niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 20


Laura

Dziś już ostatni dzień w tygodniu do szkoły. Bardzo szybko minął ten tydzień, a wydarzyło się tyle. Mam chłopaka, pogodziłam się z przyjaciółmi, pierwszy raz w życiu dałam korepetycje, które były skuteczne, może dlatego też, że Ross jej zdolnym uczniem? Tego nie wiem, ale mogę być dumna z siebie. Tak...
Jak zwykle o 8 pod wieżowiec, w którym mieszkam, podjechał Joe. Zabrałam swoją torbę i wyszłam wraz z "panami w czerni". Im dłużej mam ochronę, mam wrażenie, że wymyślam im coraz więcej ksywek. Szkoda, że nie znam ich imion. Gdy drzwi windy otworzyły się, wysiadła i wyszłam na zewnątrz. McKine zaparkował się na postoju dla taksówek. Że też nie chciało wjechać mu się na parking.
-Hej.- przywitałam się z nim, gdy wsiadłam i pocałowałam go w policzek
-Hej.- odpowiedział i odwzajemnił mój gest
-I co, porozumiałeś się z rodzicami w sprawie spraw osobistych?- zapytałam, a on uśmiechnął się szeroko
-Tak. Wszystko związane z niespodzianką dla ciebie.- odpowiedział, a ja uniosła brwi z ciekawości
-Zabieram cię dziś w takie jedno miejsce.- dodał z zadowoleniem
-To będzie randka?
-Tak.- odrzekł, a na moją twarz wypełznął lekki uśmiech
Brunet jest naprawdę uroczy.
-Tylko ubierz się wygodnie, nic więcej nie mogę ci powiedzieć.- oznajmił i powrócił do patrzenia na drogę
-Dobrze.- powiedziałam równie spokojnie, choć była bardzo podekscytowana, gdzie chce mnie zabrać

***

Joe powiedział, że będzie po mnie o 19. Jest za 5 osiemnasta, więc czas przygotowywać się. Cały czas próbowałam zgadnąć, gdzie może mnie zabrać. Wiem, że na pewno nie będzie to kolacja, bo kazał mi się ubrać wygodnie. Może kino albo coś w tym stylu. Ciężko go rozgryźć, lecz to dobrze. Niespodzianka będzie bardziej zaskakująca. Myślałam i przebierałam ubrania w mojej garderobie. Zadzwonię do dziewczyny. Już sięgałam  po telefon, który leżał na półce, kiedy przypomniałam sobie, że nie mogę. Przecież one nie maja bladego pojęcia o nas... Czuję się, z tym źle, ale Joseph twierdzi, że tak będzie lepiej. Musze z nim o tym porozmawiać. A założę na siebie chyba jasne jeansy i mietowy T-shirt. Do tego jakiś fajny wisiorek i jakiś sweterek cienki. Wybrałam rzeczy, taka jak pomyślałam i poszła do łazienki ubrać się oraz umalować. Te czynności zajęły mi 30 minut. Włosy pozostawiłam rozpuszczone i lekko je podkręciłam. Podkreśliłam oczy kredką i pomalowałam powieki cieniem. Usta pomalowałam błyszczykiem i psiuknęłam się moim ulubionymi perfumami. Wyjęłam z szafeczki na buty moje ulubione trampki i założyłam je. Udałam się do kuchni i wypiłam szklankę wody. Pozostało mi niecałe 30 minut. Zabrałam się, więc za malowanie paznokci na kolor biały. Włączyłam telewizor i malowałam sobie paznokcie. Przełączyłam z kanału informacyjnego na muzyczny. Z piosenkami zawsze lepiej mi się pracowało. Gdy lakier wysechł było za osiem 19. Muszę umówić się do kosmetyczki. Stwierdziłam, a do moich drzwi dotarł charakterystyczny dźwięk domofonu. To był Joe. Otworzyłam mu i po chwili był już u mnie w mieszkaniu. Zabrałam mała torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Zeszliśmy do samochodu. Wszystko byłoby idealnie, oprócz tego, że nie udało mi się przekonać matki i ochrona jechała za nami.
-Przepraszam cię, że nie udało mi się ich zlikwidować.- rzekłam, wskazując samochód z moimi "gorylami" w lusterku
-Poradzimy sobie.- odpowiedział i uśmiechnął się krzepiąco
-Jesteś super.- szepnęłam mu na ucho i dałam mu buziaka w policzek
-Wiem to. - wyszczerzył się, na co zachichotałam
-To samochód rodziców?- zapytałam, a on skinął głową
-Dlatego tu tak czysto.- rzekłam, uśmiechając się
-Ej!- oburzył się
-W moim też jest czysto, tylko nie tak mocno, jak tu.- wytłumaczył i obije zaśmialiśmy się gromko

***

Po ponad godzinie jazdy dojechaliśmy do Newport Beach. Miasta na wybrzeżu oddalonego własnie o niecałą godzinę jazdy od LA, oczywiście z korkami schodzi dłużej. McKine zaparkował samochód niedaleko plaży.
-Chodź, idziemy na spacer.- oznajmił i wysiedliśmy
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku plaży, po której spacerowaliśmy prawie 40 minut. Później chłopak zabrał mnie do galerii i kupił mi sukienkę. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu było już całkiem ciemnawo. Czas spędzony z Joe'm była świetny. Myślałam ,że będziemy już wracać, a wtedy on zaskoczył mnie.
-Czeka nas jeszcze jedna atrakcja.- uśmiechnął się, co odwzajemniłam
Czy ten dzień może być lepszy?
-Idziemy jeszcze gdzieś?- zapytałam, a on zaprzeczył
-Jedziemy na kino samochodowe, dlatego wziąłem samochód rodziców. Będzie gdzie usiąść.- objaśnił mi i wsiedliśmy do auta
Zaledwie w 5 minut dotarliśmy na miejsce. Joseph ustawił samochód, który wyglądał tak.


Na tyle pojazdu rozłożyliśmy koc i kilka poduszek, żeby było wygodniej się oprzeć. Oprócz tego brunet przygotował tez posiłek, który miał w koszyku piknikowym. Po ustawieniu wszystkiego, usiedliśmy wygodnie. Joe objął mnie i czekaliśmy na film, jaki miał się lada chwila zacząć, gdyż leciały już reklamy. Na wielkim kawale jakiegoś materiału, był wyświetlany obraz przez projektor.
-Gdy byłem mniejszy w każdy weekend przyjeżdżaliśmy tu, aby obejrzeć coś. Oczywiście były to bajki, bo byłem mały. Świetnie się bawiłem. Postanowiłem, że pokażę ci to miejsce. Kojarzy się ono mi bardo dobrze i jest jednym z głównych z mojego dzieciństwa. Mam nadzieję, że podoba ci się tu.- powiedziała, a ja oparłam głowę o jego ramię.
-Jest świetnie.- odpowiedziała i podniosłam lekko głowę, aby zobaczyć, jak uśmiecha się
-Poczekaj chwilę.- mówi, a ja odsuwam się i wyciąga z koszyka świeczki
-Pomożesz?- pyta, gdy nie może włożyć świeczki do mini podkładki
-Jasne.- odpowiadam i pomagam mu
Po chwili siedzimy z powrotem na swoim miejscu. Chłopak wyciąga z koszyka dwa pojemniki i sztućce. Podaje mi 1 zestaw.
-Smacznego.- mówimy w tym samym czasie i zaczyna się film
Otwieram pudełko i widzę pysznie wygładzającą sałatkę.
-Sam robiłeś?
-Tak.- odrzekł, a ja uniosła brwi ze zdziwienia
-Nie bój się , nie otrujesz się.- mówi, a ja chichoczę
-Dobrze.- zapada cisza i oglądamy film

***

Seans, na który zabrał mnie Joe, był naprawdę świetny, trafiona komedia. Co prawda aktorzy nie byli jacyś znani, ale grali wspaniale. Po zakończeniu zwinęliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem bylismy trochę szybciej. McKine odprowadził mnie pod same drzwi. Pożegnaliśmy się niesamowitym pocałunkiem i weszłam do domu. Jeszcze nikt nie starał się dla mnie tak bardzo. Nie sądziłam, że brunet będzie się tak starł. Z nim czuję się szczęśliwa. Teraz wiem, że dobrze wybrałam.


Rydel

Szykowałam się na spotkanie z Ellingtonem. Mówiłże to spotkanie przyjacielskie, kiedy mnie zapraszał, ale ja czułam, że to o coś innego chodzi. Bardzo go lubię i wydaje mi się, że to o coś więcej chodzi.  Może on też coś więcej do mnie czuje... Sama nie wiem, co o tym wszystkim już mam myśleć...
Do moich drzwi ktoś zaczął pukać. Wiedziałam, że to Ell.
-Chwilkę.- rzekłam i zaczęłam zakładać buty na nogi,
Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam, reprezentując swój ubiór.
-Gotowa ?
-Tak możemy już iść.
Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy do drzwi wyjściowych. Kiedy mijaliśmy kuchnie, w której siedzieli moi bracia, którzy na nasz widok się uśmiechnęli.
Szliśmy w stronę  parku. Ellington bardzo delikatnie złapał mnie za dłoń. Wiedziałam, że robi to bardzo nieśmiele, jakby bał się, że go odtrącę. Uśmiechnęłam się do niego i wzmocniłam uścisk dłoni, aby dać mu do zrozumienia, żeby chwycił mnie mocniej za dłoń. Tak też uczynił. Niedaleko nas znajdowała się ławka.
-Usiądziemy?- spytałam, pokazując na nią
-Oczywiście.
-Rydel chciałem ci coś powiedzieć.-zaczął, gdy usiedliśmy
-Zamieniam się w słuch.
-Wiesz, bo to tak samo jakoś, mieszkamy już tyle ze sobą i ja nie wiem, jak to się stało... Po prostu nie mogłem się przed tym powstrzymać.-jąkał się co chwila
-Do czego zmierzasz? Powiedz to wprost.- poradziłam mu
-Dobrze. Ja... podobasz mi się. -wyznał mi w reszcie.
Po tych słowach mnie ścisnęło w sercu, on naprawdę to powiedział.  Nie wiedziałam, co teraz zrobić. Powiedzieć mu, że on też mi się podoba ?
- Powiedz coś, bo nie wiem co teraz.- zaczął
-Ale co mam ci powiedzieć? Że ty też mi się podobasz.- spojrzałam mu prosto w oczy.
Widziałam uśmiech na twarzy. Delikatnie położyłam swoje dłonie na jego karku i go do siebie zaczęłam przyciągać. Chłopak nie stawiał oporu. Zbliżył się do mnie i objął mnie w talii, a ja wtuliłam się w jego ramiona, szukając w nich schronienia.
-Kocham cię.- szepnął  mi do ucha.
-Kocham cię.-odpowiedziałam tym samym co on.

Ross

Siedziałem w swoim pokoju na łóżku, rysując w swoim zeszycie. Ciągle myślałem o Laurze, nie mogłem przestać o niej myśleć. Siedziała w mojej głowie cały czas. Wszystkie moje myśli krążyły wokół niej. Nigdy nie myślałem tyle o dziewczynie. Tylko gdy byłem młody moje myśli zajęte były przez Alice, ale teraz już nie są i nigdy nie będą. Długo musiałem czekać, aż się w niej odkochałem. Z czasem to mi przeszło, Teraz już wiem, że nic do niej nie czuję. Chociaż, gdy ją zobaczyłem, kiedy wchodziła do domu serce lekko mi drgnęło. Byłem pewny, że nas już nigdy nic nie będzie łączyło. Moje rozmyślenia zostały przerwane przez otwierające się drzwi do pokoju. Wszedł Rocky.
-Co robisz?-spytał, siadając na swoim łóżku.
-Rysuje sobie i rozmyślam.
-O Alice? - spojrzał mi w oczy
-Może.
-Jestem twoim bratem, starszym bratem mi możesz powiedzieć.
-Zły trop, myślę o Laurze.
-Kochasz ją?
-Zaraz kochasz, podoba mi się chyba.-rzekłem niepewnie
-Ja zaprosiłem Alice na randkę.- wyznał
-Serio?-spytałem zdziwiony
-Nom, zgodziła się.
-To super, bardzo się cieszę.
-Ale nie masz nic przeciwko temu?- zapytał szybko
-Ale czemu?-odpowiedziałem pytaniem
-Temu, że umówiłem się z Alice.- odrzekł i zaczął dziwnie wymachiwać rękoma
-A czemu miałbym mieć ?-spytałem z niedowierzaniem
-No, bo na z tobą...-nie dałem mu dokończyć
-Rocky, nas nic nie łączy. Spokojnie, nie mam nic przeciwko temu, że ona idzie z tobą na randkę.-zapewniłem go 


W kolejnym rozdziale, który ukaże  się za tydzień:
-Kto przyjedzie do Laury w odwiedziny?
-Jak będzie wyglądało spotkanie Rockyego i Alice?

3 komentarze: