niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 12

Laura


Wczorajsza randka z Josephem nie okazała się być udaną. Zachowywaliśmy się bardzo dziwnie. Brunet odwiózł mnie do domu i była naprawdę miły, ale zachowywał się jak nie Joe. Nie wiem dlaczego tak było. Boję się, że teraz może być pomiędzy nami inaczej. Liczę jednak, że będziemy mogli porozmawiać o tym dziś. Myśląc, ubrałam się i uczesałam, po czym zeszłam na dół do jadalni, gdzie siedziała cała moja rodzina, co było rzadkie.
-Dzień dobry!- rzekłam uśmiechnięta
-Dzień dobry!- usłyszałam odpowiedź mamy
-Cześć.- odpowiedź ojczyma i "siostry"
-Co dziś na śniadanie?- zapytałam i usiadłam przy stole
-Naleśniki z różnymi dodatkami.- powiedziała gosposia, wchodząc
Przywitałam ją tak samo jak rodzinę i szybko zjadłam śniadanie. Później zabrałam swoją trobę i wyszłam razem z ochroniarzami. Na podjeździe dostrzegłam samochód McKine'a. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Chłopak wysiadł z samochodu i przywitał mnie.
-Hej.- odparłam i wsiedliśmy do auta
Zapanowała cisza. Odpalił samochód i ruszyliśmy.
-To... Co tam?- spytał lekko nieśmiało, zerkając na mnie
-Wszystko w porządku. Przy śniadaniu rodzina zaskoczyła mnie. Wszyscy byli przy stole, a to rzadka sytuacja. Nie wiem dlaczego, ale fajnie było zjeść wspólnie.- odrzekłam, a on pokiwał głową
-A u ciebie?- dodałam szybko i skupiłam na nim wzrok
-Też okay. Dziś mam trening, a wyjątkowo nie chce mi się iść.- wzryszył ramionami
-Nie żartuj. Ty kochasz koszykówkę.- zdziwiłam się
Joe jest kapitanem szkolnej drużyny i od kiedy pamiętam, uwielbiał w nią grać.
-Dasz radę.- klepnęła go w ramię, a kąci jego ust powędrowały do góry
-Dzięki. A jeśli chodzi o wczoraj to...- zaczął, ale przerwałam mu
-Nie musisz się tłumaczyć. Sama nie wiem, co się z nami stało.- zaśmialiśmy się- Bądzi przyjaciółmi, wtedy jest najlepiej. 
-Tak.- przynał mi rację
-Czyli między nami wszytko wyjaśnione?
-Tak.- ponownie ujrzałam jego zęby
Teraz czuję się lepiej. Takiego McKine'a lubię.

***

Wszystkie lekcje minęły bardzo szybko. Teraz czekała mnie tylko jeszcze godzina wychowawcza. Wszyscy usiedli w ławkach, a pani zaczęła omawiać sprawy klasowe. 
W pewnym momencie pani nasunęła temat Ross'a.
-Proszę was, abyście przez najbliższym czas byli bardziej wyrozumiali. Chłopak ma teraz bardzo ciężki czas i powinniśmy mu pomagać. Nie mogę wam nic więcej powiedzieć, bo to już są jego sprawy. Proszę was tylko o wyrozumiałość dla niego.

***

Po skończonych lekcjach nie miałam innego wyboru. Musiałam posunąć się do pewnego czynu.
-Wiecie, ja dziś wrócę sama do domu. - oznajmiłam przyjaciółkom
-Jesteś pewna.
-Tak.- odrzekłam i pożegnałam się z nimi
Podeszłam do samochodu, w którym znajdowała się moja ochrona i obok jednego z nich usiadłam, mówiąc:
-Musisz coś dla mnie zrobić.
-Słucham.
-Potrzebuje zdobyć adres jednego chłopaka.
-Nie jesteśmy upoważnieni do tego typu zadań.
-Ty wiesz swoje, a ja swoje. Przecież masz różnych przyjaciół. Proszę znajdź adres chłopaka, który nazywa się Ross Lynch. To dla mnie bardzo ważne, gdyż muszę się z nim pilnie skontaktować. Muszę z nim pogadać o bardzo ważnych sprawach, zrób to dla mnie... Nigdy o nic cię nie prosiłam.

***


Siedziałam spokojnie w swoim pokoju chociaż w głębi duszy bardzo się niecierpliwiłam, tym czy moja ochrona znajdzie adres Rossa. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłam. Stał w nich jeden z moich ochroniarzy.
-Panienko mamy to, o co prosiłaś - nie czekałam, aż dokończy szybko chwyciłam podręczną torebkę  i zbiegłam po schodach.
-A ty dokąd?-spytała mnie gosposia w kuchni
-Musze pilnie wyjść.
-A obiad to kto zje?
-Zjem potem. Bardzo mi się śpieszy. przepraszam!- krzyknęłam, trzaskając drzwiami od domu
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z ochroną pod wskazany adres. Bardzo szybko dojechaliśmy w wyznaczone miejsce. Wyszłam z samochodu, stanęłam przed budynkiem numer jego mieszkania. Znałam akurat kogoś kto wychodził z bloku i mogłam swobodnie wejść.Podeszłam pod wskazany numer, przyznam trochę się bałam. Dotknęłam swoja dłonią dzwonka. Poczekałam, po chwili drzwi od mieszkania się otworzyły.
-Słucham. -rzekł bardzo wysoki brunet, akurat w tym momencie w oddali pojawił się Ross
-Ross!- krzyknęłam, widząc chłopaka
-Laura, co ty tu robisz?-spytał zdziwiony, podchodząc do mnie
-Przyszłam, bo muszę  z tobą porozmawiać.
-Zaproś koleżankę do środka.- powiedział drugi blondyn, który stanął obok Rossa
-Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł.- rzekł znany mi chłopak, patrząc na niego wymownie.
-Spokojnie, Rydel jest z Ell'em i śpi.
-Chodź.- tym razem zwrócił się do mnie.
Weszłam  do ich mieszkania. Było trochę dziwnie. Kim była Rydel, kto to Ell? Ross miął bardzo smutna minę. Spojrzałam na jego twarz miał bardzo opuchnięte oczy.
- To może wy pójdziecie do pokoju.-rzekł brunet
-No dobrze.
Ruszyliśmy przez korytarz, skręciliśmy w jakiś pokój. Było tam bardzo dużo łóżek i komód.
-Ty tutaj mieszkasz?
-Po, co przyszłaś?- zignorował moje pytanie
-Chciałam pogadać.
-O czym?- nadal był niemiły
-O tobie.
-Nie rozumiem...- zmieszał się
-Powiedz mi czemu nie chodzisz do szkoły?
-To moja prywatna sprawa 
-Mi możesz powiedzieć. Ja nikomu nie powiem.-ale on nadal milczał, siadając na łóżku. 
Dosiadłam się do niego.
-Ross... -powiedziałam delikatnie
Zrobiło mi się go żal...
-Jesteś wścibska.- stwierdził i wstał, po czym posłał mi przepraszające spojrzenie
Wstałam z łóżka i stanęłam naprzeciwko niego.Słowa, które wypowiedział uraziły mnie.
-Powiedz co się dzieje?- ostatni raz ponowiłam pytanie
-Moja mama zmarła kilka dni temu. Ojciec nie żyje. Zostałem sam z rodzeństwem.- prawie, że krzynął
-Przepraszam.- zamilkł, skinęłam głową
-Nigdy nie będziesz sam.- szepnęłam i przytuliłam go, odwzajemnił gest
-Dzięki.- odparł, a ja uśmiechnęłam się
Chyba nareszcie udało mi się coś w nim zmienić...

Narrator

Nadchodziła pora podwieczorku.  Cała rodzina Lynch siedziała przy stole. Rydel kończyła gotować obiad dla siebie i dla swoich braci.Ten posiłek nie był dla niej  najłatwiejszy do zrobienia. Dziewczyna miała ciągle przed sobą  obraz swojej ukochanej mamy. Nadal myślała, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi, wszystko będzie jak dawniej. Chodź miała przeczucie, że to się nigdy nie skończy. Jej bracia i Ellington mieli bardzo podobne myśli jak Rydel.Wszyscy usiedli  przy jednym jednym stole, ich miny nie oddawały dobrego nastroju. Zaczęli jeść podwieczorek.
- Chłopcy zostaliśmy sami i  możemy liczyć tylko na siebie na nikogo więcej.- oznajmiła nastolatka
-Będziemy musieli się jakoś podzielić obowiązkami.-powiedział najstarszy  z rodzeństwa 
-Ryland- zaczęła Rydel- wydaje mi się, że powinieneś jechać na te studia pomimo tej sytuacij, ale to dla ciebie bardzo ważna szansa. Mama była by z ciebie dumna. Dostałeś się to tak bardzo prestiżowej szkoły. Nigdy nie pozwoliła by ci zaprzepaścić takiej szansy. A poza tym wyjeżdżasz do innego miasta daleko stąd, ale nie sam. Przecież Savannah dostała taką samo propozycję jak ty. Więc nie widzę w tym żadnego problemu.- Zakończyła swoją przemowę.
-Ale nie zostawię was samych w takiej sytuacij.- sprzeciwił się 
-Ryland, jeśli nie chcesz tego robić dla nas, zrób to dla mamy...
-Rydel ty chyba nie słuchasz tego, co mówią do ciebie inni.
-Może masz rację. -przytaknął jej najmłodszy z rodzeństwa 
-Nie może tylko na pewno, kiedy masz wylot?- spytała
-W następnym tygodniu razem z Savannah.
-Dziękuje i taka odpowiedź mnie satysfakcionuje. A teraz proszę wszyscy jemy posiłek, bo i tak już wystygł przez kłótnie Rylanda.
-Dzięki siostra nie masz na kogo zrzucić winy to najlepiej na swojego młodszego brata.
- No zgadzam się. 
Po skończonym posiłku każdy odłożył swój talerz do zmywarki i nikt nie chciał psuć atmosfery, która trochę się rozluźniła przy stole. Więc postanowili obejrzeć film pomimo tak trudnej sytuacji, w jakiej się teraz znajdowali, mieli ochotę całą rodziną obejrzeć wspólnie seans. Aby trochę podreperować swoje relacje po tragedii.

***

Kolejnego dnia Rydel obudziła się wtulona w Ellington'a. Mimowolnie uśmiechnęła się, a chłopak przebudził się.
-Obudziłam cię?- zapytała cicho
-Nie.- odrzekł zaspany i mocniej się do niej przytulił 
-Wstajemy?
Pokręcił przecząco głową. 
-A która jest godzina?
-Za 5 siódma. Za chwilkę czas wstawać.- przeciągnęła się
-Ech... Nie chce mi się dziś iść do tej pracy.
-Ale musisz.- klepnęła go w ramię i wstała, a chłopak uczynił to samo
Cały dom już po kilku minutach był na nogach. Szykowali się się do pracy bądź szkoły.

5 komentarzy:

  1. Chyba coś się wam ucięło z tekstem. ;) Czy miało się kończyć na "cały dom"?
    - - - - - -
    Super roździał! Świetnie,że Laura tak się zainteresowała naszym biednym Rossem. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny rozdział <3
    Szkoda mi Lynchów :(
    W końcu Lau udaje się trochę dotrzeć do Rossa;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A właśnie! Weny życzę i pozdrawiam ;* Miłego wieczoru

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały Rozdział<3
    Czekam na nexta!!!
    Pozdrawiam pati♥

    OdpowiedzUsuń