poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 21

Laura

Obudziłam się o 10. Była zadowolona. Czułam się świetnie, szczególnie po wczorajszej randce. Joe jest wspaniałym chłopakiem. Jeszcze nikt tak bardzo nie starał się dla mnie. Muszę też coś wymyślić, żeby podziękować mu. Tymczasem muszę zrobić sobie coś na śniadanie. Moja gosposia dziś nie przychodzi. Matka zatrudniła ją, żeby przychodziła, co 3 lub 2 dni. Zależnie od potrzeby. Tak. To ułatwienie dla mnie. Jednak to nadal nie to samo, co codzienna pomoc, lecz nie narzekam. Myśląc, zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przy stolik. Spojrzałam na zegarek - 11. Wtem do moich ust doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Odebrałam. Dzwonił tata.
-Cześć słonko!- przywitał mnie
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że dawno nie rozmawialiśmy, przez co zrobiło mi się smutno.
-Cześć.- odpowiedziałam, próbując udać szczęśliwą
-Przepraszam cię córeczko, że nie dzwoniłem, ale dosłownie byłem zawalony pracą.- słyszałam w jego głosie żal
Zawsze miałam lepszy kontakt z tatą.
-Ja też przepraszam tato. W sumie ja również mogłam zadzwonić.- odpowiedziałam
Czułam, że atmosfera między nami poprawiła się.
-No więc, jak ci się mieszka?- zapytał
-Jest w porządku. Mam własne mieszkanie...- nie dokończyłam
-Jak to? Laura czy ty mieszkasz sama? Dlaczego?- ojciec przerwał mi
-Tak, ale spokojnie. Mam ochronę i w ogóle.
-Dziewczyno mówi prościej. Chyba będę musiał was odwiedzić. Czy twoja matka upadła na głowę?
-Tato uspokój się. Jej facet jest jakimś bratem, jakiegoś znanego polityka, który współpracuje z prezydentem i tak dalej. Dlatego mam ochronę. Jestem bezpieczna. Poza tym usamodzielniam się. Wiadomo, że to nie to samo, co jak podsuwają ci prawie wszystko pod nos, ale tez jest w porządku.- wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się sama do ciebie
-No dobrze, ale i tak was odwiedzę. Powiedz lepiej jak w szkole?- usłyszałam kolejne pytanie
-Bardzo dobrze. Matka zgodziła się, żeby chodziła razem z innym dzieciakami. Szkoła jest naprawdę na poziomie. Z nauka radze sobie. z reszta nigdy nie miała większych problemów. A ty tato, co u ciebie?
-Ostatnio mam dużo pracy, gdyż robimy projekt dla dużej firmy. Wiesz, całoroczny budżet to poważna sprawa. Mam sporo nadgodzin, ale radzę sobie.- powiedział i zaśmiał się
-To dobrze. Szkoda, że nie mieszkasz tu w LA. Poszlibyśmy jak kiedyś do kina, czy na coś.- zadumałam
-O, to ja nie jestem jeszcze za stary dla ciebie?- do moich uszu doszedł śmiech
-No może trochę.- uwielbiam żartować z tatą
-Ekem, cieszę się, że odebrałaś i wszystko u ciebie w porządku. Pamiętaj, że zawsze, gdy masz jakiś problem możesz dzwonić.- przypomniały mi się słowa ojca przed moim wyjazdem
-To się również tyczy ciebie tato.
-Wiem.
-Do widzenia Laura!
-Do widzenia!- zakończyłam połączenie
Była bardzo mile zaskoczona telefonem od niego. Liczyłam, że dotrzyma słowa i odwiedzi mnie…

Narrator

Następnego dnia w porę obiadową rozległo się pukanie do drzwi. To była Alice, która przyszła na obiad do Lynchów. Cały posiłek przygotował Rocky z lekką pomocą swojego rodzeństwa. Chciał, aby to spotkanie wypadło jak najlepiej, ponieważ Alice była dla niego bardzo ważna. Brunet starał się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. On sam zaszczycił, otworzywszy drzwi blondynce.
-Hej!- przywitała się z nim dziewczyna
-Cześć.- nachylił się do niej w ramach dania jej buziaka
-Cieszę się, że przyszłaś.- rzekł i wziął od niej kurtkę
-Zapraszamy do środka Al.- powiedziała Rydel. stojąc w drzwiach
Alice niepewnie ruszyła w stronę stołu, zajęła miejsce, a obok niej oczywiście Rocky.
Wszyscy zabrali się za jedzenie posiłku, który był naprawdę dobry. Brunet był z siebie dumny, że każdy chwalił jego dania. Czuł, iż naprawdę dał z siebie wszystko i trochę więcej. Po skończonym posiłku Rocky zabrał Alice na balkon, aby oboje się przewietrzyli i mieli trochę czasu dla siebie.
- Wiesz Rocky, bardzo miło tutaj u was.- wyznała, wpatrując się w horyzont
-To dobrze, że tobie się tutaj podoba.- objął ją od tyłu swoimi  ramionami, kładąc głowę na barkach dziewczyny
Ona się tylko uśmiechnęła i zatopiła się w jego ramionach, pozwalając trwać tej chwili bez końca. Od chłopaka biło bardzo przyjemne ciepło.
-To, kiedy idziemy na tą randkę. - ciszę pomiędzy nimi przerwał Rocky, który zebrał się na odwagę, aby oto spytać.
- Może w sobotę. Wiesz ja mam, wtedy wolne, tylko nie wiem jak ty.- odwróciła się w jego stronę, aby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Mogę, dla ciebie wszytko, piękna.- rzekł, całując ja w policzek.
- Wiesz, będę musiała już iść do domu.- wydukała
- Odprowadzę cię. - zaproponował
- Nie, naprawdę nie trzeba. To niedaleko poradzę sobie.- rzekła, kiedy chłopak pomagał jej założyć kurtkę.
Alice opuściła dom Lynchów, a Rocky wziął się za zmywanie naczyń po obiedzie.

Laura

Wieczorem wybrałam się razem z całą paczką na kręgle. Czekamy właśnie na Joe'go. Miał do nas dołączyć już w kręgielni. Zaoferowałam się, że wyjdę po niego. Dziewczyny tylko spojrzały na mnie z zaciekawieniem, lecz wzruszyły ramionami i razem z Chrisem udały się na tor. Nagle poczułam, że ktoś zakrywa mi oczy.
-Zgadnij kto to?- słyszę głos Joseph'a
-No nie wiem. Może to jakiś przystojny blondyn?- pytam, jednocześnie drocząc się z nim
-To twój chłopak.- mówi i odsłania mi oczy, po czym staje do mnie przodem i całuje mnie w policzek
Odpycham go lekko od siebie.
-No co ty. Chcesz, żeby ktoś nas zobaczył.- pytam, a on przewraca oczami
-Chodź.- uśmiecha się, łapie mnie za rękę i prowadzi do reszty

***

-To było nie fair. Wiadomo, że Sah z Chrisem trenują regularnie. Składy nie były równe. Poza tym w naszej drużynie była Lau. Za to powinniśmy dostać już punkty rekompensaty.- powiedziała oburzona Monic
-Ej!-również się oburzyłam
Mimo, że blondynka miała rację. Kompletnie nie umiem grać w kręgle, ale zawsze sprawi i to dużo śmiechu.
-Przynajmniej dobrze się bawiliśmy, prawda?- zagadnął nas Joe
-Prawda.- zgodziła się z nim Blanc
-To gdzie teraz idziemy? Wieczór młody. Dopiero po 20.- zapytała brunetka

-Znam świetne miejsce. Chodźcie.- rzekł najstarszy i ruszyliśmy za nim

Rocky 

*** Sobota ***

Wstałem bardzo wcześnie. Zacząłem przegrzebywać swoją szufladę w celu wyszukiwania odpowiednich ubrań na randkę z Alice.
- Niektórzy jeszcze w tym pokoju śpią.- odezwał się zaspany Riker
- Wiem, przepraszam za możliwe hałasy. - spojrzałem na niego
- Możliwe hałasy? Stary, nasz pokój wygląda, jakby tornado przez niego przeszło.- rzekł Ellington, który usiadł na łóżko.
- To tornado nazywa się ,, Rocky idzie na randkę z Alice".- wydukał Ross, podchodząc do mnie, a po drodze zebrał niektóre ubrania 
- W tym będziesz wyglądał super.- przyznał, podając mi ubrania
- A teraz daj nam spać. - z powrotem wrócił do łóżka, co i reszta uczyniła. Lecz nie ja. Wyszedłem z pokoju  kierując się do łazienki, a następnie do kuchni. Uszykowałem śniadanie dla całej rodziny i Ellingtona.

*** godzina 16.30***

Byłem już ubrany i gotowy do wyjścia. Czekałem tylko, aż zegarek wskaże odpowiedzią godzinę. Kiedy ta chwila nastąpiła  pożegnałem się ze wszystkimi i opuściłem mieszkanie, udając się w miejsce zamieszkania Alice. Zapukałem do drzwi. Po chwili stała w nich dziewczyna.
- Możesz mi pomóc?- spytała i  odwróciła się , sugerując abym zapiął jej sukienkę z tyłu.
 Delikatnie przyłożyłem dłonie , które momentalnie zrobiły się bardzo zimne od zamka kreacji blondynki.
- To gotowa, już możemy iść?- spytałem dla pewności.
- Tak.- rzekła, biorąc torebkę i zamykając drzwi.
Ruszyliśmy w stronę restauracji. Nie była ona zbyt droga, więc moje fundusze pozwalały, abym ją tam zabrał. Usiedliśmy przy stoliku. Oczywiście odsunąłem jej krzesło, jak prawdziwy dżentelmen. Zamówiliśmy dania, czekając aż kelner przyniesie nam zamówiony posiłek, popijaliśmy czerwone wino.
- Ciesze się, że zgodziłaś się ze mną   pójść na tą randkę.- oznajmiłem
- Ja również,  wreszcie mamy trochę czasy tylko dla siebie.- uśmiechnęła się delikatnie
Po chwili kelner przyniósł nam posiłek. Kiedy jedliśmy rozmawialiśmy na różne tematy  śmialiśmy się. Czułem  że oboje dobrze się bawimy.
Kolacja dobiegła końca, a ja postanowiłem Alice odprowadzić do domu. Po drodze okryłem ją swoją bluzą, dlatego, że miała ona na sobie tylko sukienkę na ramiączkach było jej zimno. Nie mogłem tak na nią patrzeć, kiedy się trzęsła. Byliśmy pod jej  drzwiami, ona zdjęła moją bluzę, oddała mi ją. Na koniec pocałowała moje dwa poliki.
Ja szczęśliwy z tym faktem wróciłem do domu z dużym uśmiechem na twarzy.        






Hejo!
Wpadamy do Was z kolejnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że nie wyszedł aż tak źle ;)
Prosimy o szczere komentarze, bo to dla nas ważne. Piszcie, co naprawdę sądzicie. Nie bójcie się!
W kolejny rozdziale za tydzień 
- Co odkryją przyjaciele Josepha, ?
-o co będą zazdrośni ?


3 komentarze: