piątek, 1 stycznia 2016

Epilog


****1,5 ROKU PÓŹNIEJ****


Ross

Wnosiłem właśnie pudła do naszego nowego mieszkania z Laurą. Postanowiliśmy, że zamieszkamy w całkowicie nowym miejscu i złożymy się na mieszkanie po połowie, żeby było sprawiedliwie. Nie kupiliśmy nie wiadomo jakiego mieszkania, tylko takie skromne dla nas i może w przyszłości dla naszego dziecka. Laura uświadomiła mi, że chce, abym został ojcem jej dzieci, ja nie uważam, żebym się do tego jakoś specjalnie nadawał, ale cóż skoro Laura uważa, że się nadaje, to nie będę się sprzeciwiać. Bardzo we mnie wierzy, a ja kocham ją strasznie mocno. 
Na pewno jesteście ciekawi, skąd miałem pieniądze. Otóż już wam objaśniam. Okazało się, że bardzo daleka ciotka mieszkająca w Wielkiej Brytanii zapisała nam sporą sumę pieniędzy i po jej śmierci każdy z nas dostał sporą kwotę na życie. Podzieliliśmy się po równo, żeby było sprawiedliwie. 
-Ross nareszcie już wszystko- rzekła, zamykając drzwi.
Rzeczywiście wszystkie pudła były wniesione i meble, które zamówiliśmy. Podeszła do mnie delikatnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Nachyliłem się nad jej twarzą i namiętnie ją pocałowałem.
-Kocham cię Ross- szepnęła, a ja uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też. Teraz wszystko będzie dobrze- objąłem ją, patrząc na nasze nowe jeszcze nieumeblowane mieszkanie.
Będzie dobrze...

Narrator

Blondyn denerwował się jak nigdy. Czuł, że to będzie najtrudniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek zadał, ale nie miał odwrotu. Właśnie stał pod drzwiami jednej z rezydencji Los Angeles i czekał, aż ktoś otworzy mu drzwi. Otworzył pan Morgan- lokaj. 
-Dobry wieczór panie Lynch- odezwał się zachrypłym głosem, wpuszczając go do środka.
Riker skinął głową i udał się do pokoju swojej ukochanej. Na korytarzu spotkał Sarah, która uśmiechnęła się na jego widok. Na początku nie przepadała za nim, teraz jednak było inaczej.
-Cześć- podeszła do niego i pocałował go w policzek.
-Hej- odparł.
-Jest u siebie- rzuciła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Uśmiechnął się w podziękowaniu, co odwzajemnił i znikła.
Zapukał delikatnie do drzwi pokoju blondynki. 
-Nie ma mnie!- odkrzyknęła, na co zaśmiał się.
"Moja buntowniczka"- przeszło mu przez myśl i wszedł.
-Przecież mó...- chciała podnieść głos, ale zauważyła go.
Siedziała przy lustrze i robiła makijaż. Ubrana w czarną sukienkę do połowy ud.
Zaczerwieniła się lekko.
-Hej- przywitał ją i pocałował ją lekko, jak zwykle zniewalająco.
Odpowiedziała mu tym samym.
-Już kończę i możemy iść- poinformował go.
Pokiwał głową z uśmiechem i ustał przy oknie. Pomyślał, że nie czuje już tremy. W restauracji jednak, gdzie znajdowali się wśród mnóstwa ludzi stchórzył. A teraz siedzą w jego samochodzie przed jej domem.
-Dziękuję za wspaniały wieczór- powiedziała i pocałowała go, trzymając jego dłoń.
Gdy wysiadła i była już w połowie drogi do schodów, zatrzymał ją.
-Monic!- zawołał i podszedł do niej.
Ręką ścisnął kieszeń, aby upewnić się, że na pewno jest.
-Kocham cię- rzekł, a ona zachichotała i przyciągnęła blondyna do siebie.
-Też cię kocham- złączył ich wargi.
Był już pewny, a kiedy uklęk, nie było wyjścia.
-Kochasz mnie, a ja ciebie. Zostaniesz więc moją żoną?- zapytał niepewnie, a na jego bladej twarzy wykpiły rumieńce.
Zamarła, gdy wyjął pudełeczko i otworzył je.
-Odpowiesz?- zadał kolejne pytanie, denerwując się brakiem odzewu.
Złapała go za ręce i pomogła mu wstać.
-Tak- wyszeptała, a on wsunął pierścionek na jej palec.
Przytuliła go mocno, a potem całowali się jeszcze chwilę.
-Chodź. Wejdziesz- zarządziła i trzymając się za dłonie weszli do środka.

Rydel

Obudził mnie w nocy płacz. Wstałam powolnie z łóżka i zobaczyłam Ellingtona- mojego męża z naszą mała córeczką na rękach. Dziewczynka była bardzo zapłakana i ledwie, co trzymała smoczka w ustach.
- No i widzisz obudziłaś mamusię-Ellington powiedział do Mii, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
-Co się dzieję kochanie?- podeszłam do niej i wzięłam ją na rączki, która wtuliła się w moje ramie i zaczęła szlochać.
- Nie wiem czy nie ma kolki, bo podkurczała nóżki- odrzekł brunet.
-Chodź kochanie położymy się trochę razem- położyłam ją na łóżku i położyłam jej dłoń na jej maleńkim brzuszku , po czym na nim palcami zaczęłam robić okrężne ruchy, a mała momentalnie się uspokoiła. Ellington wziął z łóżeczka jej ulubionego misia i podał jej do rączki. Dziewczyna chwilę się nim bawiła, a następnie przytuliła się do niego i zamknęła oczy. Nie przestawałam masować jej brzucha, bo wiedziałam że jeszcze nie śpi. Po 10 minutach zobaczyłam, że małej wypadł smoczek z buzi. Delikatnie go wyciągnęłam i z odłożyłam na szafkę nocną, a razem z Ellem poszliśmy spać. Mała była naszą prawdziwą pociechą każdego dnia. Ellington spędzał z nią jak najwięcej czasu, ale również chodził do pracy, przy takim małym dziecku pieniądze rozchodzą się błyskawicznie. Wtuliłam się w niego jak zawsze ciepłe ramie i poszłam spać w nadziei, że nie zbudzi nas już nasza pociecha.

Rocky

Zamykałem drzwi od sklepu, w którym pracowałem, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem klucz z zamka i szybko wyciągnąłem telefon. Alice, odebrałem.
-Hej- powiedziałem, chowając klucze do kieszeni.
-Cześć. Za ile wrócisz?- zapytała lekko poddenerwowana.
-Już wracam. Za 15 minut będę. Coś się stało?- tym razem to ja zapytałem z troską.
-Nie...- odpowiedziała szybko.
-Na pewno?- upewniałem się.
-Tak.
-Dobrze. Za chwilę już będę.
-Czekam. Pa- pożegnała mnie i rozłączyła się.
Coś było nie tak. Nie chciałem jej jednak męczyć przez telefon. Dwadzieścia minut później byłem już w naszym mieszkaniu i jadłem obiad. Alice siedziała i wpatrywała się we mnie. Wiedziałem, że chce coś powiedzieć, lecz nie wie jak.
-Ufasz mi?- spytałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Taak. Tak- powtórzyła pewniej.
-To o co chodzi?
Przetarła ręką twarz. Zapanowała cisza. Patrzyłem wyczekująco, aż odezwała się.
-Jestem w ciąży- rzekła cicho i niepewnie, a mnie dosłownie zatkało.
-Wiedziałam, że nie będziesz szczęśliwy- powiedziała zrozpaczona, a ja złapałem ją za rękę.
-To nieprawda. Jestem szczęśliwy- odrzekłem i uśmiechnąłem się.
Widziałem w jej oczach strach. Też się trochę bałem, ale nie mogłem tego okazać. Wstała i przytuliła się do mnie.
-Kocham cię- wyszeptała, obejmując mnie, a ja odpowiedziałem jej tym samym.

THE END


Hej dodajemy epilog. Tak przygoda z blogiem dobiega końca. Niestety, ale cóż mamy nadzieję, że Wam się podobało nasze opowiadanie i że nie będziecie go źle wspominać :)
Ania Fanka & Sylwia Lynch   

Kolaż własnego autorstwa

  

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 39

Laura

Dzisiejszego ranka Sarah i Monic zrobiły mi niemałą niespodziankę. Przejechały po mnie, abyśmy razem wybrały się do szkoły. Myślę, że mają jakąś ważną sprawę i to dlatego, ale na razie o nic nie pytają. Rozmawiamy o randce blondynki.
-Zamiast mnie obgadywać, pomówmy może o Rossie?
-No właśnie- wsparła ją Sah, na co zaśmiałam się.
-Jesteś już razem?
-No coś ty!- zaprzeczyłam, a one pokiwały głowami.
-A pro po związków. Jak tam twoja sytuacja z Joe'm? Chłopak jest przygnębiony...- zaczęła Monic, a ja westchnęłam.
-To skończony temat.
-Może jednak nie. Nie złość się na nas Lau. My chcemy tylko pomóc. W szkole zobaczysz- wyjaśniła mi brunetka.
Kiedy przybyłyśmy do budynku, przyjaciółki od razu zaprowadziły mnie na parter, gdzie mieściły się szafki, które zazwyczaj należały do cheerleaderek.Spoglądałam zaciekawiona. W końcu pojawiła się jakaś dziewczyna. Kojarzę ją skądś...
-Cześć jestem Becky- przedstawiła się i uścisnęłam jej dłoń.
-Laura- uśmiechnęłam się, aby dodać jej otuchy.
-Chciałam cię przeprosić. Joe wcale mnie nie pocałował. To ja go pocałowałam, ale on  w ogólnie był mną zainteresowany. Straciłam tylko czas. A z tym zeszytem to też nie jego wina, tylko kolegów. Jeszcze raz przepraszam- rzekła bardzo zawstydzona i odeszła.
Natomiast, a ja poczułam się okropnie. Dobrze, że mam kule, bo chyba bym upadła. On mówił cały czas prawdę...

Ross

Szedłem właśnie korytarzem, kiedy na mojej drodze pojawił się Joseph. Miał wrogie spojrzenie i szedł szybkim krokiem wprost na mnie.
-Możemy pogadać?-zapytał mnie.
-Zależy o czym chcesz gadać.
-O Laurze.
-Masz ją zostawić w spokoju!- syknął. 
-To chyba raczej nie jest twój interes... 
-Nie jesteś dla niej odpowiedni.
-To nie jest twoja sprawa. Zostaw nas!- postawiłem się.
-Nie pozwolę na to, aby Laura zniszczyła sobie życie-chwycił mnie za ramiona i rzucił mną o szafki, które niedaleko stały.
Momentalnie się ogarnąłem i mu oddałem. Chłopakowi był bardzo zszokowany, rozdzielił  nas dopiero dyrektor, który nieopodal przechodził.
-Lynch do gabinetu!
Nie rozumiałem tego. To nie ja zacząłem bojkę i jeszcze przez niego oberwę. Kiedy znalazłem się w gabinecie dyrektora, srogo na mnie popatrzył.
-Co się z tobą dzieje, byłeś wzorowym uczniem-zaczął.
-Wiem, ale to nie ja zacząłem...- próbowałem się tłumaczyć.
-On został usprawiedliwiony.
-Ale...
-Codziennie będziesz zostawał po lekcjach przez dwa tygodnie- mężczyzna powiedział to głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Dobrze- spuściłem głowę.
-Ciesz się, że nic mu się nie stało. Inaczej musiałbym obniżyć ci zachowanie, co skutkowało by utratą stypendium.
-Doceniam to-wyszedłem z jego biura i poszedłem na lekcje.
Wspaniały dzień...

Laura

Ze szkoły wróciłam z dziewczynami. Podwiozły mnie i pomogły mi wejść na górę. Potem pożegnałyśmy się, a ja odgrzałam sobie obiad, który przygotowała mi gosposia. Jadłam sobie spokojnie, kiedy ktoś zadzwonił do moich drzwi. Zdziwiłam się i sprawdziłam telefon. Zero powiadomień. Wzięłam kule i powoli ruszyłam do wejścia. Uchyliłam lekko drzwi i dostrzegłam Joe'go. Stanęłam jak wryta. Mierzyliśmy się spojrzeniami.
-Hej, mogę wejść?- zapytał, a ja stałam nieruchomo.
W końcu wpuściłam go. Mieliśmy w końcu dużo do wyjaśnienia... Przeszliśmy do salonu.
-Jak się czujesz?- zadał kolejne pytanie.
-Okay- odparłam, a on pokiwał głową.
Dostałam wiadomość SMS. Wyjęłam telefon z kieszeni. Pisał jakiś nieznajomy numer. "Ross pobił dziś McKine. Spytaj go." Przeczytałam tekst kilka razy.
-Coś nie tak?- zaniepokoił się brunet i usiadł obok mnie.
-Mogę?- wyciągnął rękę, a ja podałam mu telefon.
Czułam się oszołomiona całą tą sytuacją.
-Wierzysz w to?
-A to prawda?- zapytałam, a on spuścił głowę.
-Ross cię pobił?- rzekłam z niedowierzaniem.
-To nie była bójka. W rozmowie uderzył mnie- powiedział mi.
Pokiwałam głową. To nie mógł być Ross. On nie jest taki...
-Co się zmieniło, że nagle mi wierzysz?- zagadnął.
Poczułam, jak moje policzki rumienią się.
-Pobiliście się prze zemnie?
-Tak. Nie rozumiesz, że mi na tobie zależy?!- powiedział z wyrzutem.
Znalazłam się w pułapce.
-Joe...-zaczęłam- nie jesteśmy już razem. Wiem, że mogę wydać się okropna, ale spójrz na to z rezerwą. Gdybyśmy naprawdę się kochali, nie doszłoby do tego. A ja polubiłam już kogoś bardziej...- ostatnie zdanie wypowiedziałam ciszej.
-Bredzisz- zignorował to, co przed chwilą mu oświadczyłam.
Przysunął się blisko mnie i pocałował mnie delikatnie. Oderwałam się szybko, po czym spoliczkowałam go. Pierwszy raz w życiu to zrobiłam.
-Wyjdź stąd!- nakazałam, a McKine wyszedł bardzo szybko. Opadałam na kanapę i westchnęłam głęboko. Jak to możliwe, że wciąż pozwalam mu na takie zachowanie... Przetarłam ręką twarz i pokuśtykałam do kuchni, aby skończyć obiad. Muszę pogadać z dziewczynami.

Ross

Leżałem na swoim łóżku i pogrążałem się w myślach. Jak mogłem być taki bezmyślny. Wdałem się w bójkę i to jeszcze na ostatnim roku liceum. Mogłem mieć naganę i co gorsza, przez to utraciłbym stypendium. Całe szczęście, że jakoś to wytłumaczyłem dyrektorowi szkoły. Jeszcze Laura... jak ona się dowie, pewnie będzie bardzo zła, że się pobiłem i całkowicie zapomniałem o konsekwencjach. Postanowiłem się pouczyć na jutrzejszy dzień. Następnie zjadłem kolacje, umyłem się i położyłam się do łóżka. Wziąłem telefon ze szafki nocnej i napisałem do Laury.

"Dobranoc kochana :)"

Nie musiałem długo czekać i dostałem odpowiedź:

"Wzajemnie Ross" 

Szybko wystukałem odpowiedź.

"Idź spać bo jt nie wstaniesz"

"Dobrze już się kładę:))))))"

 Sam poczyniłem postępowania Laury i wszedłem na łóżko, przykrywszy się szczelnie kołdrą, zasnąłem.

Ross

Właśnie doszedłem do drzwi apartamentu, w którym mieszkała Laura. Wybrałem odpowiedni numer mieszkania na domofonie i czekałem aż rozbrzmi głos brunetki.
-Słucham?
-To ja Ross, wpuść mnie- powiedziałem.
Usłyszałem dźwięk charakterystyczny, że drzwi  apartamentu są otwarte. 
Wcisnąłem odpowiedni przycisk w windzie. Kiedy z niej wyszedłem Laura czekała już na mnie z otwartymi drzwiami do mieszkania.
-Hej-przywitała mnie w środku mieszkania, zarzucając ręce na szyję.
-Ja też za tobą bardzo tęskniłem.
-Daj buziaka -podciągnęła się na palcach i  cmoknęła mnie w policzek.
-Kupiłem ci owoce-rzekłem, podając jej siatkę z zakupami.
-Ross nie musisz mi nic kupować, już tyle razy ci to powtarzałam, niepotrzebnie tracisz kasę!
-Nie przesadzaj.
-Napijesz się czegoś?- zapytała.
-Soku jak masz?
-Pomarańczowy twój ulubiony-odrzekła, wyjmując go z lodówki.
Nalała dwie porcie do szklanek i mi podała.
-Jak noga?-zapytałem po chwili.
-Dobrze niedługo mam wizytę kontrolna. 
-Świetnie bardzo się cieszę.
-Jak wszystko będzie w porządku, a mam nadzieje, że tak to przestane chodzić o kulach.
-Co będziemy robić?-spytała po chwili
-Nie wiem, na co masz ochotę?
-Obejrzymy coś?
-Jasne.
Podczas oglądania Laura ogóle nie zwracała uwagi na film, wyglądała na bardzo zamyśloną po chwili chwyciłem jej dłoń, na co ona się wzdrygnęła. 
-Laura co się dzieje ?
-Nic Ross, wszystko w porządku.
-Jasne, widzę, że coś nie tak. Nie okłamuj mnie- chciałem ją przekonać, aby wyznała mi, co ją dręczy. 
-Ross daj spokój.
-Chce się dowiedzieć-zadeklarowałem.
-Ale czego?-spytała lekko zezłoszczona.
-Co tak zajmuje twoje myśli?- ponowiłem swoje pytanie.
-Nie chce o tym rozmawiać, jak będę miała ochotę to wszystko ci powiem. Spokojnie nie masz się czym martwić.-położyła dłoń na moim policzku i delikatnie go podrapała paznokciem.

Laura

Nie chciałam mówić blondynowi o sytuacji z McKine'm. Postanowiłam o tym zapomnieć, ale to nie było takie łatwe. Powinnam skupić się na czym innym.
-Może obejrzymy coś? Będę tym razem uważać- zaproponowałam, a on skinął głową.
-Ty wybierz- rzekłam.
Lynch uśmiechnął się i zaczął przeglądać propozycje. Przytuliłam się do niego, ale nie na długo, gdyż mój telefon rozdzwonił się. Oderwałam się od niego i odebrałam.
-Dzień dobry pani Marano- usłyszałam głos swojej gosposi.
-Dzień dobry.
-Chciałam panią powiadomić, że nie przyjdę jutro, a nie we wtorek, gdyż mam wizyty u lekarza. Czy nie będzie to problemem?
-Oczywiście. Dziękuję za informację.
-Dowiedzenia.- odpowiedziałam jej tym samym i rozłączyłam się.
-Kto to był?- zapytał mnie od razu Ross.
-Moja gospodyni- wyjaśniłam mu, a on pokiwał głową.
-Nieważne. Wymyśliłeś już coś na naszą pierwszą randkę?- na te słowa uśmiechnęłam się szeroko.
-To będzie niespodzianka. Nie będziesz dużo chodziła.
-No właśnie. Jutro mam kontrolę. Pójdziesz ze mną?- zapytałam go, a chłopak zgodził się.
-Tak. O której?
-15:00. Bądź u mnie.- skinął głową.
-Co powiesz na "Gniew umarłych"?- zmienił temat, a ja pokiwałam głową.
Zaczęliśmy oglądać.

Ross

Właśnie wchodziliśmy do szpitala, Laura miała dziś kontrole na tą nogę. Kiedy wyszedł lekarz i zaprosił ją do gabinetu. Pokiwałem tylko głową na znak, że tutaj zostanę i poczekam na nią aż badania dobiegną końca. 
Czekałem, czekałem, czekałem,czekałem i czekałem aż w końcu drzwi do gabinetu się otworzyły, szybko poderwałem się z krzesła, a moim oczną ukazała się brunetka z usztywniaczem na nodze.
-Teraz to będziesz nosić-spytałem, pokazując palcem na opaskę.
-Tak, ale tylko na tydzień a potem już powinna być wszystko dobrze-rzekła, obejmując mnie w tali.
-To co idziemy na ptysia?Ja stawiam-zaproponowała, kiedy wyszliśmy ze szpitala.
Wsiedliśmy do samochodu Laury. Trochę dziwnie się czuje w tej limuzynie i jeszcze prywatny kierowca.
-Poproszę do najbliższej kawiarenki-powiedziała stanowczym tonem do szofera, następnie uśmiechnęła się do mnie i pocałowała mnie w kącik ust, które po tej czynności poszły w górę. 
Już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem pierwszy i pomogłem jej wysiąść.
-Dziękuję- rzekła i złapała mnie za rękę.
Weszliśmy nieśpiesznie i złożyliśmy zamówienie, zajęliśmy odosobniony stolik, po czym zaczęliśmy rozmowę o wszystkim i o niczym.

***godzinę potem***

Wracaliśmy do domu Laury. Bardzo się upierała, aby mnie odwieść do mojego mieszkania, mówiłem jej, że nie ma potrzeby, a ona swoje, że mnie odwiezie, żebym się nie męczył drogą powrotną. Kiedy miałem już wysiadać, dziewczyna  chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła w swoją stronę.
-A coś na dowiedzenia-spytała, robiąc brewki.
-No może... nie wiem czy byłaś grzeczna?-zaśmiałem się, dotykając jej nosa swoim. 
Delikatnie ułożyłem swoje wargi na jej ustach i pocałowałem ją. Z trudem się od siebie oderwaliśmy. 
-Może wejdziesz na górę?-spytałem. 
-Nie, nie będę ci przeszkadzać. Jutro szkoła musisz się wyspać-rzekła, wypychając mnie z auta.
-Ej....-oburzyłem się-wyrzucasz mnie-spytałem, stając na chodniku.
-Tak do zobaczenia jutro, słodkich snów-pożegnała się i zamknęła drzwi do samochodu, a odjeżdżając pomachała mi. Poczekałem aż auto zniknie za krętem i wszedłem do swojej klatki, otworzyłem drzwi do mieszkania. Poszedłem do kuchni, aby się  czegoś napić. Nalałem soku do połowy szklanki i kiedy się odwróciłem w drzwiach, stała Rydel przebrana w piżamę.
-Byłeś z Laurą?-zapytała, siadając przy stole. 
-Tak, a co?
-Nic tylko się pytam-rzekła-Tak sobie myślałam, że może zaprosiłbyś ją na kolacje do nas, poznalibyśmy ją bliżej. Jeśli oczywiście chcesz ją zaprosić, ale wydaje mi się, że było by jej miło gdybyś ją do nas zaprosił- mówiła i mówiła, a ja uśmiechałem się szeroko. 
-Może masz racje. Zaproszę ją niedługo obiecuje-pocałowałem ją w policzek i poszedłem do swojego pokoju ,szybko się umyłem i poszedłem spać.



****TYDZIEŃ PÓŹNIEJ****


Ross

Szykowałem się na randkę z Laurą. Moja siostra własnie skończyła mi prasować koszulę, szybko ją założyłem i wziąłem torbę z potrzebnymi rzeczami. Ruszyłem do mieszkania dziewczyny.
Uznałem, iż najlepszym sposobem będzie to, że zrobię zakupy na kolacje i ugotuje coś w mieszkaniu brunetki. Kilka razy już gotowałem jej i bardzo chwaliła moje potrawy. Jak również było na rękę jedzenie w domu, ponieważ nigdzie nie chciała wychodzić, bo jeszcze trochę noga ją bolała.
Stałem przed drzwiami i nacisnąłem dzwonek, nie musiałem długo czekać aż pojawiła się Laura.
-Hej-przywitała się ze mną.
Wpuszczając mnie do środka, delikatnie musnęła mój policzek. Prawda jest taka, że jestem razem a jeszcze się nie całowaliśmy.
-Cześć, ale ty ślicznie wyglądasz-powiedziałem, dotykając jej policzków.
-Wzajemnie i masz wyprasowana koszule-zaśmiała się-rzadko się zdarza, żeby chłopak chodził w nie pomiętych koszulach- zauważyła.
-Oj siostra mi wyprasowała.
-Czyli jeśli ona by tego nie zrobiła, to koszula nie była by taka ładna-droczyła się ze mną, prowadząc mnie do kuchni.
-No wyprasowałbym sobie, ale wiesz nie mam w tym wprawy-przyznałem się. rozpakowując rzeczy przeze mnie kupione.
Zaśmiała się i zapytała:
-Co dziś będziesz nam gotować?
-Niespodzianka- odrzekłem.
-Dobrze, to ty gotuj, a ja na nakryje do stołu- zarządziła.
-Niech będzie- kiwnąłem głową.
Zacząłem szykować moje danie, którym będą nadziewane muszelki z mięsem mielonym i serem
-Pomoc ci w czymś ?-spytała, kiedy nakryła stół.
Przyznam, iż był bardzo ładnie nakryty. Po obu stronach stały talerze, a po bokach świece.
-Nie. Daję sobie rade trąc ser na tarce.
-Własnie widzę, może ja to zrobię, to żaden problem-rzekła, siadając po drugiej stronie blatu i wtedy  ręka mi się zemknęła  i przejechałem kostkami bo ostrych ostrzach.
Laura bardzo szybko wzięła moja dłoń i skierowała ją pod strumień zimnej wody, a sama szybko poszła do łazienki po apteczkę. Krew leciała wolno, ale pomimo to szybko moje kostki znowu były w niechcianym kolorze.
-Ross nie ruszaj się- rzekła ostro, kiedy wytarłem swoja dłoń.
-Przestań to nic takiego- zacząłem.
-Ross daj rękę!-krzyknęła.
-Proszę.
Dziewczyna oczyściła moja dłoń i zabandażowała ją.
-I gotowe. Siedź sobie a ja dokończę kolację- oznajmiła, a zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Lau...ja to...
-Cicho-położyła mi palec na ustach-ja dokończę spokojnie- delikatnie przejechała paznokciem po mojej dolnej wardze i go zdjęła, patrząc czy nic nie mówię.
Marano szybko dokończyła potrawę i wstawiła do piekarnika. Ja w tym czasie poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem na stole, znajdował się tylko jeden talerz i teraz siedzieliśmy blisko siebie. Laura nakładała potrawę na talerze, ale o dziwo tylko jeden, na którym była podwójna porcja.
-Siadaj -powiedziała, szybko podszedłem i odsunąłem jej krzesło, co sprawiło ból w moich kostkach u rąk.
-Dziękuję.
-Cała przyjemność po mojej stronie -szybko usiadłem obok niej.
Lau ustawiła talerz pomierzy nami i zaczęła kroić kluskę.
-Otwórz usta-spojrzała na mnie- chcę cię nakarmić, masz zabandażowana rękę trudno ci będzie samemu jeść- wytłumaczyła mi.
-Ach...-otworzyłem usta, kiedy zblizyła widelec do moich warg i zacząłem jeść. Laura karmiła jednocześnie mnie i siebie. Po skończonym posiłku ona włożyła naczynia do zmywarki.
-Chodź obejrzymy jakiś film-pociągnęła mnie za zdrowa kończynę.
-Dobra- usiedliśmy  na kanapie i zaczęliśmy przeglądać programy, w końcu natrafiwszy na jakiś fantasy.
Co prawda niektóre postacie były przerażające. Laura oparła głowę o moje ramię.
-Chce ci się spać ?-spytałem po chwili.
-Nie- odparła, ziewając.
-Na pewno? Oczy ci się kleją- zauważyłem.
-Wcale nie -dłońmi objęła mnie w pasie, tym samym robiąc że jej głowa leżała na moim brzuchu.
Po kilkunastu minutach film dobiegł końca ściszyłem i spojrzawszy na Laurę, delikatnie posmyrałem jej policzek, a ona mocniej się do mnie przytuliła.
Postanowiłem przenieść ją na łóżko, aby było jej wygodniej. Wziąłem ją na ręce, na co dziewczyna delikatnie zamruczała. Cmoknąłem ją w policzek i położyłem na wygodnym łóżku. Sam udałem się na kanapę spać. Nie mogłem zostawić jej samej. Po chwili zasnąłem. 

Laura

Sobota. Wolny dzień. Za godzinę przychodzą dziewczyny. Umówiłam się z nimi, że przyjdą do mnie i razem pojedziemy do kina oraz na obiad. Moja noga jest już prawie zdrowa i mogę chodzić bez kul. Szyny zostały zdjęte. Czuję się lepiej bez nich. Teraz przygotowuję się. Wybrałam ubrania i poszłam się przebrać. Potem zrobiłam delikatny makijaż i zaczęłam przeglądać internet. Wtem rozbrzmiał mój domofon. Podeszłam do niego i kliknęłam guzik. Po chwili do mieszkania weszły Sarah i Monic. Jednak nie były same. Razem z nimi przyszedł Joe i Chris. Spojrzała na niej lekko rozgniewana. Wiedziały jaka jest sytuacją między mną a McKine'm.
-Chyba musicie sobie sporo wyjaśnić- powiedziała blondynka i pchnęła bruneta w moją stronę.
-Czekamy w aucie- Sah wysłała mi buziaka w powietrzu, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
Oni zaśmiali się tylko i wyszli. Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka.
-Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem cię wtedy pocałować- przemówił.
Staliśmy w sporej odległości od siebie. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
-Wiesz, trudno było mi pogodzić się z naszym rozstaniem. Byłem taki załamany. Myślałem, że uda mi się to jeszcze uratować. Postąpiłem głupio. Minie jeszcze trochę zanim wybiję sobie ciebie z głowy, ale jeśli jesteś szczęśliwa z Lynch'em, to ja też jestem szczęśliwy, bo tak robią przyjaciele, a ja chcę nim być- wyznał, a z moich oczu pociekły łzy.
Poczułam się okropnie.
-To ja powinnam cię przeprosić Joe. To ja jestem straszną przyjaciółką. Tak bardzo cię przepraszam- powiedziałam szczerze.
Mimo tego, co zaszło, nadal był moim przyjacielem. Bo przyjaciel to osoba, która nas rozumie i chce naszego dobra, a on tego chce. Po moim policzkach popłynęły kolejne łzy.
-Chodź tu- odparł i wtuliłam się w niego bardzo mocno.
-Obiecaj, że nigdy się już nie pokłócimy- poprosiłam, a on zaśmiał się, tak jak kiedyś...
-Obiecuję, jeśli ty też obiecasz.
-Obiecuję- uśmiechnęła się szeroko i znowu go przytuliłam.
Czułam się, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar. Teraz wszystko zdało się być inne. Mam nadzieję, że Ross nie będzie zazdrosny o Joe'go. Tylko jak ja mu powiem to? Będę musiała wszystko wyjaśnić...

sobota, 5 grudnia 2015

Notatka- zakończenie bloga

Po bardzo ciężkich przemyśleniach doszłyśmy  do porozumienia, iż blog zostanie zakończony. Kolejny rozdział pojawi się przed świętami, a po nich dodamy epilog. Przykro mi, że musimy zakończyć tego bloga, ale po prostu brak weny.....Bardzo Was przepraszam... :'(
Ania Fanka & Sylwia Lynch

poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 38

Monic

Nigdy jeszcze nie spędziłam tak mało czasu w łazience na przygotowaniu, a efekt był naprawdę zadowalający. Wiem, że mogę pochwalić się wyglądem, ale muszę o to nieustannie dbać. Na dzisiejsze wyjście, jednak chcę wygląd naturalnie. Wiem, że większość chłopców lubi naturalność. Poza tym w klubie jest prawie ciemno. Zabrałam małą torebkę i wyszłam z domu. Z blondynem umówiłam się na rogu ulicy, która prowadziła do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam taxi, więc szybko dojechałam na miejsce, gdzie już czekał na mnie. Zapłaciłam należność i wysiadłam. 
-Hej- przywitałam się z nim i pocałowałam go w policzek, a do moim nozdrzy dotarł zapach wody morskiej, który był niemalże zniewalający. 
-Hej. Pięknie wyglądasz- powiedział i objął mnie ramieniem. 
Chłopak ubrał się w czarną koszulę i ciemne jeansy. Wyglądał bardzo przystojnie. 
-Do którego klubu idziemy?- zapytałam.
-A do którego chcesz?- spytał.
Chyba nie znał się na tym za bardzo. Postanowiłam przejąć inicjatywę.
-W takim razie pójdziemy do Roco. Przyjemnie, nie ma dużego tłumu i dobra muzyka- rzekłam, a on uśmiechnął się.
-Dobrze, że dziś nie założyłaś szpilek, bo zamierzam dużo tańczyć z tobą- oznajmił, a kąciki moich ust powędrowały do góry.
Ten wieczór zapowiadał się wspaniale i taki był. Na początku było lekko sztywno, lecz z czasem się rozkręciliśmy. Riker to naprawdę dobry tancerz. Wróciliśmy późno w nocy. Rozeszliśmy się tam, gdzie się spotkaliśmy. Ten blondas jest czarujący i podoba się. Widzę, że razem możemy się świetnie bawić, a to dobra oznaka. Do tego nie całuje kiepsko, więc mogę być usatysfakcjonowana wyjściem. 

Ross
Wczesnym rankiem wyruszyłem do Laury, która z niecierpliwieniem na mnie czekała. Kiedy wszedłem do środka, Laura dała mi buziaka w policzek.
-Bałam się. że nie przyjdziesz.
-Ja bym nie przyszedł? Widzę, że ty dopiero, co wstałaś-spojrzałem na nią.
Dziewczyna była jeszcze w piżamie.
-Tak, ubieram się właśnie. Chodzenie o kulach bardzo utrudnia całe moje dotychczasowe życie. 
-Zrobić śniadanie?-spytałem.
-Jeśli ci się chce. Ja w tym czasie się ubiorę.-rzekła i ruszyła do sypialni.
-Mogę ci pomóc jeśli chcesz?-spytałem, robiąc brewki.
-Nie, dzięki- pokręciła głową i wyszła. 
Wszedłem do kuchni i się przeraziłem. W pomieszczeniu był taki bałagan. Brudne naczynia włożyłem do zmywarki, okruchy wyrzuciłem do kosza i zabrałem się za śniadanie. Usmażyłem jajecznice i zrobiłem do tego kanapki z serem sałata i pomidorem, papryka. Akurat wtedy weszła Laura, która była ubrana w miętową sukienkę.
-Ross możesz mi pomóc -zapytała, odwracając się i sugerując mi, abym zapiąłem jej zamek z tyłu sukienki.
-Widzisz, mówiłem, że będziesz potrzebować mojej pomocy-odgarnąłem jej włosy z pleców. 
Delikatnie chwyciłem jej zapięcie i zasunąłem suwak,
-I gotowe-rzekłem.
-Wow ty to potrafisz zrobić śniadanie-wydukała, siadając przy stole.
-Cieszę się, że ci się podoba.
-Kolorowo na tym talerzu-rzekła i zabrała się za jedzenie. 
 Po skończeniu włożyłem naczynia do zmywarki i udaliśmy się do salonu. 
-Wiesz, planujemy z rodzeństwem założyć konto bankowe i wziąć kredyt, aby kupić samochód- wyznałem jej.
-Tak? Jak będziecie brać kredyt to ważne, abyście przejrzeli wszystkie oferty banku- powiedziała. 
-Dzięki za radę, na pewno z niej skorzystam- uśmiechnąłem się. 

Rydel

Dziś razem z Ellem, Rockym i Alice idziemy na podwójna randkę. Bardzo się cieszę, że mój młodszy brat wreszcie sobie kogoś znalazł. Kończyłam właśnie rozczesywać włosy, kiedy do mojego pokoju wparowała Alice.
-Nie mogę uwierzyć, że idziemy we dwie na randkę-rzuciła się na moje łóżko.
-Spokojnie, trzymaj emocje na wodzy. 
-Co?-spojrzała na mnie jak na idiotkę.
-Nic, kiedyś coś takiego usłyszałam, ale chyba coś pokręciłam-spojrzałam na nią i zaczęłyśmy się śmiać. Do pokoju ktoś zapukał, więc od razu się opanowałyśmy, a za drzwi wyłonił się Ellington ubrany w ciemne spodnie i granatową koszule. Za nim stał Rocky ubrany w dżinsy i koszulę takiego samego koloru jak Ellingtona.
-Ależ my mamy przystojnych chłopaków-zwróciłam się do Alice.
-No, a jak! Nie macie się czego wstydzić kochane -Ellington podszedł do mnie i pocałował mnie.
-To co, idziemy? -spytał Rocky, obejmując swoją dziewczynę.
-Jasne. 
Oboje ruszyliśmy do restauracji. Na miejscu każdy zamówił jakieś danie i pogrążyliśmy się w rozmowie.  




Oto kolejny rozdział przed wami :) Przepraszamy za przerwę, ale sprawy szkolne... Wiecie niedługo "koniec semestru " i trzeba się wziąć do roboty, i popoprawiać niektóre oceny, a do tego jeszcze niedługo mamy egzaminy próbne. Sami rozumiecie :) Prosimy o szczere komentarze

W kolejnym
-Czego dowie się Laura kiedy wróci do szkoły?
- Jak zachowa się Ross w obronie ukochanej
-Jak Joseph wykorzysta sytuacje gdy Laura do niego przyjdzie?
Wszystkiego dowiecie się w kolejnym rozdziale 

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 37

Ross

Szedłem korytarzem, poszukując Laury, chciałem zaprosić ja na randkę. Własnie w oddali dostrzegłem ją, jak delikatnie kroczyła o kulach w stronę sali od chemii. Bardzo szybko dogoniłem brunetkę.
-Hej Laura, jak noga?- zapytałem na wstępie.
-Hej- odparła lekko zmieszana.
-A z nogą już lepiej, nie boli. Muszę tylko nosić jeszcze usztywnienie- dopowiedziała, a ja uśmiechnąłem się.
Cieszyłem się, że już lepiej.
-Chyba cię lekko przestraszyłem- rzuciłem, a ona pokiwała przecząco głową.
Wiedziałem, że i tak to nieprawda. Myślę, że Laura się naprawdę miła i to bardzo.
-Wiesz tak sobie pomyślałem...- zacząłem, jednak nie było dane mi dokończyć, ponieważ obok nas pojawił się McKine.
-Cześć Laura, możemy pogadać-zwrócił się do niej, stając pomiędzy nami.
-Nie. Jestem zajęta- odrzekła szybko, jakby chciała uciec.
Stanąłem z drugiego jej boku.
-Co chciałeś Ross?- spytała mnie, a brunet wyraźnie poczerwieniał.
Był zły.
-Laura to ważne...- powiedział zdecydowanie i wtedy postanowieniem podjąć działanie.
-Ona nie chce z tobą rozmawiać -spojrzałem na niego wrogo, a on odszedł.
-Wiesz pomyślałem, że moglibyśmy razem gdzieś wyjść. Oczywiście jeśli masz ochotę- zaproponowałem, a ona uniosła lekko brwi.
-W sensie, że randka?
-No tak-rzekłem i cały się zaczerwieniłem.
-Super tylko, że ja mam nogę w niezbyt użytecznym stanie-rzekła z lekką nutką żartu.
Mimo to dostrzegłem, że to zasmuciło ją lekko.
-Spokojnie Laura, coś wymyśle- przyrzekłem i akurat doszliśmy do chemicznej.
Wpuściłem ją do sali, udałem się pod swoją i po chwili zaczęła się lekcja.

Joe

Byłem wściekły na tego Lynch'a. Zawsze, gdy chciałem porozmawiać z Laurą, zjawiał się i wszystko psuł. Z cudem zachowuję spokój, kiedy ich razem widzę. Jestem tak bardzo rozczarowany. Jak ona mogła mi to zrobić?  Przecież było tak dobrze. Nie wierzę, że dała się nabrać na te wszystkie brednie. Ale ja wiem, czuję, że nie jestem jej jeszcze obojętny. Skoro nie wierzy mi, porozmawiam z Sarah i Monic. To moja ostatnia deska ratunku. Nie gadałem z nimi od czasu mojego zerwania z Marano. Jakoś muszę sobie poradzić. Poprawiłem plecak na ramieniu i ruszyłem w kierunku sali gimnastycznej. Chris ma teraz trening, więc i Sah musi tam być. Nie myliłem się. Siedzieli razem. Podszedłem do nich. Przybiłem piątkę z chłopakami i przywitałem się z dziewczynami. Poprosiłem je o rozmowę i wyszliśmy przed szkołę.
-Co tam?- zapytała Sarah.
-Chcesz pożyczyć hajs? Podobno jesteś kasiasty.- zażartowała Monic, a ja przewróciłem oczami.
Miałem wrażenie, że szczególnie lubiła ze mnie żartować. Nie zwracałem jednak nigdy na to uwagi. Blanc tak już jest. Mimo to jest naprawdę w porządku. Z resztą Sarah też. Zaraz przekonamy się jak bardzo.
-Wiecie, że nigdy nie skrzywdziłbym Laury. To ten Lynch musiał wszystko zaplanować i nasłać na mnie Becky. Przecież i wy widzicie, że coś jest nie halo z tą historią. W końcu chyba przyjaźnimy się jeszcze- powiedziałem, a spojrzały na mnie z wyrzutem.
-To nie zmienia faktu, że całowałeś tą dziewczynę...- zaczęła brunetka, ale blondyna uspokoiła ją.
-Nie słuchaj jej. Pomożemy ci Joe, ale tylko w wyjawieniu prawdy. Nie mamy zamiaru ingerować w związek Laury. Pasuje?- zapytała i wyciągnęła rękę, a ja uścisnąłem ją.
Z resztą i tak przytuliłem je obydwie, na zaśmiały się. Ruszyliśmy do szkoły. Umówiliśmy się dziś, że po szkole obgadamy resztę.


Hejka wpadamy do was z kolejnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Prosimy o szczere komentarze.
A w kolejnym:
-Jak przebiegnie randka Rossa i Laury? 
- Rydelllington idą na podwójna randkę z Rolice (Rocky+Alice)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 36

Laura

Kiedy Ross wyszedł było po 20. Bardzo zaskoczył mnie swoją pomocą. Nie wiedziałam, że jest tak uczynny. Naprawdę miło spędziłam z nim ten czas. Moje myśli o nim przerwał telefon. To mój tata. 
-Cześć.- odebrałam.
-Cześć. Jak się czujesz córeczko?- usłyszałam na wstępie.
-Wszystko już w porządku tato. Po prostu skręciłam kostkę.- odrzekłam.
-A ja się martwiłem, że się połamałaś.- rzekł, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Jesteś jeszcze w pracy?- zapytałam, słysząc jakieś szmery.
-Tak, ale zaraz wychodzę.- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami. 
-Nie możesz tak długo pracować tato. 
-To ważny projekt kochanie.- powiedział, a ja westchnęłam. 
-Dobrze. Porozmawiamy jutro. Jesteś na pewno zmęczona. Kładź się spać. Dobranoc.- dodał.
-Dobranoc.- odparłam i rozłączyłam się.
Mój ojciec zawsze był troskliwy. 

Narrator 

-Krycie!- wrzasnął jedne z chłopaków, lecz nadaremno.
Przeciwnicy zdobyli punkt i zakończył się mecz. Wszyscy zawodnicy zjechali do kółka i podziękowali sobie. Część poszła do szatni, a część została w tym Joe i jego koledzy. Powoli odpychali się po po lodzie, pokonując kolejne metry na łyżwach. Byli już bez ochraniaczy.
-Dobry mecz Joe.- rzekł Morris, a on machnął ręką.
-Jak uderzałeś w krążek, miałem wrażenie, że wyobrażasz sobie głowę Lynch.- powiedział szatyn i zaśmiali się wszyscy oprócz McKine'a.
-Jeszcze raz wypowiesz to słowo, to nie ręczę za siebie- rzucił w jego stronę i zaczęli jechać w stronę miejsca.
-Wyluzuj- Max poklepał go plecach, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Nie wiedział dlaczego aż tak bardzo się zezłościł, ale musiał coś zrobić. Uderzył kijem mocno o lodowisko. Kij nadpękł. 
-Co ty robisz?!- wrzasnął jeden z nich.
Sprzęt był drogi.
-Tacy z was kumple? Zadowoleni jesteście z siebie? No to patrzcie. Odchodzę z drużyny.- krzyknął i zjechał szybko z boiska.
Wiedział, że jego kumple mają różne głupie pomysły, jednak z jednym przesadzili. Stracił przez nich ważną osobę. Musiał ją odzyskać. Do szatni zeszła reszta grupy. Byli zaszokowani decyzją Joe'go. 
-Jak ochłoniesz, wiesz gdzie nas szukać.- rzucił Morris, kiedy wychodził, ale zignorował ich.
Lubił hockey. Nie mógł już grać z nimi. Musiał zrobić sobie przerwę. Nie obchodziło go, że po jutrze jest ważny mecz. Sporo wart. Teraz musiał, potrzebował czegoś innego...

Ross

Martwiłem się trochę o Laurę. Prawie każdy dzień spędzała samotnie, nie wychodziła nigdzie sama. Z tego co mi ostatnio mówiła, porobiły jej się odciski na rękach od tego ciągłego chodzenia o kulach i dźwigania swojego ciężaru ciała. Laura nie chodziła do szkoły, ponieważ jak na razie boli ją noga. Kiedyś byliśmy razem na spacerze, co prawda bardzo krótkim chociaż z drugiej strony jestem bardzo szczęśliwy, że mogę dużo czasu spędzać z nią, ale na tym cierpią moje fundusze. Biorę mało godzin na dorywcze prace, tym samym mniej zarabiam. Musiałem chwycić się jakiejś roboty, bo nie będzie mnie stać, aby zabrać Laurę na randkę, naszą pierwszą. Chciałbym, aby była wyjątkową tylko  jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Może pogadam z Rockym. Chociaż odpada, on nie był na wielu randkach. Pogadam z Ell'em. To chyba jest dobre rozwiązanie, chociaż ostatnio i tak już nadużyłem jego wiedzy na temat wyznań miłosnych. Mimo to on jest najlepszym ekspertem w tych sprawach. Był z moją siostra już na kilku randkach i na pewno ma większe doświadczenie niż ja. W mieszkaniu nie mogłem znaleźć bruneta. Zostało mi tylko jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia, a mianowicie balkon. Tak się akurat stało, że osoba której szukałem znajdowała się w tym miejscu, rozkoszując się świeżym powietrzem. 
-Siema Rat, jak tam mija ci czas?- spytałem.
-Jakoś leci, a jak u ciebie? Masz jakiś problem czy coś? -zapytał, odwracając się do mnie.
-Skąd wiedziałeś?-zapytałem zdziwiony.
-Ostatnio kiedy masz problemy, przychodzisz tylko do mnie-wyznał.
-Ooo... no szczerze to masz racje, ale to jakoś tak wychodzi, bo nie mam się kogo poradzić.-oburzyłem się.
-Ale czy ja coś mówię, że mi to przeszkadza, kiedy przychodzisz do mnie i prosisz o pomoc?
-No nie- zająknąłem się, kiedy to mówiłem,bo dopiero po jego słowach, zdałem sobie sprawę z tego, co wcześniej powiedziałem.
-To jaki masz ten problem ?-zapytał, opierając się o barierki balkonu.
-Powiedziałem Laurze, że mi się podoba. no i teraz często spędzamy czas, czyli chyba też mnie lubi w ten sposób. Chciałbym zaprosić ją na randkę.
-Wow to super-wykrzyczał, na co kilka pań, które przechodziły obok naszego balkonu, spojrzały się w naszą stronę, nie kryjąc zdziwienia.
-Nie musisz tak krzyczeć- upomniałem go.
-Sorki, ale cieszę się twoim szczęściem.
-Rozumiem ja też bardzo się cieszę, tylko teraz mam kolejny problem-rzekłem zrezygnowany.
-Co jest?
-Ona pochodzi z bogatej rodziny, a przecież jak ja ją wezmę na kolację, to nie będzie mnie stać, żeby zapłacić to, co ona sobie pomyśli? Że pokochała chłopak,który nie jest w stanie zapłacić za nią w restauracji.Gdzie reszta? Co jak zechce iść ze mną na zakupy i nie będę mógł za nią zapłacić, bo nie będzie mnie stać?
-Ech… Ross spokojnie.
-Po prostu to jest dla mnie ważne!
-Wiem, ale spokojnie. Skoro cię kocha, to zna twoją sytuację i rozumie cię.
-Laura ona nic nie wie.....znaczy wie, bo wiesz w szkole gadają, ale co oni sobie pomyślą, że bogata dziewczyna chodzi z takim chłopakiem, jak ja to będą ja wyśmiewać…- zmartwiłem się.
-Ross, musisz po prostu z nią pogadać.
Nasza rozmowę przerwała Rydel, która stanęła na balkonie mówiąc:
-Ross telefon ci dzwoni –poinformowała mnie i poszła do kuchni.
Ja niczym torpeda zerwałem się i pobiegłem do pokoju, aby sprawdzić telefon. Myślałem, że to Laura, jednak się myliłem. Numer był nieznany, szybko odebrałem.
-Słucham, tak przy telefonie, naprawdę to świetnie bardzo się cieszę, a kiedy i z ile?, dobrze będę za 30 minut.- po tych słowach rozłączyłem się.
Widać szczęście się do mnie uśmiechnęło. Prędko przebrałem się w inne ciuchy i ruszyłem do pracy. Kiedy byłem na miejscu, dowiedziałem się, że mam przenosić ciężkie pudla. Wynagrodzenie było solidne, ale praca też ciężka! Niestety kiedy brałem jedno pudło, zaciąłem sobie nadgarstek kawałkiem metalu. Szybko zabandażowałem  ranę niestarannie i pracowałem dalej. Mój wysiłek przerwał telefon. To pewnie Rydel. Dzwoni, aby spytać się, kiedy wraca. Pomyliłem się, to była Laura. Szybko odebrałem.
-Hej Laura, co jest?
-Hej Ross, co robisz?-zapytała, ale coś w jej głosie było dziwnego.
-Jestem w trochę zajęty, a co się stało?
-A nic to ci nie przeszkadzam -po tych słowach odłożyłem pudło i stanąłem wyprostowany.
-Laura słyszę, że coś nie gra. Co jest?-zapytałem całkowicie poważnie.
-Nic Ross, pa.- pożegnała mnie.
-Lau...-nie zdarzyłem zakończyć wyrazu, bo się rozłączyła.
Przeniosłem kilka kolejnych pudeł, lecz ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Miałem złe przeczucia. Poszedłem do mojego przełożonego i powiedziałem, iż nie mogę dalej pracować. On wypłacił mi 300 dolarów za moje przepracowane godziny. Wyszedłem z pracy i wróciłem do domu. Skontaktowałem się z brunetką. Teraz brzmiała już weselej, co uspokoiło mnie. Nadal, jednak zastanawiałem się, co było przyczyną jej telefony, kiedy pracowałem…

Elllo!
Wpadamy z rozdziałem numer 36. I jak wyszło nam? Piszcie szczerze w komentarzach! :)
W następnym:
-Co zrobi Rocky?
-Jak zareaguje na to Alice?
-Z kim spotka się Riker? 
-Do kogo zadzwoni Monic i po co?
Wszystkiego dowiecie się w nexcie! :)

Wiemy, że wczoraj miał urodziny, ale my dziś składamy spóźnione życzenia! Najlepszego Rocky! <3

sobota, 24 października 2015

Rozdział 35

Ross

Kolejny nudny dzień w szkole. Chodziłem po korytarzach i szukałem Laury. Musiałem z nią porozmawiać. Zaglądałem do niektórych sal, w których mogła znajdować się brunetka, lecz moje starania szły na marne. Dzwoniłem do niej, ale nie odbierała, pisałem- nie odpisywała. Widać skutecznie mnie unika. Ruszyłem w stronę biblioteki, kiedy moim oczom ukazały się Monic i Sarah. Zebrałem się na odwagę  i podszedłem do nich. Może one mi coś powiedzą na temat Laury, która mnie unikała...
- Hej dziewczyny.- przywitałem się dosyć niepewnie.
- Hej- odrzekły.
- Wiecie dlaczego nie mogę  znaleźć dziś  w szkole Laury? Unika mnie?- spytałem wprost.
Za to dziewczyny spojrzały na siebie wymownie i Monic odpowiedziała:
- Ross, Laury nie ma dziś w szkole ona...- przerwała- jest w szpitalu.
- Miała wypadek- dokończyła Sarah.
- Jak to miała wypadek?
- Potrącił ja rowerzysta.
- W jakim jest szpitalu?
- Tutaj niedaleko zaraz za parkiem.- wyjaśniły mi dziewczyny. 
Nie zważając  na to, że mam jeszcze kilka lekcji, szybko udałem się do szpitala. Biegłem naprawdę szybko. Gdy byłem na miejscu, poszedłem do recepcji i spytałem.
- Dzień dobry, w której sali leży pani Marano Laura?
- W sali 125.
- Dziękuję. 
Bałem się, że ta kobieta zapyta kim jestem dla Laury i jak powiem, że przyjacielem to mnie nie wpuści. Jednak tak się nie stało.Wszedłem do sali, w której leżała Laura. Był to osobny pokój z pewnością za dodatkową opłatą. Było tu przytulnie, mi to był nadal szpital.  Podszedłem do łóżka, na którym znajdowała się brunetka. Wyglądała normalnie i ubrana była w dres. Delikatnie pogładziłem jej policzek, na co ona przekręciła głowę w moją stronę i otworzyła oczy.
- Ross.- wydukała cicho. 
- Nie powinieneś być w szkole?- spytała już żywiej i usiadła, ponieważ do tej pory leżała. 
- Powonieniem, ale bardzo martwiłem się, że nie mogę cię znaleźć w szkole. Sarah i Monic powiedziały mi, że jesteś w szpitalu i jak najszybciej chciałem się znaleźć tutaj.- wyjaśniłem jej.
-Rozmawiałeś z nimi?- zapytała lekko zdziwiona, przez co poczułem się dziwnie.
-Tak.
- Wiesz, to kochane z twojej strony.- stwierdziła uśmiechając się delikatnie.
- Co ci dokładnie jest?
- Mam zwichniętą kostkę i lekko nadpęknięte paliczki w prawej nodze. Nic poważnego, ale matka zadzwoniła do znajomych i musiałam zostać tu, bo mama zażyczyła sobie do tego jeszcze inne badania. Poza tym dziś będą mi zakładać usztywnienie i trochę jestem potłuczona. To tyle. Nie musiałeś zrywać się z zajęć.- powiedziała, a ja pokiwałem głową.
- Zrobiłem to dla ciebie ty to wiesz. Jak mogłem siedzieć spokojnie na lekcjach, kiedy nie wiedziałem w jakim jesteś stanie!- zaznaczyłem ,a ona zaśmiała się.
- Ross potrącił mnie rower, nie tir!- rzekła, jakby uznała mnie za szaleńca.
- Wiem, ale martwiłem się i widzę, że humor ci dopisuje- zaczęliśmy się śmiać.
- Tu panuje okropna nuda, a w tym TV nie ma nic ciekawego. Nie rozumiem, po co muszę to leżeć. To strata czasu. Jednak z drugiej strony mam taką, małą przygodę.- stwierdziła, a kąciki moich ust powędrowały wysoko do góry.
- Dzień dobry pani Lauro.- powiedziała pielęgniarka, która weszła i stanęła przy jej łóżku.
- Dzień dobry!- powiedzieliśmy równocześnie 
- Chciałam panią poinformować, że za chwilę jedziemy zakładać szynę i na badania kontrolne, aby pani mogła szybko opuścić szpital.- poinformowała ją pani w średnim wieku.
Była bardzo ogarnięta. Dbała o siebie i zauważa się to na pierwszy rzut oka.
- Ross idź już do domu. Dziękuję, że mnie odwiedziłeś.- Laura zwróciła się do mnie.
- Dobra, trzymaj się - uścisnąłem jej rękę i opuściłem salę.

***

Laura wczoraj wyszła ze szpitala i dziś po szkole miałem iść ją odwiedzić. Własnie stanąłem przed jej drzwiami do budynku i nacisnąłem jej numer mieszkania 74.
-Chodź.- usłyszałem i otworzyła mi po chwili.
-Hej, wejdź proszę.- przywitała mnie, wpuszczając mnie do mieszkania.
Podpierała się na kulach, więc zamknąłem drzwi i oboje ruszyliśmy do salonu. Dziewczyna usiadła na kanapie, a nogę wyciągnęła na szklany stolik, na którym była położona poduszka. Przypomniałem sobie, jak uczyliśmy się...
- Ross, wiesz trochę mi głupio, ale czy mogę cię o coś prosić?- spytała delikatnie.
- No jasne, słucham.- odpowiedziałem natychmiast.
- Czy mógłbyś pójść do apteki i wykupić mi maść, bo mam receptę a sama...- przerwałem jej.
- Jasne Laura. Rozumiem, spokojnie. Potrzebne ci coś jeszcze? Jakieś zakupy?- spytałem, biorąc od niej receptę i pieniądze, które wyciągnęła z torebki, która leżała na kanapie.
- Jak byś mógł zrobić małe zakupy. Zrobię ci listę i dam więcej kasy.- rzekła, biorąc się za pisanie.
- Nie musisz dawać mi pieniędzy.- powiedziałem.
- Nie ma takiej możliwości. Nie będziesz płacił za moje rzeczy.- odrzekła szybko.
Widać, że trochę ją zdenerwowałem.
- Ale Laura...
-Nie Ross, proszę.- podała mi listę.
Przeleciałem szybko wzrokiem i zatrzymałem się na jednym produkcie.
- Przepraszam nie musisz tego kupować.- rzekła, widząc moją minę.
Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, z którymi był jej do twarzy.
- Nie spokojnie. Rzadko, bardzo rzadko kupuje podpaski i tampony, ale spoko.- zadeklarowałem.
- Na pewno? Jeśli nie chcesz, nie kupuj. Zadzwonię do Monic lub Sah.
- Spokojnie. Niedługo wrócę, a ty się nie przemęczaj. - powiedziałem i opuściłem mieszkanie.
Poszedłem do najbliższej apteki i kupiłem maść na siniaki, która była przepisana na recepcie.
Potem poszedłem do sklepu i kupiłem wszystkie produkty, jakie były na liście.
Zapłaciłem za wszystko i ruszyłem z  powrotem do mieszkania Laury.
-Może uszykuję coś na kolacje? - spytałem, kiedy ponowie byłem już w mieszkaniu Marano.
- Umiesz gotować?- spytała, siadając przy stole.
- No jasne. Nie jestem mistrzem, ale coś tam umiem. - przyznałem
- Super, a co ugotujesz?- widać, że spodobał jej się ten pomysł.
- Może zapiekankę przyrządzę.- zaproponowałem.
-Okay, czekam z niecierpliwieniem.- odrzekła radośnie.
- Chcesz mi pomóc?- zapytałem
- No jasne.
- Pokroisz paprykę, pieczarki i pierś z kurczaka.
Podałem jej deskę i nóż, a brunetka zaczęła kroić. Ja przyszykowałem sosy. Gdy wszystko było gotowe, podsmażyłem pierś z kurczaka, osobno pieczarki z cebulą i papryką. Następnie przełożyłem wszystko do naczynia żaroodpornego, a potem dodałem sosy i sera.
- Za 30 minut powinno być gotowe. Gdzie masz talerze?- spytałem, zamykając piekarnik.
- W szafce obok lodówki.
Wyjąłem kwadratowe białe talerze i nakryłem do stołu.
- Rzadko zdarza się, aby chłopak potrafił tak dobrze gotować,- powiedziała, kiedy nakładałem zapiekankę na talerze
- Jeszcze nie spróbowałaś, a już wiesz, że jest dobre- zaśmiałem się.
-Świetnie pachnie- rzekła, kiedy podałem jej talerz.
Oboje zabraliśmy się za jedzenie.
- To jest pyszne, widzisz mówiłam, że będzie dobre.- powiedziała, uśmiechając się, co odwzajemniłem.
- Cieszę się, że ci smakuje.- odpowiedziałem i skonsumowałem kolejny kawałek dania.
Po posiłku włożyłem naczynia do zmywarki i oznajmiłem, że będę się już zbierać. Moja siostra zaczęła zasypywać mnie wiadomościami. Przy drzwiach Laura mnie zatrzymała.
-Przyjdziesz jutro?- spytała
- Jeśli chcesz?
- Chcę.- przyznała.
Widziałem w jej oczach prawdę, co cieszyło mnie. Ona naprawdę mnie lubi...
- To przyjdę.- dała mi buziaka w policzek, a ja ruszyłem do mojego mieszkania.
Kiedy byłem na miejscu szybko się umyłem i poszedłem spać. Byłem bardzo zdziwiony z przebiegu dzisiejszych zdarzeń i z uśmiechem zasnąłem.

Hej!
Wpadamy do Was z next'em i dziękujemy za komy pod poprzednim rozdziałem! :*
W rozdziale 36:
-Z kim będzie rozmawiać Laura?
-Czego dowie się Joe?
-Co zrobi Ross?


niedziela, 18 października 2015

Rozdział 34


Laura

Kiedy mama z Anią wyszły, poczułam, że wszystko zaczęło się układać. Jednak sprawa z Rossem nadal nie dawała mi spokoju. Czy on też mi się podoba? Myślałam. Jest przystojny, ale to nie wystarczy. Nie chodzi mi tylko o wygląd. Wiem, aczkolwiek, że wkrótce będę musiała coś powiedzieć. Dobrze, że już nie chodzimy do tej samej klasy. Tak, dobrze zrobiłam, że się przepisałam. Rozmyślając, robiłam sobie kanapki, gdyż nastała już pora kolacji, a ja czułam głód. Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Czyżby dziewczyny? Na myśl od razu przyszły mi moje przyjaciółki. Uchyliłam lekko drzwi, aby sprawdzić, kto to i ujrzałam Jego.
-Laura!- zdążył krzyknąć, a ja zatrzasnęłam drzwi.
On jednak zaczął dzwonić dzwonkiem. Otworzyłam drzwi, aby go powstrzymać, jednak zamiast to zrobić, oboje znaleźliśmy się w salonie na kanapie, na której siedzieliśmy oddaleni od siebie, a cisza wypełniała mieszkanie. Patrzyłam na wielki bukiet kwiatów, który stał na podłodze przy oknie.
-Posłuchaj...- zaczął, ale przerwałam mu.
-Nie, to ty posłuchaj. Dlaczego nie odpuścisz? Daj mi spokój, przecież nie jestem ci nic winna. Nie wyszło nam.- rzekłam nerwowo, a on zaprzeczył głową.
-Nie dałaś mi nic powiedzieć. Za każdym razem tylko wyrzucałaś mi moje błędy, które rzekomo popełniłem. Czy ja zrezygnowałem? Niby po co tu teraz siedzę? Zależy mi na tobie Laura. Ja nie pocałowałem tamtej dziewczyny. To ciebie kocham...- znów mu przerwałam.
-No chyba sobie ze mnie żarty robisz. Dwa razy was widziałam w tym samym miejscu. Przypadek? No właśnie. Więc, nie mówi mi, że ci zależy. To okropne, jak się zachowujesz! To nie jest ten Joe, którego znam.- powiedziałam smutno i wstałam, co również uczynił.
Podszedł do mnie, ale odepchnęłam go.
-Nadal ten sam!- zaznaczył.
-Nie widzisz, że ktoś chce nas rozdzielić i w sumie udało mu się to. Już mnie nie kochasz? Tak szybko zapomniałaś?!- wyrzucił mi, a ja otworzyłam szeroko oczy.
-Jak możesz?!
-Kochasz tego Lynch?- zapytał wyraźnie urażony.
Już miałam go dość.
-Na pewno jest lepszy od ciebie!- krzyknęłam, a on odwrócił się na pięcie i z prędkością światła, opuścił mieszkanie.
Usiadłam na fotel i zaczęłam płakać.

***

Gdy McKine wyszedł minęło kilkanaście minut, zanim uspokoiłam się. Potem zjadłam kanapki, które przygotowałam wcześniej i udałam się na spacer. Musiałam odetchnąć. Dziś zbyt wiele wydarzyło się w moim życiu. Czułam się przytłoczona. Mimo tego, że Joe zranił mnie, coś w środku mnie mówiło mi, że chcę mu wybaczyć. Z drugiej strony byłam zła na niego. Do tego dochodzi jeszcze Lynch, zrobił mi zamieszanie w życiu. Nie wiem, czy kiedykolwiek poradzę sobie z nimi... Westchnęłam głęboko i spojrzała przed siebie. Zobaczyłam rowerzystę. Była kilka metrów ode mnie i jechał dosyć szybko, mimo że chodnik był wąski. Zeszłam na bok, ale i tak zahaczył o mnie, przez co upadłam i poczułam okropny ból w kostce. O nie! Chyba złamałam sobie nogę. Spojrzałam za siebie, lecz nigdzie nie widziałam rowerzysty. Z pomocą przyszła mi starsza pani. Pomogła mi dojść jakoś do ławki, a później zadzwoniłam to matki, która przysłała kierowcę. Powiózł mnie do szpitala.



Witamy wpadamy do Was z rozdziałem, jak wam się podoba? Prosimy o szczere komentarze. Mamy do Was jeszcze jedną prośbę, aby każdy z Was napisał, co by chciał zmienić w naszym blogu. To dla nas bardzo ważne
A za tydzień:
-W jaki sposób  Ross dowie się, że Laura jest w szpitalu, jak postaci?
-Czy brunetka odwzajemni uczucia chłopaka?




niedziela, 11 października 2015

Rozdział 33


Ross

Dziś jest ten dzień! Całe moje życie się zmieni na lepsze albo legnie w gruzach. Choć na myśl o tej drugiej byłem przerażony. Kiedy szedłem po schodach do apartamentowca Laury, tak właśnie rozmyślałem. Wybrałem schody, żeby pozbyć się stresu. Delikatnie zapukałem, kiedy byłem przy drzwiach. Po chwili Laura mi otworzyła i wpuściła do środka, witając się ze mną.
-Hej- przywitała mnie, a na jej twarzy widniało zaskoczenie. 
Widocznie musiała być czymś zajęta. Czyli to nie ona otworzyła mi drzwi do budynku?
-Hej, chciałem ci zrobić niespodziankę.-uśmiechem się do niej.
-Chcesz coś do picia?- spytała, wchodząc do kuchni 
-Tak-spojrzała na mnie pytając-wodę.
-Niestety nie mam wody, ale mam sok.- odrzekła.
-Może być.
-Ciesze się-nalała w dwie szklanki i jedną z nich podała mi do ręki.
-Wiesz, ja przyszedłem, bo muszę ci coś powiedzieć- zacząłem.
-Słucham- powiedziała.
Wiedziałem, że zaczęła się denerwować. Myślę, że ja mimo to czułem się gorzej. W końcu zebrałem się na odwagę i zacząłem:
-Bo ty mi się podobasz.- wydusiłem.
-Że co?-spytała po chwili
-Podobasz mi się Laura,ja wiem, że już to....- przerwała mi.
-Nie Ross. Przepraszam, ale muszę to przemyśleć. Zostaw mnie samą. Nie rób mi tego proszę cię...- w jej głosie słychać było rozpacz i prośbę, tak jakby walczyła sama z sobą.
-Laura-podszedłem do niej.
-Ross, proszę wyjdź- wiedziałem, że nie warto naciskać i opuściłem jej mieszkanie.

Laura

Po tym, co powiedział mi Ross byłam w kompletnym szoku. Kiedy tylko wyszedł, pobiegłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Czułam się okropnie. Chłopak, który był moim przyjacielem, któremu tak bardzo zaufałam, zranił mnie, okłamał mnie. W dodatku chłopak, którego trochę znam, mówi mi, że podobam mu się i to już po raz drugi! A ja jestem nadal obojętna. Nie wiem, co mam zrobić. Do tego muszę tu mieszkać, sama. No może to nie jest aż takie złe. Okay... Muszę znaleźć w tym pozytywne strony. Tak jak zawsze. Przynajmniej nie jestem teraz okłamywana dalej przez McKine'a i wiem, co czuje do mnie Lynch. To są te plusy. Gdy tak rozmyślałam, otrzymałam telefon od matki, że zamierza mnie odwiedzić z Anną. Bardzo mnie to ucieszyło. Może coś się wreszcie zmieni."Trzeba wstać i się ogarnąć."- pomyślałam i powędrowałam do łazienki. Przemyłam twarz, po czym wytarłam ją ręcznikiem. Następnie powędrowałam do kuchni. Włączyłam radio. Muszę się rozchmurzyć. Otworzyłam szafkę ze słodyczami. Mam 1 opakowanie ciastek. Bałam się, że nie będę miała nic. W lodówce mam jeszcze ćwiartkę arbuza. Pokroję go, jak przyjadą. A teraz zrobię kawę na matki. Ona zawsze o tej godzinie pije kawę. Bez cukru, bez mleka, ale mu być z expresu. Tak mawia.
"Goście" przybyli do mnie bardzo szybko. Usiadłyśmy w salonie. Ania od razu wskoczyła mi na kolana. Bardzo cieszyłam się, że mnie odwiedził zaczęłyśmy rozmowę.
-Tak. Wszystko w porządku, a u ciebie?- zapytała mama, a ją spuściłam głowę.
-Można tak powiedzieć.- odrzekłam.
-Choć, pokroję ci arbuza.- rzekłam do małej i przeszłyśmy do kuchni.



Hejko!
Wpadamy do Was z nowym rozdziałem, prosimy o komentowanie, gdyż jest to bardzo ważne. Dlatego ten rozdział wyszedł tak krótko, nie mamy bardzo mało zachęty. Czy tylko 4 osoby nas czytają? :,,,(
W następnym rozdziale:
-Kto odwiedzi Laurę?
-Co się wydarzy w związku z tym?
-Jak zachowa się Ross?

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 32

Ross

Wszyscy siedzieliśmy w salonie na kanapie i czekaliśmy, aż zadzwoni wyczekiwany telefon od Ryladn'a. Miał do nas zadzwonić dziś, aby opowiedzieć, jak w jego szkole. W mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek telefonu, szybko odebrałem i włączyłem głośnik, aby każdy mógł słyszeć.
-Hej rodzinko! Co tam u was?-spytał
-U nas wszystko w porządku, lepiej opowiadaj co tam u ciebie?-dopytywała się Rydel
-U mnie super. Zajęć mam bardzo dużo i ogólnie teraz mam nawał sprawdzianów czy kartkówek. Razem z Savannah ciągle bez mała się uczymy.
-No, ale warto. Potem będziesz mógł znaleźć lepszą pracę i nam pomóc.-śmieje się Riker
-No dokładnie.
-A co teraz robisz?- pyta Rocky
-Gadam z wami.- na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem- i się uczę. 
-Wiesz braciszku kochany - zaczęła Rydel- my będziemy już kończyć, bo nie będziemy cię naciągać na kasę, a poza tym ty teraz się uczysz, także powodzenia.
-Dzięki siostra! To na razie wszystkim.- pożegnał się z nami 
-Narka.-odpowiedzieliśmy chórem i zakończyliśmy połączenie.

Narrator

-Już wychodzę. Za niedługo będę. Och, już nie denerwuj się. A prędzej nie odbierałam, bo po prostu nie widziałam... No dobra, pa.-Monic zakończyła rozmowę z przyjaciółką i schowała telefon do torby, którą miała zawieszoną na ramieniu.
Blanc lubiła chodzić na zakupy sama. Szczególnie, że spotykała wielu fajnych chłopaków, z którymi uwielbiała umawiać się. Nigdy jednak nie spotkała się z nikim, więcej niż na 1 raz. Nikt nigdy nie przykuł jej uwagi mocno. Tak było i tym razem. Spotkała wysokiego bruneta, dostała jego numer, który później wykasuje. "Przynajmniej spędziłam miło czas."- myśli tak za każdym razem. Dziewczyna wyszła z galerii i doznała szoku. Wpadł na nią jakiś przystojny blondyn z niedługą grzywką zaczesaną na prawą stronę. Pomógł jej wstać, ale był pod takim wrażeniem, że nie mógł nic powiedzieć. 

-Monic.- przedstawiła się i wyciągnęła do niego rękę. 
Standardowe zachowanie przy powitaniu. On jednak stał i patrzył się na nią. "Głuchy?"- przeszło jej przez głowę i już miała cofać rękę, lecz poczuła ucisk i ciepło. Tajemniczy nieznajomy załapał ją za rękę.
-Riker. W ramach przeprosin zapraszam cię na kawę Monic.- powiedział, a wypowiadając jej imię uśmiechnął się szeroko. 
-Okay.- odpowiedziała, powstrzymując się przed wybuchem szczęścia.
1 punkt osiągnięty.

Ross

Kończyliśmy szykować kolacje, kiedy nagle do kuchni wpadł Riker. Nie wyglądał, jakby się coś złego stało, lecz wręcz przeciwnie.
-Riker co się stało?-Rydel do niego podbiegła
-Nigdy nie zgadniecie !-zaczął się śmiać 
-No mów!-wszyscy powiedzieliśmy równocześnie 
-Wpadłem w galerii na super dziewczynę.- wyrzucił to z siebie i osunął się na krzesła stojące obok.
-I to jest ten powód, dla którego wpadasz w ten sposób do kuchni.- zaczęła krzyczeć  Rydel
-Tak, to jest dla mnie ważne. -wyznał, kiedy moja siostra wyjmowała naczynia z szafki. 
-Dobra rozumiemy, a teraz pomóż w nakryciu stołu.-rzekł Rocky, kładąc Riker'owi talerze przed nosem i tym samym, sprowadzając go do świata realistycznego. 
Bardzo szybko skończyliśmy robić kolację i zabraliśmy się za jej konsumowanie. Po zakończeniu posiłku  Ell pozmywał  naczynia, a my udaliśmy się na kanapę, aby odpocząć. 

Ellington

Kończyłem właśnie pracę, której nie za bardzo lubię, ale pracuje tutaj tylko dlatego, że dobrze płacą. Ludzie, którzy ze mną pracuje wiadomo są lepsi i gorsi. Niektórych lubię bardziej a innych mniej. Myślę, że moją znajomość języków obcych i zarządzania, można by inaczej wykorzystać. Może poszukam innej pracy? Gdy skończyłem, postanowiłem pójść po Rydel, która też za niedługo kończy pracę. Akurat kiedy dotarłem pod jej restauracje, wyszła. Przywitaliśmy się namiętnym pocałunkiem.
-Jak było w pracy?-spytała
-Dobrze, a u ciebie? 
-Tak samo.
-Dużo ludzi było?
-Nie... pustki.
- U mnie tak samo.- przyznałem - Tak się zastanawiałem, gdzie możemy razem wyskoczyć...- kontynuowałem 
-No jest wiele miejsc!- zaśmiała się 
-Na przykład? 
-No wiesz....- po tym zaczęła  wymieniać ciekawe miejsca 
Kiedy dotarliśmy do domu, od razy każde z nas osobno wzięło prysznic i razem poszliśmy spać w łóżku mojej dziewczyny


I oto przed Wami kolejny mamy nadzieje, że super rozdział.
A w następnym za tydzień będzie się dużo działo. 
-Czy Ross wyzna uczucia Laurze?
-Jak zachowa się Laura ?
-Kogo poradzi się Laura ?