Laura
Kiedy Ross wyszedł było po 20. Bardzo zaskoczył mnie swoją pomocą. Nie wiedziałam, że jest tak uczynny. Naprawdę miło spędziłam z nim ten czas. Moje myśli o nim przerwał telefon. To mój tata.
-Cześć.- odebrałam.
-Cześć. Jak się czujesz córeczko?- usłyszałam na wstępie.
-Wszystko już w porządku tato. Po prostu skręciłam kostkę.- odrzekłam.
-A ja się martwiłem, że się połamałaś.- rzekł, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Jesteś jeszcze w pracy?- zapytałam, słysząc jakieś szmery.
-Tak, ale zaraz wychodzę.- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami.
-Nie możesz tak długo pracować tato.
-To ważny projekt kochanie.- powiedział, a ja westchnęłam.
-Dobrze. Porozmawiamy jutro. Jesteś na pewno zmęczona. Kładź się spać. Dobranoc.- dodał.
-Dobranoc.- odparłam i rozłączyłam się.
Mój ojciec zawsze był troskliwy.
Narrator
-Krycie!- wrzasnął jedne z chłopaków, lecz nadaremno.
Przeciwnicy zdobyli punkt i zakończył się mecz. Wszyscy zawodnicy zjechali do kółka i podziękowali sobie. Część poszła do szatni, a część została w tym Joe i jego koledzy. Powoli odpychali się po po lodzie, pokonując kolejne metry na łyżwach. Byli już bez ochraniaczy.
-Dobry mecz Joe.- rzekł Morris, a on machnął ręką.
-Jak uderzałeś w krążek, miałem wrażenie, że wyobrażasz sobie głowę Lynch.- powiedział szatyn i zaśmiali się wszyscy oprócz McKine'a.
-Jeszcze raz wypowiesz to słowo, to nie ręczę za siebie- rzucił w jego stronę i zaczęli jechać w stronę miejsca.
-Wyluzuj- Max poklepał go plecach, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Nie wiedział dlaczego aż tak bardzo się zezłościł, ale musiał coś zrobić. Uderzył kijem mocno o lodowisko. Kij nadpękł.
-Co ty robisz?!- wrzasnął jeden z nich.
Sprzęt był drogi.
-Tacy z was kumple? Zadowoleni jesteście z siebie? No to patrzcie. Odchodzę z drużyny.- krzyknął i zjechał szybko z boiska.
Wiedział, że jego kumple mają różne głupie pomysły, jednak z jednym przesadzili. Stracił przez nich ważną osobę. Musiał ją odzyskać. Do szatni zeszła reszta grupy. Byli zaszokowani decyzją Joe'go.
-Jak ochłoniesz, wiesz gdzie nas szukać.- rzucił Morris, kiedy wychodził, ale zignorował ich.
Lubił hockey. Nie mógł już grać z nimi. Musiał zrobić sobie przerwę. Nie obchodziło go, że po jutrze jest ważny mecz. Sporo wart. Teraz musiał, potrzebował czegoś innego...
Ross
Martwiłem się trochę o Laurę. Prawie każdy dzień spędzała samotnie, nie wychodziła nigdzie sama. Z tego co mi ostatnio mówiła, porobiły jej się odciski na rękach od tego ciągłego chodzenia o kulach i dźwigania swojego ciężaru ciała. Laura nie chodziła do szkoły, ponieważ jak na razie boli ją noga. Kiedyś byliśmy razem na spacerze, co prawda bardzo krótkim chociaż z drugiej strony jestem bardzo szczęśliwy, że mogę dużo czasu spędzać z nią, ale na tym cierpią moje fundusze. Biorę mało godzin na dorywcze prace, tym samym mniej zarabiam. Musiałem chwycić się jakiejś roboty, bo nie będzie mnie stać, aby zabrać Laurę na randkę, naszą pierwszą. Chciałbym, aby była wyjątkową tylko jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Może pogadam z Rockym. Chociaż odpada, on nie był na wielu randkach. Pogadam z Ell'em. To chyba jest dobre rozwiązanie, chociaż ostatnio i tak już nadużyłem jego wiedzy na temat wyznań miłosnych. Mimo to on jest najlepszym ekspertem w tych sprawach. Był z moją siostra już na kilku randkach i na pewno ma większe doświadczenie niż ja. W mieszkaniu nie mogłem znaleźć bruneta. Zostało mi tylko jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia, a mianowicie balkon. Tak się akurat stało, że osoba której szukałem znajdowała się w tym miejscu, rozkoszując się świeżym powietrzem.
-Siema Rat, jak tam mija ci czas?- spytałem.-Jakoś leci, a jak u ciebie? Masz jakiś problem czy coś? -zapytał, odwracając się do mnie.
-Skąd wiedziałeś?-zapytałem zdziwiony.
-Ostatnio kiedy masz problemy, przychodzisz tylko do mnie-wyznał.
-Ooo... no szczerze to masz racje, ale to jakoś tak wychodzi, bo nie mam się kogo poradzić.-oburzyłem się.
-Ale czy ja coś mówię, że mi to przeszkadza, kiedy przychodzisz do mnie i prosisz o pomoc?
-No nie- zająknąłem się, kiedy to mówiłem,bo dopiero po jego słowach, zdałem sobie sprawę z tego, co wcześniej powiedziałem.
-To jaki masz ten problem ?-zapytał, opierając się o barierki balkonu.
-Powiedziałem Laurze, że mi się podoba. no i teraz często spędzamy czas, czyli chyba też mnie lubi w ten sposób. Chciałbym zaprosić ją na randkę.
-Wow to super-wykrzyczał, na co kilka pań, które przechodziły obok naszego balkonu, spojrzały się w naszą stronę, nie kryjąc zdziwienia.
-Nie musisz tak krzyczeć- upomniałem go.
-Sorki, ale cieszę się twoim szczęściem.
-Rozumiem ja też bardzo się cieszę, tylko teraz mam kolejny problem-rzekłem zrezygnowany.
-Co jest?
-Ona pochodzi z bogatej rodziny, a przecież jak ja ją wezmę na kolację, to nie będzie mnie stać, żeby zapłacić to, co ona sobie pomyśli? Że pokochała chłopak,który nie jest w stanie zapłacić za nią w restauracji.Gdzie reszta? Co jak zechce iść ze mną na zakupy i nie będę mógł za nią zapłacić, bo nie będzie mnie stać?
-Ech… Ross spokojnie.
-Po prostu to jest dla mnie ważne!
-Wiem, ale spokojnie. Skoro cię kocha, to zna twoją sytuację
i rozumie cię.
-Laura ona nic nie wie.....znaczy wie, bo wiesz w szkole
gadają, ale co oni sobie pomyślą, że bogata dziewczyna chodzi z takim
chłopakiem, jak ja to będą ja wyśmiewać…- zmartwiłem się.
-Ross, musisz po prostu z nią pogadać.
Nasza rozmowę przerwała Rydel, która stanęła na balkonie
mówiąc:
-Ross telefon ci dzwoni –poinformowała mnie i poszła do
kuchni.
Ja niczym torpeda zerwałem się i pobiegłem do pokoju, aby
sprawdzić telefon. Myślałem, że to Laura, jednak się myliłem. Numer był
nieznany, szybko odebrałem.
-Słucham, tak przy telefonie, naprawdę to świetnie bardzo
się cieszę, a kiedy i z ile?, dobrze będę za 30 minut.- po tych słowach
rozłączyłem się.
Widać szczęście się do mnie uśmiechnęło. Prędko przebrałem
się w inne ciuchy i ruszyłem do pracy. Kiedy byłem na miejscu, dowiedziałem
się, że mam przenosić ciężkie pudla. Wynagrodzenie było solidne, ale praca też
ciężka! Niestety kiedy brałem jedno pudło, zaciąłem sobie nadgarstek kawałkiem
metalu. Szybko zabandażowałem ranę niestarannie
i pracowałem dalej. Mój wysiłek przerwał telefon. To pewnie Rydel. Dzwoni, aby
spytać się, kiedy wraca. Pomyliłem się, to była Laura. Szybko odebrałem.
-Hej Laura, co jest?
-Hej Ross, co robisz?-zapytała, ale coś w jej głosie było
dziwnego.
-Jestem w trochę zajęty, a co się stało?
-A nic to ci nie przeszkadzam -po tych słowach odłożyłem
pudło i stanąłem wyprostowany.
-Laura słyszę, że coś nie gra. Co jest?-zapytałem całkowicie
poważnie.
-Nic Ross, pa.- pożegnała mnie.
-Lau...-nie zdarzyłem zakończyć wyrazu, bo się rozłączyła.
Przeniosłem kilka kolejnych pudeł, lecz ta sytuacja nie
dawała mi spokoju. Miałem złe przeczucia. Poszedłem do mojego przełożonego i
powiedziałem, iż nie mogę dalej pracować. On wypłacił mi 300 dolarów za moje
przepracowane godziny. Wyszedłem z pracy i wróciłem do domu. Skontaktowałem się
z brunetką. Teraz brzmiała już weselej, co uspokoiło mnie. Nadal, jednak
zastanawiałem się, co było przyczyną jej telefony, kiedy pracowałem…
Elllo!
Wpadamy z rozdziałem numer 36. I jak wyszło nam? Piszcie
szczerze w komentarzach! :)
W następnym:
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńRoss chce zaprosić Lau na randkę. Ciekawe czy ona się zgodzi.
Czekam na next. :*
Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
-Wika aka ponczek
Extra ♥
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńCiekawe co chciała Lau.
Czekam na next ♡