest ta Alice.- zadumał
-A ładna?- zapytał żartobliwie, zerkając na Delly
-O ty!- walnęła go poduszką
-I tak, ładna.- odrzekła i wszyscy zaśmiali się
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Z zaciekawieniem spojrzałem na drzwi. Riker poszedł  otworzyć. Odruchowo poprawiłem włosy, na co siostra zachichotała. Przewróciłem oczami i znów spojrzałem na wejście.
-Hej!- zawołała wesoło Alice, kiedy wchodziła
-Cześć!- odpowiedzieliśmy, wstając
Pogrążyliśmy się w rozmowie.



Hello!
Wpadamy do Was z 15 rozdziałem.
Mam nadzieję, iż spodoba się, a pod postem ujrzymy dużo komów- oczywiście szczerych :D
Także bardzo serdecznie zapraszamy do oceny, a pod notką łapcie zapowiedź do next, który pojawi się wkrótce. :)
~Ania Fanka i Sylwia Lynch

W kolejny rozdziale:
-Co wydarzy się pomiędzy Rossem, a Alice?
-Kto będzie zazdrosny?
Odpowiedzi na te pytania i więcej w rozdziale 16!!!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 14


Ross
Kiedy wychodziłem ze szkoły zobaczyłem że prywatny samochód Laury już się oddala. To właśnie ją chciałem poprosić o pomoc w nadrobieniu zaległości ale niestety pojazd już odjechał, nie chciałem wracać sam do pustego domu bo rodzeństwo poszło do pracy na popołudniowe zmiany więc postanowiłem że przejdę się do domu Laury. Tak do końca nie wiedziałem gdzie to jest ale trochę kojarzyłem kiedy byłem u niej ostatni raz. Więc ruszyłem w stronę wyznaczonego celu. Kiedy byłem na miejscu moim oczom ukazał się piękny dom z  dużym ogrodem byłem pewny ze tutaj mieszka Laura. Miałem szczęście bo w pobliżu domu nie zauważyłem żadnej ochrony,która często towarzyszyła Marano. Wszedłem powoli na podwórko ponieważ furtka była otwarta i podszedłem do drzwi nacisnąłem dzwonek i czekałem aż ktoś otworzy mi drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyła mała dziewczyna trzymając w rękach nienapompowane baloniki i wstążeczki.
- Słucham Pana - powiedziała spoglądają cna mnie od góry do dołu
- Hej ja przeszedłem do Laury jest może w domu ?
- A do Laurki tak jasne że jest wejdź - zaczęła obracać się wokół własnej osi  jednak po chwili przystanęła i dopowiedziała - Ale najpierw musisz mi napompować te kolorowe baloniki i przywiązać do mnich wstążeczki -  wszystko podała mi do ręki nie miałem wyjścia musiałem się dostosować do rozkazu  małej nieznanej mi dziewczynki. Kiedy baloniki były już napompowane i przyczepione do wstążki zaczęliśmy iść na górę po schodach a ona już krzyczała,kiedy pojawiliśmy się na długim korytarzy nawołując  Laury
- Lauroooo ktoś do ciebie przyszedł jakiś fainy chłopak - nie trzeba było czekać  długo na reakcje, już po chwili drzwi od  królestwa Laury się otworzyły a ona sama zaczęła krzyczeć na dziewczynkę
- Anna ile razy trzeba ci powtarzać żebyś nie otwierała drzwi sama, trzeba było mnie zawołać nie można tak mogło by cię się coś stać. Czy ja mówię w niezrozumiałym języku
- Hej Ross- tym razem zwróciła się do mnie- co cię do mnie sprowadza?
- To ty masz na imię Ross- zaczęła podekscytowana Anna- hihi znam twoje imię
- Ja twoje też Anno - na te słowa ona stanęła jak dąb  a następnie udała się w podskokach do swojego pokoju.
-Wiesz przyszedłem do ciebie z małą  prośbą oczywiście możesz odmówić - zacząłem nieśmiele
-Chodź do mojego pokoju pogadamy  na spokojnie- po tych słowach poszliśmy  na drugi koniec korytarza a następnie w jej pokoju usiedliśmy na kanapie.
- To co cie do mnie sprowadza ?- spytała Laura
- wiesz mam taką prośbę czy nie dała byś mi może korepetycji, długo nie było mnie w szkole i mam spore zaległości  które muszę nadrobić
- Jasne z największa przyjemnością ci pomogę. To może zaczniemy juz teraz jeśli masz czas właśnie robię zadania z matematyki.
- Jasne możemy zacząć.
Laura tłumaczyła mi właśnie sposoby rozwiązywania zadań  z matematyki było już dosyć późno więc zapytałem Lurę czy jej to nie przeszkadza że tak długo już tutaj jest odpowiedział że nie.
Po pewnym czasie usłyszeliśmy płacz, Laura bardzo szybko zerwała się z miejsca i wybiegła na korytarz gdzie kucała Anna szybko podbiegliśmy do niej :
- Ann co ci się stało - spytała, dziewczyna była cała zapłakana
- Biegła sobie kiedy się potknęłam a najgorsze jest to że balonik - powiedział i pokazała palcem do góry. Balon znajdował się pod samym sufitem.
- Nie martw się kochanie - Laura przytuliła ją - zaraz zobaczymy twoje kolanko a Ross dosięgnie balonika żebyś się mogła bawić tylko teraz już nie płacz.
- Dobrze - odpowiedziała wesoła
Po kilku skokach miałem balon w rękach poszedłem do pokoju w którym znajdowała się Laura która opatrywała kolano Anny. Podałem jej balon a ona natychmiast wyciągnęła do mnie raczki abym wziął ją na ręce. Tak też uczyniłem mała wtuliła się we mnie jednak po chwili usiadłem na kanapie, dalej tkwiąc w  objęciach dziecka. Po kilku minutach Laura zasugerowała aby położył ja na łóżku bo zasnęła według  tego co powiedziała tak uczyniłem.
Następnie zakończyliśmy korepetycje  a ja udałem się do domu, wziąłem prysznic i poszedłem spać to był naprawdę męczący dzień, którego na pewno nigdy nie zapomnę

Chriss
Miałem dziś randkę z Sarah wybrałem odpowiedni komplet ubrań  na te uroczystość. Bardzo się denerwowałem zresztą jak zwykle kiedy mieliśmy gdzieś razem wyjść bałem się że popełnię jakiś błąd i wyjdę przed nią na totalnego idiotę, pajaca. Wziąłem kluczyki od mojego auta i pojechałem po moją ukochaną.
Kiedy podjechałem pod jej dom zatrąbiłem a ona szybko wyszła z domu, wyglądała jak zawsze zabójczo  krótka sukienka w kolorze kremowym bez ramiączek do tego idealnie dopasowane buty na lekkim obcasie i torebka.. wyszedłem z samochodu aby się z nią przywitać i otworzyć jej drzwi od samochodu. Następnie ruszyliśmy do restauracji w której zarezerwowałem stolik. wybraliśmy dania  i pogrążyliśmy się w rozmowie.
Po skończonym posiłku odwożąc Sarah do domu mijaliśmy parki zatrzymałem się na parkingu, abyśmy się mogli spokojnie przejść  do parku. 
Chcąc zagłuszyć ciszę, która  nad doskwierała zapytałem:
- Co tam słychać u Laury jak wyszło z tym chłopakiem?
- Wiesz Laura dowiedziała się że jego matka nie żyje, ale jest dobra wiadomości już go tak nie dręczą w   szkole. ostatnio Laura mi mówiła że nawet wrócił do szkoły ma sporo zaległości.
- No  przez tyle czasu na pewno, nauczyciel będzie oczekiwał aby nadrobił zaległości prosząc kogoś o pomoc nie uważasz
- Też  tak sadzę, pewno to będzie Laura przecież on z nikim innym się tam nie zadaje- oznajmiła 
- No na pewno a Laura się zgodzi
- To oczywiste, wracamy już nogi mnie bolą od tych butów   
 - Jasne  dasz rade dojść do samochodu czy mam cię ponieść - spytałem na co ona wyciągnęła do mnie ręce dając mi znać ze mam ją nieść. Szybko wziąłem ją na ręce i ruszyliśmy do auta, kiedy szliśmy Sarah jedną rękę trzymała na moim karku w drugą wodziła po moim torsie. Przyznaję się to było bardzo miłe.
Wsadziłem ją do samochodu i ruszyliśmy w stronę jej domu, po drodze zobaczyłem że Sarah już mącznie śpi  
zatrzymałem się na poboczu  aby utulić ją ciepłym kocem, który zawsze woziłem w samochodzie w nagłych wypadkach. Podjechałem pod jej dom, delikatnie zacząłem  ja głaskać po włosach smyrać jej policzek aby się obudziła, następnie delikatnie dotknąłem swoimi wargami jej ust.
- Sarah już jesteśmy skarbie obudź się
- Emmm- zaczęła się budzić i przeciągać- już tak szybko 
- No dobrze ci się spało 
- Tak spokojnie dziękuję za koc ze mnie przykryłeś - rzekła gładząc mnie po podbródku
- Nie ma za co, ale dostane całusa na dobranoc 
- Jasne- delikatnie się do mnie zbliżyła, połączyła nasze wargi w idealnym pocałunku. 
Następnie wyszła z samochodu, poczekałem aż wejdzie do domu a ja odjechałem.

Hejka wpadamy do was z rozdziałem wiem ze miał być szybciej ale jakoś nie dałyśmy radę.
Przepaszmy za możliwe błędy. 

W kolejny rozdziale:
- Kto przyjedzie do Lynchów?- kim okaże się ta osoba dla Ross'a? 
Tego wszystkiego dowiecie się już  wkrótce