Laura
Gdy
siedziałam w swoim "nowym domu", odrabiając lekcje, myślałam nad tym
wszystkim, co się dziś wydarzyło. Byłam lekko wystraszona tym, iż zamieszkam
sama. Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie. Ech, muszę zmienić temat. Ugh, a
jutro i do końca mieszkania tu będę wstawać wcześniej. Trzeba pogadać z mamą.
Na pewno załatwi mi jakąś pomoc domową. Ten apartament jest ogromny.
Westchnęłam i zamknęła zeszyt od matematyki. Poczułam głód. Poszłam do kuchni.
Robiąc kanapkę, na myśl przyszedł mi Ross. Ten chłopak zainteresował mnie.
Och... On po prostu spodobał mi się. Chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Czuję,
że korepetycje to będzie dla "nas" szansa. Jutro muszę do niego
zagada w tej sprawie. Przecież na poprawę nie ma wieczności.
***
Kolejnego
dnia po zajęciach, oczywiście za zgodą matki, umówiłam się z Rossem, że
spotkamy się w parku. Właśnie idę w tym kierunku, a za mną ochroniarze. Udało
mi się ich namówić, - czytaj: dałam im dolary- aby trzymali się dalej, dając
nam odrobinę prywatności. Pogoda jest doprawdy świetna. Ciepło kalifornijskiego
słońca zawsze było mi miłe. Uwielbiam je, ale czasami mam ochotę wyrwać się w
góry, na narty, żeby chociaż na chwilę oderwać się od tego wiecznego upału.
Poczułam jak
mój telefon zaczyna wibrować. Spojrzałam na ekran. Sarah dzwoniła do mnie.
-Hej.-
odebrałam i przywitałam ją
-Cześć Lau,
co porabiasz?- zapytała wesoło
-Idę na
spotkanie z Rossem...- nie dokończyłam, bo przerwano mi
Głos zabrał
Chris.
-Że z kim? Z
Lynchem?!- oburzył się, na co zaśmiałam się
-Mówiłam
wam, że zostałam wyznaczona do pomocy.- odpowiedziałam, jakbym się broniła
przez, co poczułam się głupio
-Ten biedak
to nie twoja liga Laura. Daj sobie z nim spokój.- poradził mi
-Och, a
nawet jeśli spodobałby mi się, to co? Wnętrze człowieka jest ważniejsze.
-Bla, bla,
bla... To jest życiowy nieudacznik, inaczej nie byłby taki, jaki jest.- głos
przejęła Sarah
-Nie bądźcie
materialistami.- rzekła miło
-My tylko
martwimy się o ciebie skarbie.- usłyszałam Monic
-To nie
martwcie się. Jestem dorosłą dziewczynką. A Ross lubię i nie możecie mi tego
zabronić.- odparłam już mniej milej
-Żebyś się
nie zdziwił...- zaczął Chris, ale Sah przerwała mu
-Pogadamy
później. Pa!- rzuciła i rozłączyła się
Jej, chyba
pierwszy raz w życiu mieliśmy tak rozbieżne zdania. Czy to może oznaczać, że
pokłóciliśmy się... I tak czuję się źle. Myślałam, że ta rozmowa rozweseli
mnie. Może Lynch będzie w lepszym humorze?
Pomyślałam i
wkroczyłam do parku. Moje oczy wnet wyszukały blondyna. Siedział na ławce i
rozglądał się. Gdy tylko spojrzał na mnie pomachałam mu, na co uśmiechnął się.
Podeszłam bliżej. Kątem oka widziałam ochroniarzy. Żeby tylko on ich nie
zauważył.
-Hej!-
przywitałam go, wstał
-Cześć.-
odpowiedział
-Gdzie
chcesz się uczyć?- zapytał i skierował swój wzrok, gdzieś w bok
-Może u
mnie? Mieszkam sama, więc będziemy mieli spokój.- zaproponowałam
-Okay.-
zgodził się i ruszyliśmy do mojego mieszkania
***
Ross okazał
się być naprawdę zdolny i bardzo szybko załapał nowy materiał. Nie wiem
dlaczego, ale chciałabym, żeby tak nie było. No cóż. Widocznie taki los...
-A co ze
stypendium?- zapytałam
-Prawie
wszystko zaliczyłem, tylko tej maty nie mogłem załapać.- zaśmiał się, a na
mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech
-To cieszę
się.- powiedziałam, a on wziął łyka soku
-Wiesz,
głupio mi pytać, ale dlaczego mieszkasz sama?- gdy usłyszałam to pytanie,
wpadłam w niemałe zakłopotanie
-Przepraszam,
nie musisz odpowiadać...- zaczął się tłumaczyć, lecz przerwałam mu
-Spokojnie.
To nie żadna tajemnica Ross. Po prostu mama zdecydowała, że czas się
usamodzielnić.- odpowiedział już ze spokojem
Przecież nie
muszę mówić mu wszystkiego.
***
Po tym jak
Ross poszedł z mojego mieszkania. Postanowiłam zabrać się za kolację, tylko dla
siebie. Przyznaję, bardzo ciążyło mi to, że mieszkam sama. Nie licząc tych
goryli w garniturach, ale oni tylko są. Muszę sama wszystko robić. Muszę
wcześniej wstawać, aby rano zrobić sobie śniadanie, a potem posprzątać po nim.
Kiedy szykowałam sobie kolację. rozległ się dzwonek do drzwi. Wytarłam ręce w
ścierkę i ruszyłam do drzwi. Gdy je
otworzyłam, przed moimi oczami ukazał się Joseph.
- Hej, co ty
tutaj robisz?- zapytałam, wpuszczając go do środka
- Hej,
słyszałem, że posprzeczałaś się z Chrisem i dziewczynami. - oznajmił,
rozbierając się
- Taa.... po
prostu samo to jakoś wyszło.- powiedziałam, wracając do kuchni, aby ukryć
smutek
- O co
poszło? - podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona
Delikatnie je potarł dodając otuchy. Ja właściwie sama
nie wiedziała... Przerwałam robienie kanapek i odwróciłam się do niego.
Chwyciłam go w pasie i wtuliłam się w jego tors. Joe był trochę wyższy ode
mnie. Biło od niego takie ciepło, jakiego potrzebowałam. On położył mi dłonie
na plecy i dodawał mi z każdą chwilą coraz większej otuchy. Tego właśnie
potrzebowałam, ciepła prawdziwego mężczyzny. Rozmyślałam nad tym, kiedy
poczułam coś ciepłego na szyi. Ocknęłam się, to były rozpalone usta Josepha,
który zaczął całować moją szyję, wspinając się coraz wyżej. Czułam jego usta na policzkach, podbródku, w
końcu dotarł do ust. Odruchowo go odepchnęłam i odsunęłam się od niego,
-Lau... ja
przepraszam. Nie wiem czemu to zrobiłem, poniosło mnie..- zaczął się tłumaczyć,
ale mu przerwałam?
- Dlaczego
to zrobiłeś?- spytałam zła i oparłam się plecami o blat, a w pomieszczeniu
pojawił się ochroniarz
-Wszystko
okey.- skierowałam się do niego i wyszedł, kiwając głowa
-
Przepraszam... Ja... ja źle cię zrozumiałem. Jestem totalnym idiotą...- mówił
zrezygnowany
- Nie. -
zaprzeczyłam, a on spojrzał na mnie i oparł się o blat tak samo, jak ja
- Ja też
przepraszam. Zaskoczyłeś mnie.- odpowiedziałam zmieszana i zapanowała cisza
To był dla
mnie szok. Nie co dzień przyjaciel całuje cię tak intymnie. Moje krótkie
dumanie przerwał głos bruneta.
- Spokojnie.
Poczekam, tyle ile będziesz chciała. Znasz mnie.- uśmiechnął się
- Naprawdę?
- spytałam zdziwiona
- Tak.-
odrzekł pewnie i chwycił moja dłoń, a na moja twarz wkradł się rumieniec
Potem
usiedliśmy na kanapie i zjedliśmy pizzę, która wcześniej zamówiliśmy. Bardzo go
lubiłam, ale musiałam sobie wszystko poukładać w głowie, jeśli miałabym z nim
być w związku. Poza tym bylismy przyjaciółmi i nie chciałam tego zniszczyć.
Kiedy
wyszedł z mojego mieszkania, było już bardzo późno, więc postanowiłam położyć
się spać. Pościeliłam sobie łóżko, ogarnęłam się i poszłam spać.
Następnego
ranka szybko zrobiłam sobie śniadanie. Dziś była sobota. Nareszcie trochę
wolnego od szkoły, ale już niedługo wakacje. Postanowiłam, że dziś posprzątam
moje mieszkanie. Troszkę było brudno, oczywiście gołym okiem nie było tego, tak
widać, ale ja sama to widziałam, że na szewkach jest kurz.
Nalałam
sobie wody do miski, płynu uniwersalnego
i zabrałam się za sprzątanie. Po skończonej czynności, zrobiłam sobie
naleśniki z nuttellą, które zjadłam bardzo szybko z tego względu, że była
głodna. Muszę koniecznie porozmawiać z matką.
Ellington
Siedziałem
sobie w salonie z Riker'em, oglądając telewizor, kiedy przyszła Rydel.
Zobaczyła tylko, co oglądamy, a następnie udała się do kuchni. Gdy odeszła,
poczułem jak ktoś szturcha mnie w łokieć.
- Co ty
chcesz?- spytałem Riker'a
- Może
gdzieś zabierzesz Rydel.- zasugerował
- A jeśli
ona nie będzie chciała?
- Będzie
chciała, nudzi jej się. Z resztą sam spójrz na nią. Wyjdziecie sobie,
pójdziecie do parku, zrobicie sobie długi spacer, pogadacie, przyda jej się to.
- Masz
rację. - przyznałem
- Mam
pytanie. Czy ty powiedziałeś jej, co do niej czujesz?
- Nie
zdążyłem wtedy.- przyznałem się
- No to masz
okazję.
- Ale że
dziś?- spytałem z niedowierzaniem
- A dlaczego
nie? Heh, kurde. Nie wierzę, że mówię to. Przydałby jej się teraz mężczyzna,
który ją kocha, a ona o tym wie. Nie skrzywdź jej Rat, bo to wciąż moja mała
księżniczka.- powiedział, a ja uśmiechnąłem się szeroko
- Może masz
rację, ale nie wiem, czy to jest dobry pomysł...- odparłem niepewnie
- Stary
uwierz mi.
- Może masz
rację, pójdę do niej. - podjąłem ,, wyzwanie"
Ross
Przez 2
godziny pokazałem Alice część miasta, w której mieszkamy. Teraz spacerem
wracamy z przystanku. Do domu mamy gdzieś około 500 metrów.
-Dzięki
Ross. Sama bym chyba nie odnalazła się tutaj. Poza tym nie umiałabym nawet do
pracy dojść. Wiszę ci dużą przysługę.- uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem jej
gest
-Wystarczy,
że dasz się jutro zaprosić na spacer.- odpowiedziałem, a ona uniosła
zaciekawiona brwi
-Okay, a o
której?- zapytała
-Może o 17,
bo później idę do pracy?- zaproponowałem
-Zgadzam
się. A ty pracujesz?
-Dorabiam,
bo trochę nam brakuje. Poza tym warto mieć na swoje potrzeby, takie mniej
podstawowe.- odrzekłem
-To fajnie.
Umiesz dobrze sobie rozplanować czas. Lekcje, dom i praca. Nieźle młody.-
pokiwała głową
-Jesteś ode
mnie tylko o rok starsza Al, nie jestem, więc taki młody.- uczepiłem się
-Dobra,
dobra.- przewróciła oczami, a ja zaśmiałem się
W takim
miłym nastroju weszliśmy do mieszkania. Na kanapie akurat siedział Riker i
Rocky.
- Siema!-
powiedziałem i odkręcili głowy w naszym kierunku
-Ładnie to
tak włóczyć się po mieście i nie odbierać telefonu?- zapytał najstarszy z
uśmiechem
Pokiwałem
tylko głową.
-Los Angeles
to nie Littleton, to miasto jest trochę większe i potrzebą więcej czasu.-
odpowiedziałem równie żartobliwie
-Dobra,
dobra. Siadajcie. Oglądamy właśnie jakiś film.- zaproponował
-Okay.-
zgodziła się Alice
-Ja pójdę do
siebie, ale wam życzę miłego oglądania.- odparłem i znikłem za drzwiami pokoju
Byłem
zmęczony dzisiejszym dniem.
Hej!
Witamy Was i wpadamy z nowym rozdziałem. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Mam nadzieje, iż spodoba Wam się ten rozdział ;)
Jak wakacje, macie jakieś plany???
Zapraszamy do komentowania! :D
Pozdrawiamy
Ania Fanka&Sylwia Lynch
W następnym rozdziale:
-Co zadecyduje Laura?
-Kto będzie zazdrosny?
-Co zrobią przyjaciele Marano?
Tego wszystkiego dowiecie się już wkrótce w rozdziale 18!
Tego wszystkiego dowiecie się już wkrótce w rozdziale 18!