Ross
Do szkoły
dotarłem prędzej niż zawsze, gdyż odprowadzałem Alice. Znalazła pracę w
cukierni. Bowiem jest ona z zawodu cukierniczką. Trzeba przyznać, że piecze
pyszne ciasta. Naprawdę ma talent. Teraz, gdy skończyła szkołę zamierza douczyć
się jeszcze, zdobyć doświadczenie i otworzyć własną cukiernię. To jej marzenie.
Trzymam kciuki, iż spełni się. Alice to kobieta, która na to zasługuje. Nie
miała łatwego życia. Choć zawsze mówiła, że ja mam gorzej, to wiedziałem, że to
nieprawda. Jej mama była chorą osobą. Chorowała na schizofrenię. Blondynka dużo
wycierpiała przez to, kiedy zmarła w pewien sposób uwolniła się, ale i popadła
w kolejne kłopoty. Była tylko 16, a jej jedyną rodziną była ciotka, której nie
znała. To smutne, że była zdana na siebie. Miała mimo to nas, aż
wyjechaliśmy... Moje rozmyślania przerwał widok Laury i Joe'ego, którzy szli
pod rękę. Brunet szepnął jej coś na ucho, a ona uśmiechnęła się delikatnie,
jakby zawstydzona i odszedł. Zdziwiło mnie to. Czyżby coś pomiędzy nimi? Akurat
zadzwonił dzwonek. Zszedłem z parapetu i założyłem plecak na ramię. Podszedłem
do niej.
-Cześć.-
powiedziałem, a ona skierowała na mnie wzrok
Kątem oka
dostrzegłem McKine'a, który razem z kolegami przyglądał mi się.
-Hej.-
odpowiedziała i uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem gest
-Chciałbym
ci jeszcze raz podziękować za te korki. Dziś zamierzam się poprawić z maty i
fizyki. Ale jestem spokojny, bo rozumiem te tematy.- rzekłem wdzięczny
-Nie ma za
co Ross. To taka koleżeńska pomoc.- odpowiedziała
Już miałem
ją zapytać o bruneta, ale pojawił się nauczyciel i weszliśmy do klasy. Pierwszy
hiszpański. Super...
Rocky
***W tym samym czasie***
Od samego
poranka nurtowała mnie myśl o Alice. Wczoraj tak bardzo skupiłem się na niej,
że napisałem piosenkę. To głupie, że jedna dziewczyna potrafi zrobić taki zamęt
w głowie. Czemu nie mogę usiąść i spokojnie zagrać w grę. Jeszcze na dodatek
Ross z nią kręci. Po prostu świetnie. Teraz już w ogóle nie zwróci na mnie
uwagi. Kiedy tak siedziałem i rozmyślałem, poczułem jak ktoś dotyka mojego
lewego ramienia. Odwróciłem wzroku w kierunku tej osoby. To był Riker. Akurat
miałem przerwę na lunch w pracy. A jako, że "jestem" mechanikiem,
siedziałem w małym pomieszczeniu, które nie należało do czystych, choć było
najschludniejsze w całym warsztacie. Przełknąłem kawałek kanapki i spojrzałem
na niego wyczekująco.
-Przerwa już
dawno się skończyła, bro. A ty siedzisz i patrzysz się tępo w podłogę. Wszystko
okay?- zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową
-To chodź,
bo przydasz się.- klepnął mnie w plecy i uśmiechnął się, po czym wyszedł
Odwzajemniłem
jego gest i schowałem jedzenie do plecaka, po czym dołączyłem do chłopaków.
***
Było po 18,
kiedy wraz z Riker'em wracałem z pracy. Oboje byliśmy zmęczeni. Szliśmy na
pieszo. Na szczęście warsztat, w którym pracowaliśmy znajdował się niedaleko od
naszego bloku. 10 minut drogi pieszo to naprawdę niedużo. Szliśmy w ciszy, jak
zwykle. Nagle przed wejściem do klatki usłyszałem pytanie.
-Jesteś
zazdrosny o Alice?- kompletnie mnie zamurowało
-Widzę jak
na nią patrzysz. Ross nie patrzy tak na nią. Porozmawiaj z nią. Zaproś ją do
kina czy coś.- powiedział, a ja kiwnąłem głową
-Tylko to
nie takie proste. Nie chcę wyjść na dupka, jeśli Ross coś do niej czuje. Wiesz
jaki on jest.
-No to
najpierw pogadaj z Rossem.- zaproponował
-Okay.-
mruknąłem, choć sam nie wierzyłem, że to zrobię
Rik był
dobrym bratem i bardzo odpowiedzialnym, lecz jego rady w kwestii dziewczyny
nigdy nie wyszły mi na dobre. Dlatego postanowiłem, że jakoś sam to rozwiążę.
Po prostu zaproszę ją na randkę. Dziewczyna jest fair, więc jeśli pomiędzy nią
a bro, jest coś na rzeczy nie zgodzi się.
***
Tak jak
postanowiłem udałem się do mieszkania "naszej" przyjaciółki, gdy
zjadłem obiad. Rodzeństwu powiedziałem, że idę po struny do gitary, co było
prawdą. Ten instrument był moją jedyną pamiątką po rodzicach. Bardzo o niego
dbam. Ustaliłem, że kupię struny, gdy wrócę od Lice. W końcu doszedłem do
bloku, w który mieszkała. Budynek należał do starych, aczkolwiek ładnych. W
środku było trochę gorzej, ale na początek i to dobre. Zapukałem do drzwi, gdyż
nigdzie nie mogłem znaleźć dzwonka. Bardzo szybko moim oczom ukazała się postać
dziewczyny.
-Siemka.-
powiedziałem z uśmiechem
-Hej.
Wchodź.- powiedziała wyraźnie zaskoczona
Zdjąłem
trampki i przeszliśmy do salonu połączonego z kuchnią.
-Chcesz
coś...- nie dokończyła, bo jej przerwałem
-Nie,
dzięki. Przyszedłem pogadać.- rzekłem, czym zdziwiłem siebie i ją
Nie czułem
się zbyt komfortowo, a to nigdy nie zdarzało mi się przy dziewczynach. Rocky
weź się w garść!
-Aha.-
mruknęła i usiadłem na fotelu, a ona na kanapie
Zapadła
cisza.
-To, o czym
chciałeś pogadać?- zapytała i spojrzała na mnie wyczekująco
Odwróciłem
wzrok, aby poczuć się pewniej i z powrotem spojrzałem na nią, gdy zacząłem
mówić.
-Przyszedłem
w imieniu rodzeństwa i Ell'a zaprosić cię na obiad do nas w niedzielę.-
wypaliłem i udałem uśmiech
Ona
zmarszczyła czoło, analizując moje słowa. Spanikowałem. Nie to chciałem
powiedzieć.
-Okay.-
powiedziała, po dłuższej chwili, a ja odetchnąłem i tym razem uśmiechnąłem się
szczerze
-Ja... To
znaczy szedłem do sklepu muzycznego, więc postanowiłem, że przekażę ci to osobiście.
Lepiej niż przez SMS, czy coś.- plątałem się w swojej wypowiedzi
Jaki
wstyd...
-To miłe i
wiesz, co. Nigdy nie pomyślałam, że Rocky Lynch będzie taki nieśmiały.-
stwierdziła, a ja przewróciłem oczami, rozśmieszając ją
Atmosfera
stała się luźniejsza.
-A jak tam w
pracy?- spytała, zmieniają temat
-Nic
ciekawego. Dziś naprawialiśmy, taką naprawdę wypasioną brykę, ale nie dano mi możliwości jazdy. A
szkoda. Jak u ciebie?
-Dopiero
zaczynam, więc na razie jeszcze nie pozwolono mi nic zrobić, ale na poniedziałek
mam zrobić, jakiś swój popisowy deser. Głównie to stoję za ladą i sprzedaję.-
odrzekła
-Wpadnę,
kiedyś do ciebie. Na lunchu wyrwę się. Może zdążę.- rzekłem, dumając
-Zapraszam.-
uśmiechnęła się lekko
Zapanowała
cisza. Dziewczyna wstała i podeszła do szafki. Wyjęła z niej niewielkie pudełko
i z powrotem usiadła na kanapę.
-Babeczkę?-
zaproponowała
Uśmiechnąłem
się i skinąłem głową.
-Może
poszłabyś ze mną na randkę?- wypaliłem, nagle, gdy jedliśmy
Alice
zatrzymała się na chwilę i spojrzała na
mnie wzrokiem, który mówił "Naprawdę", ale tak dobre naprawdę.
Niedomierzane, nie sarkastyczne.
-Okay.
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Wow cudo <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-). :*
Aaaaaa ja chcę już next!! super!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://r5-i-siostry-marano.blogspot.com/
Cudowny :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
http://twoyounghearts-raura.blogspot.com
Cudowny :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
http://twoyounghearts-raura.blogspot.com