poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 21

Laura

Obudziłam się o 10. Była zadowolona. Czułam się świetnie, szczególnie po wczorajszej randce. Joe jest wspaniałym chłopakiem. Jeszcze nikt tak bardzo nie starał się dla mnie. Muszę też coś wymyślić, żeby podziękować mu. Tymczasem muszę zrobić sobie coś na śniadanie. Moja gosposia dziś nie przychodzi. Matka zatrudniła ją, żeby przychodziła, co 3 lub 2 dni. Zależnie od potrzeby. Tak. To ułatwienie dla mnie. Jednak to nadal nie to samo, co codzienna pomoc, lecz nie narzekam. Myśląc, zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przy stolik. Spojrzałam na zegarek - 11. Wtem do moich ust doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Odebrałam. Dzwonił tata.
-Cześć słonko!- przywitał mnie
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że dawno nie rozmawialiśmy, przez co zrobiło mi się smutno.
-Cześć.- odpowiedziałam, próbując udać szczęśliwą
-Przepraszam cię córeczko, że nie dzwoniłem, ale dosłownie byłem zawalony pracą.- słyszałam w jego głosie żal
Zawsze miałam lepszy kontakt z tatą.
-Ja też przepraszam tato. W sumie ja również mogłam zadzwonić.- odpowiedziałam
Czułam, że atmosfera między nami poprawiła się.
-No więc, jak ci się mieszka?- zapytał
-Jest w porządku. Mam własne mieszkanie...- nie dokończyłam
-Jak to? Laura czy ty mieszkasz sama? Dlaczego?- ojciec przerwał mi
-Tak, ale spokojnie. Mam ochronę i w ogóle.
-Dziewczyno mówi prościej. Chyba będę musiał was odwiedzić. Czy twoja matka upadła na głowę?
-Tato uspokój się. Jej facet jest jakimś bratem, jakiegoś znanego polityka, który współpracuje z prezydentem i tak dalej. Dlatego mam ochronę. Jestem bezpieczna. Poza tym usamodzielniam się. Wiadomo, że to nie to samo, co jak podsuwają ci prawie wszystko pod nos, ale tez jest w porządku.- wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się sama do ciebie
-No dobrze, ale i tak was odwiedzę. Powiedz lepiej jak w szkole?- usłyszałam kolejne pytanie
-Bardzo dobrze. Matka zgodziła się, żeby chodziła razem z innym dzieciakami. Szkoła jest naprawdę na poziomie. Z nauka radze sobie. z reszta nigdy nie miała większych problemów. A ty tato, co u ciebie?
-Ostatnio mam dużo pracy, gdyż robimy projekt dla dużej firmy. Wiesz, całoroczny budżet to poważna sprawa. Mam sporo nadgodzin, ale radzę sobie.- powiedział i zaśmiał się
-To dobrze. Szkoda, że nie mieszkasz tu w LA. Poszlibyśmy jak kiedyś do kina, czy na coś.- zadumałam
-O, to ja nie jestem jeszcze za stary dla ciebie?- do moich uszu doszedł śmiech
-No może trochę.- uwielbiam żartować z tatą
-Ekem, cieszę się, że odebrałaś i wszystko u ciebie w porządku. Pamiętaj, że zawsze, gdy masz jakiś problem możesz dzwonić.- przypomniały mi się słowa ojca przed moim wyjazdem
-To się również tyczy ciebie tato.
-Wiem.
-Do widzenia Laura!
-Do widzenia!- zakończyłam połączenie
Była bardzo mile zaskoczona telefonem od niego. Liczyłam, że dotrzyma słowa i odwiedzi mnie…

Narrator

Następnego dnia w porę obiadową rozległo się pukanie do drzwi. To była Alice, która przyszła na obiad do Lynchów. Cały posiłek przygotował Rocky z lekką pomocą swojego rodzeństwa. Chciał, aby to spotkanie wypadło jak najlepiej, ponieważ Alice była dla niego bardzo ważna. Brunet starał się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. On sam zaszczycił, otworzywszy drzwi blondynce.
-Hej!- przywitała się z nim dziewczyna
-Cześć.- nachylił się do niej w ramach dania jej buziaka
-Cieszę się, że przyszłaś.- rzekł i wziął od niej kurtkę
-Zapraszamy do środka Al.- powiedziała Rydel. stojąc w drzwiach
Alice niepewnie ruszyła w stronę stołu, zajęła miejsce, a obok niej oczywiście Rocky.
Wszyscy zabrali się za jedzenie posiłku, który był naprawdę dobry. Brunet był z siebie dumny, że każdy chwalił jego dania. Czuł, iż naprawdę dał z siebie wszystko i trochę więcej. Po skończonym posiłku Rocky zabrał Alice na balkon, aby oboje się przewietrzyli i mieli trochę czasu dla siebie.
- Wiesz Rocky, bardzo miło tutaj u was.- wyznała, wpatrując się w horyzont
-To dobrze, że tobie się tutaj podoba.- objął ją od tyłu swoimi  ramionami, kładąc głowę na barkach dziewczyny
Ona się tylko uśmiechnęła i zatopiła się w jego ramionach, pozwalając trwać tej chwili bez końca. Od chłopaka biło bardzo przyjemne ciepło.
-To, kiedy idziemy na tą randkę. - ciszę pomiędzy nimi przerwał Rocky, który zebrał się na odwagę, aby oto spytać.
- Może w sobotę. Wiesz ja mam, wtedy wolne, tylko nie wiem jak ty.- odwróciła się w jego stronę, aby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Mogę, dla ciebie wszytko, piękna.- rzekł, całując ja w policzek.
- Wiesz, będę musiała już iść do domu.- wydukała
- Odprowadzę cię. - zaproponował
- Nie, naprawdę nie trzeba. To niedaleko poradzę sobie.- rzekła, kiedy chłopak pomagał jej założyć kurtkę.
Alice opuściła dom Lynchów, a Rocky wziął się za zmywanie naczyń po obiedzie.

Laura

Wieczorem wybrałam się razem z całą paczką na kręgle. Czekamy właśnie na Joe'go. Miał do nas dołączyć już w kręgielni. Zaoferowałam się, że wyjdę po niego. Dziewczyny tylko spojrzały na mnie z zaciekawieniem, lecz wzruszyły ramionami i razem z Chrisem udały się na tor. Nagle poczułam, że ktoś zakrywa mi oczy.
-Zgadnij kto to?- słyszę głos Joseph'a
-No nie wiem. Może to jakiś przystojny blondyn?- pytam, jednocześnie drocząc się z nim
-To twój chłopak.- mówi i odsłania mi oczy, po czym staje do mnie przodem i całuje mnie w policzek
Odpycham go lekko od siebie.
-No co ty. Chcesz, żeby ktoś nas zobaczył.- pytam, a on przewraca oczami
-Chodź.- uśmiecha się, łapie mnie za rękę i prowadzi do reszty

***

-To było nie fair. Wiadomo, że Sah z Chrisem trenują regularnie. Składy nie były równe. Poza tym w naszej drużynie była Lau. Za to powinniśmy dostać już punkty rekompensaty.- powiedziała oburzona Monic
-Ej!-również się oburzyłam
Mimo, że blondynka miała rację. Kompletnie nie umiem grać w kręgle, ale zawsze sprawi i to dużo śmiechu.
-Przynajmniej dobrze się bawiliśmy, prawda?- zagadnął nas Joe
-Prawda.- zgodziła się z nim Blanc
-To gdzie teraz idziemy? Wieczór młody. Dopiero po 20.- zapytała brunetka

-Znam świetne miejsce. Chodźcie.- rzekł najstarszy i ruszyliśmy za nim

Rocky 

*** Sobota ***

Wstałem bardzo wcześnie. Zacząłem przegrzebywać swoją szufladę w celu wyszukiwania odpowiednich ubrań na randkę z Alice.
- Niektórzy jeszcze w tym pokoju śpią.- odezwał się zaspany Riker
- Wiem, przepraszam za możliwe hałasy. - spojrzałem na niego
- Możliwe hałasy? Stary, nasz pokój wygląda, jakby tornado przez niego przeszło.- rzekł Ellington, który usiadł na łóżko.
- To tornado nazywa się ,, Rocky idzie na randkę z Alice".- wydukał Ross, podchodząc do mnie, a po drodze zebrał niektóre ubrania 
- W tym będziesz wyglądał super.- przyznał, podając mi ubrania
- A teraz daj nam spać. - z powrotem wrócił do łóżka, co i reszta uczyniła. Lecz nie ja. Wyszedłem z pokoju  kierując się do łazienki, a następnie do kuchni. Uszykowałem śniadanie dla całej rodziny i Ellingtona.

*** godzina 16.30***

Byłem już ubrany i gotowy do wyjścia. Czekałem tylko, aż zegarek wskaże odpowiedzią godzinę. Kiedy ta chwila nastąpiła  pożegnałem się ze wszystkimi i opuściłem mieszkanie, udając się w miejsce zamieszkania Alice. Zapukałem do drzwi. Po chwili stała w nich dziewczyna.
- Możesz mi pomóc?- spytała i  odwróciła się , sugerując abym zapiął jej sukienkę z tyłu.
 Delikatnie przyłożyłem dłonie , które momentalnie zrobiły się bardzo zimne od zamka kreacji blondynki.
- To gotowa, już możemy iść?- spytałem dla pewności.
- Tak.- rzekła, biorąc torebkę i zamykając drzwi.
Ruszyliśmy w stronę restauracji. Nie była ona zbyt droga, więc moje fundusze pozwalały, abym ją tam zabrał. Usiedliśmy przy stoliku. Oczywiście odsunąłem jej krzesło, jak prawdziwy dżentelmen. Zamówiliśmy dania, czekając aż kelner przyniesie nam zamówiony posiłek, popijaliśmy czerwone wino.
- Ciesze się, że zgodziłaś się ze mną   pójść na tą randkę.- oznajmiłem
- Ja również,  wreszcie mamy trochę czasy tylko dla siebie.- uśmiechnęła się delikatnie
Po chwili kelner przyniósł nam posiłek. Kiedy jedliśmy rozmawialiśmy na różne tematy  śmialiśmy się. Czułem  że oboje dobrze się bawimy.
Kolacja dobiegła końca, a ja postanowiłem Alice odprowadzić do domu. Po drodze okryłem ją swoją bluzą, dlatego, że miała ona na sobie tylko sukienkę na ramiączkach było jej zimno. Nie mogłem tak na nią patrzeć, kiedy się trzęsła. Byliśmy pod jej  drzwiami, ona zdjęła moją bluzę, oddała mi ją. Na koniec pocałowała moje dwa poliki.
Ja szczęśliwy z tym faktem wróciłem do domu z dużym uśmiechem na twarzy.        






Hejo!
Wpadamy do Was z kolejnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że nie wyszedł aż tak źle ;)
Prosimy o szczere komentarze, bo to dla nas ważne. Piszcie, co naprawdę sądzicie. Nie bójcie się!
W kolejny rozdziale za tydzień 
- Co odkryją przyjaciele Josepha, ?
-o co będą zazdrośni ?


niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 20


Laura

Dziś już ostatni dzień w tygodniu do szkoły. Bardzo szybko minął ten tydzień, a wydarzyło się tyle. Mam chłopaka, pogodziłam się z przyjaciółmi, pierwszy raz w życiu dałam korepetycje, które były skuteczne, może dlatego też, że Ross jej zdolnym uczniem? Tego nie wiem, ale mogę być dumna z siebie. Tak...
Jak zwykle o 8 pod wieżowiec, w którym mieszkam, podjechał Joe. Zabrałam swoją torbę i wyszłam wraz z "panami w czerni". Im dłużej mam ochronę, mam wrażenie, że wymyślam im coraz więcej ksywek. Szkoda, że nie znam ich imion. Gdy drzwi windy otworzyły się, wysiadła i wyszłam na zewnątrz. McKine zaparkował się na postoju dla taksówek. Że też nie chciało wjechać mu się na parking.
-Hej.- przywitałam się z nim, gdy wsiadłam i pocałowałam go w policzek
-Hej.- odpowiedział i odwzajemnił mój gest
-I co, porozumiałeś się z rodzicami w sprawie spraw osobistych?- zapytałam, a on uśmiechnął się szeroko
-Tak. Wszystko związane z niespodzianką dla ciebie.- odpowiedział, a ja uniosła brwi z ciekawości
-Zabieram cię dziś w takie jedno miejsce.- dodał z zadowoleniem
-To będzie randka?
-Tak.- odrzekł, a na moją twarz wypełznął lekki uśmiech
Brunet jest naprawdę uroczy.
-Tylko ubierz się wygodnie, nic więcej nie mogę ci powiedzieć.- oznajmił i powrócił do patrzenia na drogę
-Dobrze.- powiedziałam równie spokojnie, choć była bardzo podekscytowana, gdzie chce mnie zabrać

***

Joe powiedział, że będzie po mnie o 19. Jest za 5 osiemnasta, więc czas przygotowywać się. Cały czas próbowałam zgadnąć, gdzie może mnie zabrać. Wiem, że na pewno nie będzie to kolacja, bo kazał mi się ubrać wygodnie. Może kino albo coś w tym stylu. Ciężko go rozgryźć, lecz to dobrze. Niespodzianka będzie bardziej zaskakująca. Myślałam i przebierałam ubrania w mojej garderobie. Zadzwonię do dziewczyny. Już sięgałam  po telefon, który leżał na półce, kiedy przypomniałam sobie, że nie mogę. Przecież one nie maja bladego pojęcia o nas... Czuję się, z tym źle, ale Joseph twierdzi, że tak będzie lepiej. Musze z nim o tym porozmawiać. A założę na siebie chyba jasne jeansy i mietowy T-shirt. Do tego jakiś fajny wisiorek i jakiś sweterek cienki. Wybrałam rzeczy, taka jak pomyślałam i poszła do łazienki ubrać się oraz umalować. Te czynności zajęły mi 30 minut. Włosy pozostawiłam rozpuszczone i lekko je podkręciłam. Podkreśliłam oczy kredką i pomalowałam powieki cieniem. Usta pomalowałam błyszczykiem i psiuknęłam się moim ulubionymi perfumami. Wyjęłam z szafeczki na buty moje ulubione trampki i założyłam je. Udałam się do kuchni i wypiłam szklankę wody. Pozostało mi niecałe 30 minut. Zabrałam się, więc za malowanie paznokci na kolor biały. Włączyłam telewizor i malowałam sobie paznokcie. Przełączyłam z kanału informacyjnego na muzyczny. Z piosenkami zawsze lepiej mi się pracowało. Gdy lakier wysechł było za osiem 19. Muszę umówić się do kosmetyczki. Stwierdziłam, a do moich drzwi dotarł charakterystyczny dźwięk domofonu. To był Joe. Otworzyłam mu i po chwili był już u mnie w mieszkaniu. Zabrałam mała torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Zeszliśmy do samochodu. Wszystko byłoby idealnie, oprócz tego, że nie udało mi się przekonać matki i ochrona jechała za nami.
-Przepraszam cię, że nie udało mi się ich zlikwidować.- rzekłam, wskazując samochód z moimi "gorylami" w lusterku
-Poradzimy sobie.- odpowiedział i uśmiechnął się krzepiąco
-Jesteś super.- szepnęłam mu na ucho i dałam mu buziaka w policzek
-Wiem to. - wyszczerzył się, na co zachichotałam
-To samochód rodziców?- zapytałam, a on skinął głową
-Dlatego tu tak czysto.- rzekłam, uśmiechając się
-Ej!- oburzył się
-W moim też jest czysto, tylko nie tak mocno, jak tu.- wytłumaczył i obije zaśmialiśmy się gromko

***

Po ponad godzinie jazdy dojechaliśmy do Newport Beach. Miasta na wybrzeżu oddalonego własnie o niecałą godzinę jazdy od LA, oczywiście z korkami schodzi dłużej. McKine zaparkował samochód niedaleko plaży.
-Chodź, idziemy na spacer.- oznajmił i wysiedliśmy
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku plaży, po której spacerowaliśmy prawie 40 minut. Później chłopak zabrał mnie do galerii i kupił mi sukienkę. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu było już całkiem ciemnawo. Czas spędzony z Joe'm była świetny. Myślałam ,że będziemy już wracać, a wtedy on zaskoczył mnie.
-Czeka nas jeszcze jedna atrakcja.- uśmiechnął się, co odwzajemniłam
Czy ten dzień może być lepszy?
-Idziemy jeszcze gdzieś?- zapytałam, a on zaprzeczył
-Jedziemy na kino samochodowe, dlatego wziąłem samochód rodziców. Będzie gdzie usiąść.- objaśnił mi i wsiedliśmy do auta
Zaledwie w 5 minut dotarliśmy na miejsce. Joseph ustawił samochód, który wyglądał tak.


Na tyle pojazdu rozłożyliśmy koc i kilka poduszek, żeby było wygodniej się oprzeć. Oprócz tego brunet przygotował tez posiłek, który miał w koszyku piknikowym. Po ustawieniu wszystkiego, usiedliśmy wygodnie. Joe objął mnie i czekaliśmy na film, jaki miał się lada chwila zacząć, gdyż leciały już reklamy. Na wielkim kawale jakiegoś materiału, był wyświetlany obraz przez projektor.
-Gdy byłem mniejszy w każdy weekend przyjeżdżaliśmy tu, aby obejrzeć coś. Oczywiście były to bajki, bo byłem mały. Świetnie się bawiłem. Postanowiłem, że pokażę ci to miejsce. Kojarzy się ono mi bardo dobrze i jest jednym z głównych z mojego dzieciństwa. Mam nadzieję, że podoba ci się tu.- powiedziała, a ja oparłam głowę o jego ramię.
-Jest świetnie.- odpowiedziała i podniosłam lekko głowę, aby zobaczyć, jak uśmiecha się
-Poczekaj chwilę.- mówi, a ja odsuwam się i wyciąga z koszyka świeczki
-Pomożesz?- pyta, gdy nie może włożyć świeczki do mini podkładki
-Jasne.- odpowiadam i pomagam mu
Po chwili siedzimy z powrotem na swoim miejscu. Chłopak wyciąga z koszyka dwa pojemniki i sztućce. Podaje mi 1 zestaw.
-Smacznego.- mówimy w tym samym czasie i zaczyna się film
Otwieram pudełko i widzę pysznie wygładzającą sałatkę.
-Sam robiłeś?
-Tak.- odrzekł, a ja uniosła brwi ze zdziwienia
-Nie bój się , nie otrujesz się.- mówi, a ja chichoczę
-Dobrze.- zapada cisza i oglądamy film

***

Seans, na który zabrał mnie Joe, był naprawdę świetny, trafiona komedia. Co prawda aktorzy nie byli jacyś znani, ale grali wspaniale. Po zakończeniu zwinęliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem bylismy trochę szybciej. McKine odprowadził mnie pod same drzwi. Pożegnaliśmy się niesamowitym pocałunkiem i weszłam do domu. Jeszcze nikt nie starał się dla mnie tak bardzo. Nie sądziłam, że brunet będzie się tak starł. Z nim czuję się szczęśliwa. Teraz wiem, że dobrze wybrałam.


Rydel

Szykowałam się na spotkanie z Ellingtonem. Mówiłże to spotkanie przyjacielskie, kiedy mnie zapraszał, ale ja czułam, że to o coś innego chodzi. Bardzo go lubię i wydaje mi się, że to o coś więcej chodzi.  Może on też coś więcej do mnie czuje... Sama nie wiem, co o tym wszystkim już mam myśleć...
Do moich drzwi ktoś zaczął pukać. Wiedziałam, że to Ell.
-Chwilkę.- rzekłam i zaczęłam zakładać buty na nogi,
Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam, reprezentując swój ubiór.
-Gotowa ?
-Tak możemy już iść.
Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy do drzwi wyjściowych. Kiedy mijaliśmy kuchnie, w której siedzieli moi bracia, którzy na nasz widok się uśmiechnęli.
Szliśmy w stronę  parku. Ellington bardzo delikatnie złapał mnie za dłoń. Wiedziałam, że robi to bardzo nieśmiele, jakby bał się, że go odtrącę. Uśmiechnęłam się do niego i wzmocniłam uścisk dłoni, aby dać mu do zrozumienia, żeby chwycił mnie mocniej za dłoń. Tak też uczynił. Niedaleko nas znajdowała się ławka.
-Usiądziemy?- spytałam, pokazując na nią
-Oczywiście.
-Rydel chciałem ci coś powiedzieć.-zaczął, gdy usiedliśmy
-Zamieniam się w słuch.
-Wiesz, bo to tak samo jakoś, mieszkamy już tyle ze sobą i ja nie wiem, jak to się stało... Po prostu nie mogłem się przed tym powstrzymać.-jąkał się co chwila
-Do czego zmierzasz? Powiedz to wprost.- poradziłam mu
-Dobrze. Ja... podobasz mi się. -wyznał mi w reszcie.
Po tych słowach mnie ścisnęło w sercu, on naprawdę to powiedział.  Nie wiedziałam, co teraz zrobić. Powiedzieć mu, że on też mi się podoba ?
- Powiedz coś, bo nie wiem co teraz.- zaczął
-Ale co mam ci powiedzieć? Że ty też mi się podobasz.- spojrzałam mu prosto w oczy.
Widziałam uśmiech na twarzy. Delikatnie położyłam swoje dłonie na jego karku i go do siebie zaczęłam przyciągać. Chłopak nie stawiał oporu. Zbliżył się do mnie i objął mnie w talii, a ja wtuliłam się w jego ramiona, szukając w nich schronienia.
-Kocham cię.- szepnął  mi do ucha.
-Kocham cię.-odpowiedziałam tym samym co on.

Ross

Siedziałem w swoim pokoju na łóżku, rysując w swoim zeszycie. Ciągle myślałem o Laurze, nie mogłem przestać o niej myśleć. Siedziała w mojej głowie cały czas. Wszystkie moje myśli krążyły wokół niej. Nigdy nie myślałem tyle o dziewczynie. Tylko gdy byłem młody moje myśli zajęte były przez Alice, ale teraz już nie są i nigdy nie będą. Długo musiałem czekać, aż się w niej odkochałem. Z czasem to mi przeszło, Teraz już wiem, że nic do niej nie czuję. Chociaż, gdy ją zobaczyłem, kiedy wchodziła do domu serce lekko mi drgnęło. Byłem pewny, że nas już nigdy nic nie będzie łączyło. Moje rozmyślenia zostały przerwane przez otwierające się drzwi do pokoju. Wszedł Rocky.
-Co robisz?-spytał, siadając na swoim łóżku.
-Rysuje sobie i rozmyślam.
-O Alice? - spojrzał mi w oczy
-Może.
-Jestem twoim bratem, starszym bratem mi możesz powiedzieć.
-Zły trop, myślę o Laurze.
-Kochasz ją?
-Zaraz kochasz, podoba mi się chyba.-rzekłem niepewnie
-Ja zaprosiłem Alice na randkę.- wyznał
-Serio?-spytałem zdziwiony
-Nom, zgodziła się.
-To super, bardzo się cieszę.
-Ale nie masz nic przeciwko temu?- zapytał szybko
-Ale czemu?-odpowiedziałem pytaniem
-Temu, że umówiłem się z Alice.- odrzekł i zaczął dziwnie wymachiwać rękoma
-A czemu miałbym mieć ?-spytałem z niedowierzaniem
-No, bo na z tobą...-nie dałem mu dokończyć
-Rocky, nas nic nie łączy. Spokojnie, nie mam nic przeciwko temu, że ona idzie z tobą na randkę.-zapewniłem go 


W kolejnym rozdziale, który ukaże  się za tydzień:
-Kto przyjedzie do Laury w odwiedziny?
-Jak będzie wyglądało spotkanie Rockyego i Alice?

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 19

Ross

Do szkoły dotarłem prędzej niż zawsze, gdyż odprowadzałem Alice. Znalazła pracę w cukierni. Bowiem jest ona z zawodu cukierniczką. Trzeba przyznać, że piecze pyszne ciasta. Naprawdę ma talent. Teraz, gdy skończyła szkołę zamierza douczyć się jeszcze, zdobyć doświadczenie i otworzyć własną cukiernię. To jej marzenie. Trzymam kciuki, iż spełni się. Alice to kobieta, która na to zasługuje. Nie miała łatwego życia. Choć zawsze mówiła, że ja mam gorzej, to wiedziałem, że to nieprawda. Jej mama była chorą osobą. Chorowała na schizofrenię. Blondynka dużo wycierpiała przez to, kiedy zmarła w pewien sposób uwolniła się, ale i popadła w kolejne kłopoty. Była tylko 16, a jej jedyną rodziną była ciotka, której nie znała. To smutne, że była zdana na siebie. Miała mimo to nas, aż wyjechaliśmy... Moje rozmyślania przerwał widok Laury i Joe'ego, którzy szli pod rękę. Brunet szepnął jej coś na ucho, a ona uśmiechnęła się delikatnie, jakby zawstydzona i odszedł. Zdziwiło mnie to. Czyżby coś pomiędzy nimi? Akurat zadzwonił dzwonek. Zszedłem z parapetu i założyłem plecak na ramię. Podszedłem do niej.
-Cześć.- powiedziałem, a ona skierowała na mnie wzrok
Kątem oka dostrzegłem McKine'a, który razem z kolegami przyglądał mi się.
-Hej.- odpowiedziała i uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem gest
-Chciałbym ci jeszcze raz podziękować za te korki. Dziś zamierzam się poprawić z maty i fizyki. Ale jestem spokojny, bo rozumiem te tematy.- rzekłem wdzięczny
-Nie ma za co Ross. To taka koleżeńska pomoc.- odpowiedziała
Już miałem ją zapytać o bruneta, ale pojawił się nauczyciel i weszliśmy do klasy. Pierwszy hiszpański. Super...

Rocky

***W tym samym czasie***

Od samego poranka nurtowała mnie myśl o Alice. Wczoraj tak bardzo skupiłem się na niej, że napisałem piosenkę. To głupie, że jedna dziewczyna potrafi zrobić taki zamęt w głowie. Czemu nie mogę usiąść i spokojnie zagrać w grę. Jeszcze na dodatek Ross z nią kręci. Po prostu świetnie. Teraz już w ogóle nie zwróci na mnie uwagi. Kiedy tak siedziałem i rozmyślałem, poczułem jak ktoś dotyka mojego lewego ramienia. Odwróciłem wzroku w kierunku tej osoby. To był Riker. Akurat miałem przerwę na lunch w pracy. A jako, że "jestem" mechanikiem, siedziałem w małym pomieszczeniu, które nie należało do czystych, choć było najschludniejsze w całym warsztacie. Przełknąłem kawałek kanapki i spojrzałem na niego wyczekująco.
-Przerwa już dawno się skończyła, bro. A ty siedzisz i patrzysz się tępo w podłogę. Wszystko okay?- zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową
-To chodź, bo przydasz się.- klepnął mnie w plecy i uśmiechnął się, po czym wyszedł
Odwzajemniłem jego gest i schowałem jedzenie do plecaka, po czym dołączyłem do chłopaków.

***

Było po 18, kiedy wraz z Riker'em wracałem z pracy. Oboje byliśmy zmęczeni. Szliśmy na pieszo. Na szczęście warsztat, w którym pracowaliśmy znajdował się niedaleko od naszego bloku. 10 minut drogi pieszo to naprawdę niedużo. Szliśmy w ciszy, jak zwykle. Nagle przed wejściem do klatki usłyszałem pytanie.
-Jesteś zazdrosny o Alice?- kompletnie mnie zamurowało
-Widzę jak na nią patrzysz. Ross nie patrzy tak na nią. Porozmawiaj z nią. Zaproś ją do kina czy coś.- powiedział, a ja kiwnąłem głową
-Tylko to nie takie proste. Nie chcę wyjść na dupka, jeśli Ross coś do niej czuje. Wiesz jaki on jest.
-No to najpierw pogadaj z Rossem.- zaproponował
-Okay.- mruknąłem, choć sam nie wierzyłem, że to zrobię
Rik był dobrym bratem i bardzo odpowiedzialnym, lecz jego rady w kwestii dziewczyny nigdy nie wyszły mi na dobre. Dlatego postanowiłem, że jakoś sam to rozwiążę. Po prostu zaproszę ją na randkę. Dziewczyna jest fair, więc jeśli pomiędzy nią a bro, jest coś na rzeczy nie zgodzi się.

***

Tak jak postanowiłem udałem się do mieszkania "naszej" przyjaciółki, gdy zjadłem obiad. Rodzeństwu powiedziałem, że idę po struny do gitary, co było prawdą. Ten instrument był moją jedyną pamiątką po rodzicach. Bardzo o niego dbam. Ustaliłem, że kupię struny, gdy wrócę od Lice. W końcu doszedłem do bloku, w który mieszkała. Budynek należał do starych, aczkolwiek ładnych. W środku było trochę gorzej, ale na początek i to dobre. Zapukałem do drzwi, gdyż nigdzie nie mogłem znaleźć dzwonka. Bardzo szybko moim oczom ukazała się postać dziewczyny.
-Siemka.- powiedziałem z uśmiechem
-Hej. Wchodź.- powiedziała wyraźnie zaskoczona
Zdjąłem trampki i przeszliśmy do salonu połączonego z kuchnią.
-Chcesz coś...- nie dokończyła, bo jej przerwałem
-Nie, dzięki. Przyszedłem pogadać.- rzekłem, czym zdziwiłem siebie i ją
Nie czułem się zbyt komfortowo, a to nigdy nie zdarzało mi się przy dziewczynach. Rocky weź się w garść!
-Aha.- mruknęła i usiadłem na fotelu, a ona na kanapie
Zapadła cisza.
-To, o czym chciałeś pogadać?- zapytała i spojrzała na mnie wyczekująco
Odwróciłem wzrok, aby poczuć się pewniej i z powrotem spojrzałem na nią, gdy zacząłem mówić.
-Przyszedłem w imieniu rodzeństwa i Ell'a zaprosić cię na obiad do nas w niedzielę.- wypaliłem i udałem uśmiech
Ona zmarszczyła czoło, analizując moje słowa. Spanikowałem. Nie to chciałem powiedzieć.
-Okay.- powiedziała, po dłuższej chwili, a ja odetchnąłem i tym razem uśmiechnąłem się szczerze
-Ja... To znaczy szedłem do sklepu muzycznego, więc postanowiłem, że przekażę ci to osobiście. Lepiej niż przez SMS, czy coś.- plątałem się w swojej wypowiedzi
Jaki wstyd...
-To miłe i wiesz, co. Nigdy nie pomyślałam, że Rocky Lynch będzie taki nieśmiały.- stwierdziła, a ja przewróciłem oczami, rozśmieszając ją
Atmosfera stała się luźniejsza.
-A jak tam w pracy?- spytała, zmieniają  temat
-Nic ciekawego. Dziś naprawialiśmy, taką naprawdę wypasioną  brykę, ale nie dano mi możliwości jazdy. A szkoda. Jak u ciebie?
-Dopiero zaczynam, więc na razie jeszcze nie pozwolono mi nic zrobić, ale na poniedziałek mam zrobić, jakiś swój popisowy deser. Głównie to stoję za ladą i sprzedaję.- odrzekła
-Wpadnę, kiedyś do ciebie. Na lunchu wyrwę się. Może zdążę.- rzekłem, dumając
-Zapraszam.- uśmiechnęła się lekko
Zapanowała cisza. Dziewczyna wstała i podeszła do szafki. Wyjęła z niej niewielkie pudełko i z powrotem usiadła na kanapę.
-Babeczkę?- zaproponowała
Uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
-Może poszłabyś ze mną na randkę?- wypaliłem, nagle, gdy jedliśmy
Alice zatrzymała się  na chwilę i spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił "Naprawdę", ale tak dobre naprawdę. Niedomierzane, nie sarkastyczne.
-Okay.


Hejka oto nowy rozdział
W kolejnym 
- Co się stanie miedzy Rydel a Ell'em ?
- Czy Ross' owi zacznie podobać się Laura?
- Gdzie Joseph zabierze Laurę?
- Kto przyjedzie do Laury w odwiedziny?
Tego wszystkiego dowiecie się już za tydzień.



piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 18

Prosimy każdego kto czyta naszego bloga o skomentowanie tego rozdziału 
to dla nas naprawdę ważne 

Laura

Wyszłam z Josephem na miasto, aby zrobić zakupy do domu. Właśnie wracaliśmy do mieszkania, Joe niósł moje torby z zakupami ze sklepu spożywczego, kiedy nasunął się temat naszego związku.
-Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się być ze mną. -zaczął
-Też się cieszę.- objęłam go ręką w talii
-Może razem coś ugotujemy. -zaproponował
-A może zamówimy ,proszę nie chce mi się nic gotować. -marudziłam
-Ech, obstaje przy mojej opcji. - nalegał
-Joe... proszę nic mi się nie chce.- oparłam się o jego plecy, gdy ten otwierał drzwi
-To ty sobie spokojnie posiedzisz, a ja będę gotować.-zaproponował
-No nie wiem, a jaką mam pewność, że się nie zatruje.-rzekłam, opierając się o blat kuchenny
-Żadnej i to jest najlepsze.- rzekł uradowany, rozpakowując zakupy.
Poszłam do pokoju i położyłam się na kanapie. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać, jednak cały czas myślałam o tym, co robi Joseph. Szczerze bałam się go zostawiać samego w mojej kuchni. Miałam wrażenie, że coś się stanie i dla pewności udałam się do pomieszczenia, w którym brunet gotował. Usiadłam na krześle i patrzyłam, co przyrządza mój chłopak.
- Jednak musisz się bardzo bać, że cię otruję, skoro przyszłaś patrzeć, co gotuje i co do tego dodaje.- rzekł w żartach.
- Ech bardzo, bardzo. - odrzekłam, nalewając sobie soku do szklanki- Wiesz po kolacji chciałabym zostać sama. Nie to, że cię wyganiam ale .....
- Przyjdzie tutaj ten Ross.- przerwał mi w połowie zdania
- Nie, ja już mu nie udzielam korepetycji, już wszystko nadrobił, spokojnie.- pogładziłam go po ramionach, plecach
- Gdzieś się wybierasz sama beze mnie?- nalegał, żebym mu powiedziała, dlaczego na wieczór chcę zostać sama.
- Tak chce się przejść, nie mogę?- zapytałam zezłoszczona
- Możesz. Spokojnie tak się tylko pytam, nie chciałbym, aby ci się coś stało. Sama rozumiesz. kocham cię. - rzekł i przytulił mnie do siebie.
- Rozumiem, to co na tą kolacje szykujesz?- spytałam, wyjmując talerze z szafki
- Będzie spaghetti, może być?- spytał, wykładając danie na talerze
- A jak bym teraz powiedziała, że nie to co byś zrobił?- teraz to ja zapytałam, biorąc swój talerz
- Nie istnieje taka możliwość. To po prostu było pytanie retoryczne.- uśmiechnął się
Oboje siedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku pozmywałam i pożegnałam się z Josephem. Sama przebrałam się w inne ubrania i postanowiłam wyjść na miasto, oczywiście z moją ochroną, która towarzyszyła mi cały dzień.
Wyszłam z budynku i od razu skierowałam się  na ulicę, na której znajdowały się kawiarnie.
Bardzo ciążyło mi to, że jestem pokłócona z Monic i Sarah, zaczęłam wspominać wszystkie  chwile związane z dziewczynami. Kiedy w oddali dostrzegłam je siedzące w kawiarni, które jadły jakieś ciasto i w najlepsze były pogrążone w rozmowie. Bez namysłu weszłam do kawiarni, w której się znajdowały i podeszłam do ich stolika.
- Mogę? - spytałam
Patrząc na mnie, wymieniły się spojrzeniami i się  zgodziły, abym się do nich dosiadła.
- Wiesz Laura...- zaczęła Monic- chciałyśmy cię przeprosić. Niepotrzebnie się cisnęłyśmy, że dajesz korepetycje temu Ross'owi, ale my tylko chciałyśmy twojego dobra sama rozumiesz.
-Rozumiem, wiem że obie chcecie  mojego dobra, co prawda wam to niekiedy nie wychodzi, ale  mam świadomości, że chcecie  dla mnie dobrze i doceniam to.
- Czyli, że zgoda?- zapytała dla pewności Sarah
- Tak. - rzekłam i obie je przytuliłam - nawet nie wiecie, jak ja za wami tęskniłam.
- Ech, pozwól, że to sobie będziemy wyobrażać.- zaśmiała się Monic, na co my z Sarah odpowiedziałyśmy tym samym.

***

Związek z Joe'm okazał się bardzo udany. Wbrew pozorom chłopak był bardzo czuły, czego nigdy mi nie okazywał, jak byliśmy przyjaciółmi. Ciążyło mi jednak to, że musieliśmy się ukrywać. Bałam się powiedzieć moim przyjaciółkom, że mnie z nim coś więcej łączy. Wiedziałam jaka by była reakcja z ich strony. Ale wcześniej czy później się dowiedzą i na pewno nieźle mi się od nich oberwie za to ukrywanie. Kończyłam właśnie przygotowywać obiad, kiedy rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz - dzwoniła Sarah.

***Rozmowa telefoniczna*** 

- Hejka, co tam porabiasz?- spytała
- Kończę szykować obiad, a co ?
- Może spotkamy się na jakimś ciastku przed obiadem. My z Monic już jesteśmy w kawiarni, także możesz, a nawet musisz do nas dołączyć.
-Dobra, zaraz jestem tylko powiedz mi w jakiej kawiarni.- odpowiedziałam, zamykając już drzwi od mieszkania.
-A jak myślisz? W naszej ulubionej.

***Koniec***

Szybkim krokiem ruszyłam do kawiarni na spotkanie z moimi przyjaciółkami. Gdy byłam na miejscu dziewczyny już jadły ciastka, moje leżało obok i czekało na mnie, i  na moją konsumpcję.
-Hej, co tam u Was słychać? - zapytałam, zabierając się za jedzenie ciacha
- A wszystko po staremu, a u ciebie coś się wydarzyło?
- Nie tak samo jak u Was.- odparłam
- Nom, a jakie masz plany na popołudnie?- spytała Monic
- Nie wiem, może Joe coś zaplanował... - palnęłam bez zastanowienia, dopiero potem zdałam sobie sprawę, co powiedziałam.
- Joseph coś zaplanował ?
- Znaczy....
- Czy my, o czymś nie wiemy Lau?
- Wiecie wszystko. Po prostu coś wspominał, że chce mnie gdzieś zabrać po przyjacielsku.
- Jasne, taka przyjacielska randka...- zaczęła Monic,ale przerwałam jej
- Nie żadna randka, po prostu spotykanie. Z wami też się spotykam.
- Ale my nie jesteśmy płci męskiej tylko żeńskiej.- wtrąciła blondynka
- No i co? Nic nas nie łączy, spokojnie. Jakby coś miedzy nami było, bym wam powiedziała. Przecież mnie znacie.
- Obiecujesz, że jak coś miedzy wami zaiskrzy to nas poinformujesz?- dopytywała Monic
- Tak obiecuję, - cieszyłam się, że wybrnęłam z tego, co powiedziałam.

Na przyszły raz będę musiała się bardziej pilnować. co przy nich mówię...




Hejka wpadamy z nowym rozdziałem, z góry przepraszam, że taki krótki.
W kolejnym rozdziale 
- Co się stanie między Ross'em a Laurą?
- O kogo Rocky będzie zazdrosny, czy Riker zdoła mu pomóc?
Tego wszystkiego dowiecie się w następnym rozdziale już za tydzień