****1,5 ROKU PÓŹNIEJ****
Ross
Wnosiłem właśnie pudła do naszego nowego mieszkania z Laurą. Postanowiliśmy, że zamieszkamy w całkowicie nowym miejscu i złożymy się na mieszkanie po połowie, żeby było sprawiedliwie. Nie kupiliśmy nie wiadomo jakiego mieszkania, tylko takie skromne dla nas i może w przyszłości dla naszego dziecka. Laura uświadomiła mi, że chce, abym został ojcem jej dzieci, ja nie uważam, żebym się do tego jakoś specjalnie nadawał, ale cóż skoro Laura uważa, że się nadaje, to nie będę się sprzeciwiać. Bardzo we mnie wierzy, a ja kocham ją strasznie mocno.
Na pewno jesteście ciekawi, skąd miałem pieniądze. Otóż już wam objaśniam. Okazało się, że bardzo daleka ciotka mieszkająca w Wielkiej Brytanii zapisała nam sporą sumę pieniędzy i po jej śmierci każdy z nas dostał sporą kwotę na życie. Podzieliliśmy się po równo, żeby było sprawiedliwie.
-Ross nareszcie już wszystko- rzekła, zamykając drzwi.
Rzeczywiście wszystkie pudła były wniesione i meble, które zamówiliśmy. Podeszła do mnie delikatnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Nachyliłem się nad jej twarzą i namiętnie ją pocałowałem.
Rzeczywiście wszystkie pudła były wniesione i meble, które zamówiliśmy. Podeszła do mnie delikatnie i zarzuciła mi ręce na szyję. Nachyliłem się nad jej twarzą i namiętnie ją pocałowałem.
-Kocham cię Ross- szepnęła, a ja uśmiechnąłem się.
- Ja ciebie też. Teraz wszystko będzie dobrze- objąłem ją, patrząc na nasze nowe jeszcze nieumeblowane mieszkanie.
Będzie dobrze...
Będzie dobrze...
Narrator
Blondyn denerwował się jak nigdy. Czuł, że to będzie najtrudniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek zadał, ale nie miał odwrotu. Właśnie stał pod drzwiami jednej z rezydencji Los Angeles i czekał, aż ktoś otworzy mu drzwi. Otworzył pan Morgan- lokaj.
-Dobry wieczór panie Lynch- odezwał się zachrypłym głosem, wpuszczając go do środka.
Riker skinął głową i udał się do pokoju swojej ukochanej. Na korytarzu spotkał Sarah, która uśmiechnęła się na jego widok. Na początku nie przepadała za nim, teraz jednak było inaczej.
-Cześć- podeszła do niego i pocałował go w policzek.
-Hej- odparł.
-Jest u siebie- rzuciła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Uśmiechnął się w podziękowaniu, co odwzajemnił i znikła.
Zapukał delikatnie do drzwi pokoju blondynki.
-Nie ma mnie!- odkrzyknęła, na co zaśmiał się.
"Moja buntowniczka"- przeszło mu przez myśl i wszedł.
-Przecież mó...- chciała podnieść głos, ale zauważyła go.
Siedziała przy lustrze i robiła makijaż. Ubrana w czarną sukienkę do połowy ud.
Zaczerwieniła się lekko.
-Hej- przywitał ją i pocałował ją lekko, jak zwykle zniewalająco.
Odpowiedziała mu tym samym.
-Już kończę i możemy iść- poinformował go.
Pokiwał głową z uśmiechem i ustał przy oknie. Pomyślał, że nie czuje już tremy. W restauracji jednak, gdzie znajdowali się wśród mnóstwa ludzi stchórzył. A teraz siedzą w jego samochodzie przed jej domem.
-Dziękuję za wspaniały wieczór- powiedziała i pocałowała go, trzymając jego dłoń.
Gdy wysiadła i była już w połowie drogi do schodów, zatrzymał ją.
-Monic!- zawołał i podszedł do niej.
Ręką ścisnął kieszeń, aby upewnić się, że na pewno jest.
-Kocham cię- rzekł, a ona zachichotała i przyciągnęła blondyna do siebie.
-Też cię kocham- złączył ich wargi.
Był już pewny, a kiedy uklęk, nie było wyjścia.
-Kochasz mnie, a ja ciebie. Zostaniesz więc moją żoną?- zapytał niepewnie, a na jego bladej twarzy wykpiły rumieńce.
Zamarła, gdy wyjął pudełeczko i otworzył je.
-Odpowiesz?- zadał kolejne pytanie, denerwując się brakiem odzewu.
Złapała go za ręce i pomogła mu wstać.
-Tak- wyszeptała, a on wsunął pierścionek na jej palec.
Przytuliła go mocno, a potem całowali się jeszcze chwilę.
-Chodź. Wejdziesz- zarządziła i trzymając się za dłonie weszli do środka.
Rydel
Obudził mnie w nocy płacz. Wstałam powolnie z łóżka i zobaczyłam Ellingtona- mojego męża z naszą mała córeczką na rękach. Dziewczynka była bardzo zapłakana i ledwie, co trzymała smoczka w ustach.
- No i widzisz obudziłaś mamusię-Ellington powiedział do Mii, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
-Co się dzieję kochanie?- podeszłam do niej i wzięłam ją na rączki, która wtuliła się w moje ramie i zaczęła szlochać.
- Nie wiem czy nie ma kolki, bo podkurczała nóżki- odrzekł brunet.
-Chodź kochanie położymy się trochę razem- położyłam ją na łóżku i położyłam jej dłoń na jej maleńkim brzuszku , po czym na nim palcami zaczęłam robić okrężne ruchy, a mała momentalnie się uspokoiła. Ellington wziął z łóżeczka jej ulubionego misia i podał jej do rączki. Dziewczyna chwilę się nim bawiła, a następnie przytuliła się do niego i zamknęła oczy. Nie przestawałam masować jej brzucha, bo wiedziałam że jeszcze nie śpi. Po 10 minutach zobaczyłam, że małej wypadł smoczek z buzi. Delikatnie go wyciągnęłam i z odłożyłam na szafkę nocną, a razem z Ellem poszliśmy spać. Mała była naszą prawdziwą pociechą każdego dnia. Ellington spędzał z nią jak najwięcej czasu, ale również chodził do pracy, przy takim małym dziecku pieniądze rozchodzą się błyskawicznie. Wtuliłam się w niego jak zawsze ciepłe ramie i poszłam spać w nadziei, że nie zbudzi nas już nasza pociecha.
Rocky
Zamykałem drzwi od sklepu, w którym pracowałem, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem klucz z zamka i szybko wyciągnąłem telefon. Alice, odebrałem.
-Hej- powiedziałem, chowając klucze do kieszeni.
-Cześć. Za ile wrócisz?- zapytała lekko poddenerwowana.
-Już wracam. Za 15 minut będę. Coś się stało?- tym razem to ja zapytałem z troską.
-Nie...- odpowiedziała szybko.
-Na pewno?- upewniałem się.
-Tak.
-Dobrze. Za chwilę już będę.
-Czekam. Pa- pożegnała mnie i rozłączyła się.
Coś było nie tak. Nie chciałem jej jednak męczyć przez telefon. Dwadzieścia minut później byłem już w naszym mieszkaniu i jadłem obiad. Alice siedziała i wpatrywała się we mnie. Wiedziałem, że chce coś powiedzieć, lecz nie wie jak.
-Ufasz mi?- spytałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Taak. Tak- powtórzyła pewniej.
-To o co chodzi?
Przetarła ręką twarz. Zapanowała cisza. Patrzyłem wyczekująco, aż odezwała się.
-Jestem w ciąży- rzekła cicho i niepewnie, a mnie dosłownie zatkało.
-Wiedziałam, że nie będziesz szczęśliwy- powiedziała zrozpaczona, a ja złapałem ją za rękę.
-To nieprawda. Jestem szczęśliwy- odrzekłem i uśmiechnąłem się.
Widziałem w jej oczach strach. Też się trochę bałem, ale nie mogłem tego okazać. Wstała i przytuliła się do mnie.
-Kocham cię- wyszeptała, obejmując mnie, a ja odpowiedziałem jej tym samym.
-Na pewno?- upewniałem się.
-Tak.
-Dobrze. Za chwilę już będę.
-Czekam. Pa- pożegnała mnie i rozłączyła się.
Coś było nie tak. Nie chciałem jej jednak męczyć przez telefon. Dwadzieścia minut później byłem już w naszym mieszkaniu i jadłem obiad. Alice siedziała i wpatrywała się we mnie. Wiedziałem, że chce coś powiedzieć, lecz nie wie jak.
-Ufasz mi?- spytałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Taak. Tak- powtórzyła pewniej.
-To o co chodzi?
Przetarła ręką twarz. Zapanowała cisza. Patrzyłem wyczekująco, aż odezwała się.
-Jestem w ciąży- rzekła cicho i niepewnie, a mnie dosłownie zatkało.
-Wiedziałam, że nie będziesz szczęśliwy- powiedziała zrozpaczona, a ja złapałem ją za rękę.
-To nieprawda. Jestem szczęśliwy- odrzekłem i uśmiechnąłem się.
Widziałem w jej oczach strach. Też się trochę bałem, ale nie mogłem tego okazać. Wstała i przytuliła się do mnie.
-Kocham cię- wyszeptała, obejmując mnie, a ja odpowiedziałem jej tym samym.
THE END
Hej dodajemy epilog. Tak przygoda z blogiem dobiega końca. Niestety, ale cóż mamy nadzieję, że Wam się podobało nasze opowiadanie i że nie będziecie go źle wspominać :)